To już się stało naszą rodzinną tradycją, że co weekend wyruszamy nad morze :)
Nie inaczej było i w tym tygodniu...
W związku z tym, że nie będzie w tym roku u nas prawdziwych wakacji, czyli tygodniowego, co najmniej!!, byczenia się gdzieś pod palmą, odbieramy sobie ten urlop na raty...
Tym sposobem czujemy się trochę jakbyśmy cały czas byli odrobinę na wakacjach :)
Pomijając trudny podróży samochodem bez klimy w tym upalnym klimacie są to naprawdę udane mini-wakacje :-)
W minioną sobotę odwiedziliśmy kolejne miasteczko na Lazurowym wybrzeżu obfitujące w piękne plaże. Bandol, w którym przyszło nam się byczyć na piachu cały dzień :):):) to typowo turystyczna miejscowość z portem jachtowym, niedużymi hotelami i całym mnóstwem restauracji ulokowanych wzdłuż wybrzeża.
Do tej pory plaże, na których gościliśmy na Lazurowym Wybrzeżu, czyli patrząc na mapę na prawo od Marsylii, były kamieniste czy żwirkowate. Bandol leży już bliżej Tulonu niż Marsylii. I...zaskoczył mnie tu żółty piasek!!! Pomyślałam, że może będzie trochę jak w Polsce. Ale jednak nic nadbałtyckim plażom nie dorówna... Jak się okazało piach ten był jakiś taki sztuczny, grubaśny i żwirkowaty. Mimo wszystko jednak lepszy chyba niż drobne kamyczki, które nagrzewają się w tym słońcu do czerwoności i parzą w stopy. Także pod tym względem gruby piasek wygrywa... Inna sprawa,ze plażując na żwirku nie ma problemu z wytrzepaniem piachu z... zewsząd właściwie :P Także co kto lubi...
Ja wybieram te nagrzane kamyczki, które parzyły mnie w stopy 2 tygodnie temu w La Ciotat :)
Co nie znaczy, że w Bandol mi się nie podobało...
Słońce, plaża, lenistwo, a na koniec przeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeepyszne lody o smaku bazylii!!!!! Tak, tak, dobrze widzicie!!!!!!!!
Bazyliowe!!!!
Pychotkowe!!!!
Reasumując: kolejne udane wakacje ! :D
A, byłabym zapomniała - woda jak zupa!!! Także i Pan Mąż miał używanie...wymoczył się za wszystkie czasy :P
Zaś po powrocie z tego krótkiego urlopu wzięłam się za wspomnienia z naszych wiosennych wypadów. Mianowicie: z plażowania na szaro-czarnym piachu wybrzeży położonych na zachód od Marsylii przywiozłam sobie całkiem spory zapas muszelek. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym ich nie wykorzystała w jakimś brykusiowym celu...
A że świecznik już mam padło na ramki na zdjęcia, których, nie wiedzieć czemu, do tej pory nie popełniłam :) W każdym razie błąd już naprawiony i pierwsze ramki "za płoty" :)
Nie spodziewałam się, że efekt aż tak mnie ucieszy! bo wyszły naprawdę fajosko :)
Wymiana zdjęć oraz postawienie ich w pionie lub poziomie oczywiście jest możliwe, czyli pełna prorfeska!
Pozostaje tylko zorganizować fotki do tych moich arcydziełek :)
Najlepiej wakacyjne, bo cóż nie będzie prezentowało się lepiej przy muszelkach niż wakacyjna opalenizna :P
Ale o ogarnięciu zdjęć napiszę Wam innym razem...
Póki co mamy na stanie naszego lokum tylko foteczki chrześniaczka mojego szanownego małżonka...
Mały przystojniaczek doskonale prezentuje mój wykon, czyż nie? :D
Uwielbiam klimaty morskie :) Super inspiracja. Na pewno zachęciłaś mnie do działania i spróbuje stworzyć jakieś swoje dzieło z muszelek. Może jeszcze jakieś mini rozgwiazdki? ;) Jeszcze tylko jakieś wakacyjne fotki i mamy świetną pamiątkę! Reprotechnika.pl się kłania ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńRogwiazdek nie znalazłam, ale też pięknie by się komponowały.
Owocnej pracy życzę i pozdrawiam serdecznie!