Odkąd pamiętam, co dnia towarzyszy mi zawsze ten sam dylemat: w co się ubrać? :P
Przeplata się on nieodmiennie ze stwierdzeniem przeczącym logice, patrząc na zawartość mojej szafy, a mianowicie: "Nie mam się w co ubrać".
(w tym momencie Pan Mąż czytający tego posta wzdycha żałośnie, wspominając ostatnią wąską półkę, która pozostała w szafie na jego rzeczy)
Wiem, nie jestem odosobnionym przypadkiem (a więc Ty, Panie Mężu, też na pewno nie :P)... Ale to, że nie jestem sama wcale mnie nie pociesza (nawias zapewne jak wyżej) :P
Wiem, w domu nie muszę się stroić, a przy dziecku najwygodniej poruszać się w dresie i to najlepiej w burych barwach.
Wiem, co bym na siebie nie włożyła, mimo usilnych starań zachowania czystości i tak za góra kilka godzin będzie wymięte i/lub poplamione. A jednak chcę, próbuję wyglądać "jak człowiek" :)
Wyjątkiem tu są włosy, które odkąd urodziłam Pyzkę w niewyjaśnionych okolicznościach zmieniły się w dziwny twór żyjący własnym życiem. Z tego też powodu, w cokolwiek bym się nie ubrała zawsze mojej stylizacji towarzyszy kapelusz. Teraz jest on moją fryzurą :)
Wracając jednak do szafy...
Odkąd mam córkę mój odwieczny dylemat się podwoił!
Teraz nie wiem w co ubrać i się i ją!
Wszystko takie piękne, ze wszystkiego zaraz wyrośnie, a wszystko chciałabym poużywać, choć to ostatnie raczej niemożliwe :P Jedno jest pewne, w przypadku Pyzki nie mam kłopotu pt."w co ją ubrać"! Tylko bieżących ubranek mam tyle, że zajmują całą szafę!!! To niewiarygodne ileż ona ma rzeczy... Szaleństwo zakupowe wymknęło się spod kontroli, a jeśli dodać do tego prezenty wychodzi zapas na 6-cioro dzieci :P !! Nie, nie narzekam! Wskazuję tylko na skalę tej zagwozdki, którą jest: "w co ją ubrać" :)
Po ostatnim praniu, gdy część zawartości szafy Pyzki trafiła na suszarkę nie mogłam powstrzymać śmiechu... "Nigdy nie mów nigdy" - tylko to cisnęło mi się na usta na widok całej suszarki zawieszonej odzieżą w kolorze wściekłego różu (a to oczywiście nie cała garderoba w tym kolorze :P) !
Jak to się stało?!
Jak do tego doszło?!
Przecież : "moja córka nigdy nie będzie chodziła w różowym...".
Hehehehehe - jasne!
Okazuje się jednak, że będzie :P
...I że nie będzie mi z tym aż tak strasznie źle...
Choć muszę przyznać, że to nie ja nabyłam ubranka w tym kolorze, to chętnie po nie sięgam, a moja córka, jak we wszystkim (co za skromność i obiektywizm!), wygląda w nich doskonale :D
Faktem jest, że szalenie trudno kupić coś dziewczyńskiego i nieróżowego na dzieci w tym wieku. Pozostaje nam się więc oswoić z tym kolorem, co mnie chyba się już udało :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz