czwartek, 18 czerwca 2015

Karteczki-bodziaczki (cz.2)

Trochę się nam to francuskie życie uspokoiło :-)
W końcu po prawie pół roku pobytu tutaj mamy chwilę wytchnienia od dokumentów, papierków, niezrozumiałych listów, brakujących podpisów etc.
Ufff...
Można powiedzieć, że odetchnęliśmy z ulgą.
W końcu "normalne" życie.
No, może nie tak do końca, bo jakoś mimo wszystko nie jestem w stanie pozbyć się wrażenia, że to długie wakacje...
Do miasta czy mieszkania już przywykłam, do przedziwnych godzin funkcjonowania, tak by dopasować się do otoczenia też, ale zdaje się, że w drugą stronę tak to nie działa. 
Tubylcy nadal biorą mnie za turystkę...po takim czasie raczej długoterminową, ale jednak turystkę. I choć mam swoje ulubione sklepy, a ekspedienci witają się ze mną jak ze starą znajomą nie jestem u siebie...
Gdy tylko wspomnę, że nie mówię po francusku od razu przechodzą w tryb pytań "turystycznych", czyli: jak mi się podoba i czy smakuje mi jedzenie :) 
Oczywiście, że mi smakuje! 
Przecież sama je gotuję :P czym również wywołuję zdziwienie na ich twarzach...bo oni jedzą na mieście...

Fakt, nie ułatwiam im zadania tym, że faktycznie prezentuję się jak "turystka". Tu piszę w cudzysłowie, gdyż dla mnie w takich okolicznościach pogody jest to naturalne, ale nie dla tubylców. Bo ja nie rozstaję się z kapeluszem i okularami przeciwsłonecznymi, no i stale jestem wymalowana od czoła aż po czubki palców u nóg filtrem 50!!! Przy takiej pogodzie nie ma innej opcji: albo image jak wyżej albo udar słoneczny!!! 
Już po pierwszym tygodniu słońca moje nogi opaliły się w kretyński wzór sandała i tak pewnie zostanie mi na zawsze! 
Co ciekawe, tubylców się chyba ten upał i słońce nie ima! 
Można ich rozpoznać po braku nakrycia głowy!!! 
No i do tego dziewczyny zawsze w rozpuszczonych długich włosach i o matowej cerze... 
Jak to jest możliwe??!! 
Czemu one się nie "błyszczą"??!!
Czy im nie jest gorąco??!!
Czemu te włosy się do nich nie lepią??!!
Jak one wytrzymują w długich spodniach??!! jeansowych...
O Panach w marynarkach i Paniach "chuściarach" to już nawet nie wspomnę...

Czyli ja, wyglądająca na typową turystkę, rezydentka tego uroczego, upalnego miasta staram się ciągle przywyknąć do tej rzeczywistości i poczuć możliwie zadomowiona... 

Może jeśli przywyknę do tych warunków atmosferycznych coś się odmieni...
Póki co oswajam upały siedząc w domu.
A to też nie takie proste!
Wymaga wyboru: 
- widno i gorąco czy ciemno i chłodniej?
- chłodno i drogo (po miesiącu dojrzewania do tej decyzji kupiliśmy wiatrak!!!) czy ciepło i tanio?
- chłodno i z komarami (wtyczka prądowa anty-komarowa jest nieco przereklamowana...zawsze znajdzie się jakiś "twardziel") czy bez komarów i w zasadzie bez spania, bo się duszę!!!

Dobrze, że jeszcze jest troszkę papieru...to on mnie zabawia, gdy nie da się wysunąć z domu choćby nosa... 
I tak jak już wcześniej pisałam, popełniłam ostatnio sporo karteczek...
Dziś prezentuję ich drugą i ostatnią partię :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz