poniedziałek, 15 stycznia 2018

Zielona choinka, pachnący las...

Znacie tę piosenkę?
Nie?!
Ja też :P
Ale moja mama ją zna i śpiewała ją Pyzce ostatnio przy każdej możliwej okazji na zmianę z kultową już "Choinko piękna jak las". Skutek był taki, że po powrocie do domu ze świątecznych wojaży córka zażyczyła sobie "inną piosenkę o choince". Zna ją tylko Babusia, więc kiedy nie wiem już jak zbyć temat dzwonię do niej i proszę o wykon :) Mamy na koncie telefoniczną realizację piosenki o cyrku, a także o kucharzu (to również 'pamiątka' po świętach) czy "Malowany wózek". Tej ostatniej już się nawet nauczyłam i cyrk w sumie też ogarnęłam, ale tylko jedną zwrotkę :P Jednak, w związku z tym, że w naszym domu choinka wciąż jeszcze cieszy oczy kolorowymi lampkami, to piosenka o cyrku się nie liczy, bo to choinka stanowi topowy temat do śpiewania, malowania czy innych tworów. 
Malowanych choinek, czy to kredkami czy też farbami mamy już mały pierdylion, a teraz przyszedł czas na stojące dekoracje. Stało się to całkiem przypadkiem i przy 100% udziale Pyzki, która rozwaliła mnie na łopatki swoją kreatywnością!
Otóż, dostałam na urodziny prześliczne ramki na zdjęcia. W naszym domu po remoncie (raptem rok) ściany wciąż jeszcze pozostają gołe (miałam napisać "białe", ale to tylko pobożne życzenie, a piszę jak jest, a nie jak miało być :P), a zatem prezent trafiony na setę :) Rozpakowałam je z folii i zaczęłam chodzić z nimi po domu rozmyślając, gdzie też je powiesimy (pewnie za kolejny rok, bo zryw mamy szalony...). Kiedy już ramki spoczęły na szafie, gdzie poczekają na odpowiedni do rozwieszenia moment, zabrałam się za porządki i zbieranie opakowań. Oczywiście we wszystkich tych czynnościach Pyzka dzielnie mi asystowała. Poskładałam wszystkie narożniki tekturowe, które zabezpieczały ramki, w jeden stosik żeby zajęły mniej miejsca w koszu na papiery i właśnie w tym momencie Pyzka wyjęła mi je z rąk wołając oczywiście "choinka". I tak właśnie zrodził się pomysł na kolejną ciekawą pracę plastyczną, której efekty pozostaną z nami na dłużej :)
Tekturowe narożniki połączyłam klejem i od razu były gotowe do malowania. Starszakowi można dać tekturę do pomalowania najpierw (będzie łatwiej pomalować całość), a dopiero później ją posklejać, ale Pyzka musiała mieć choinkę tu i teraz, bo przecież miała malować choinkę, a nie jakiś tam trójkąt! Do pokolorowania użyłyśmy farb w sztyfcie, które wykorzystałyśmy wcześniej do pomalowania obory :) Te farby to super odkrycie! Mają piękne, żywe kolory, wygodnie się nimi maluje, łatwo zmywają się z rąk, stolika i odzieży (choć tego na sobie nie próbowałam -informacja na opakowaniu, w którą chcę wierzyć), a koszt jednego sztyftu to ok. 2 zł :D Farby wysuwają się jak klej co akurat nasze dziecko uwielbia, z resztą, do poszukiwania tego typu malowidła pchnęło mnie właśnie ciągłe smarowanie przez nią klejem w sztyfcie zamiast przyklejanie czegośkolwiek do poklejonych kartek ;) Jakby mało było ich zalet świeżo pomalowaną farbę można na powierzchni rozcierać wodą i uzyskać bardziej "farbowy" efekt (nie mam pojęcia jak to nazwać, moja choinka na drugim zdjęciu może Wam to wyjaśni ;) ).

 

Jak widać wszystko może się przydać!
Dorośli zawsze patrzą na zawartość pudełka, ale życie już nie raz pokazało mi, że dla dziecka czasem ciekawszą zabawką jest samoopakowanie. Tak będę również wspominać minione święta, bo dla Pyzki ważniejsze było rwanie kolejnych papierów na pudłach niż oglądanie ich zawartości :P 
Mój prezent okazał się idealny dla nas obu, z tym, że jak widać sporo we mnie dziecka, bo wkręciłam się w malowanie choinki na całego ("czyste" farby to ja luuubię!).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz