piątek, 24 czerwca 2016

Wychodzimy z grupy!!! EURO 2016 - mecz No.3

Drugi dzień trwania mistrzostw a tu nie ma meczu!
Jak Pan Mąż to przeżyje?
W trosce o jego zdrowie psychiczne, dobry nastrój i zapał w zabraniu mnie na zakupy :P skoro nie ma piłki w telewizji to choć na blogu będzie co nieco :) 

Właściwie już po drugim meczu było wiadomo, że jest dobrze...
Internet zalała fala zachwytu nad grą naszej drużyny i doskonałym(?! 0:0 !?) wynikiem z Niemcami (Serio?). Absolutna euforia, że tym razem to nie będzie jedynie mecz o honor! 
Zaczęły się typowania i kalkulacje... Na papierze wszystko było możliwe, no może poza awansem Ukrainy, ale tak poza tym, to czy ktoś poważnie myślał o zwycięstwie Irlandi Płn. z Niemcami? Nikt? No i słusznie :P
Jednocześnie, przed trzecim meczem naszej reprezentacji media poświęciły dużo miejsca drużynie Ukrainy, ich fatalnym wynikom, nastrojom w drużynie i odpadnięciu z mistrzostw. 

Zawsze wiedziałam, że jestem zbyt uczuciowa i wrażliwa...
Tak, jeśli chodzi o piłkę również! Nie lubię oglądać porażek, nawet jeśli dla nas oznacza to zwycięstwo. Byłam bliska płaczu razem z drużyną juniorów Pogoni Szczecin, gdy przegrali mecz o mistrzostwo ligi (z Legią, której przecież kibicujemy!). Podobnie podczas pamiętnego meczu Brazylii z Niemcami na mistrzostwach świata... Już po 3 bramce, gdy Brazylijczycy ledwo powłóczyli nogami chciałam przełączyć kanał, bo bolało mnie serce. Dotrwanie do końca było dla mnie męczarnią (wynik 1:7). Dobrze, że o meczu finałowym Copa America, w którym Meksyk "umoczył" z Chile jeszcze bardziej niż Brazylia, bo nie strzelił nawet jednego gola (0:7), dowiedziałam się po fakcie... Biorąc pod uwagę nasze aktualne, zażyłe stosunki z Meksykanami na pewno wyłabym jak bóbr. Kiedy więc przeczytałam wywiady z ukraińskimi piłkarzami było mi ich okropnie żal. Nawet cieszyłam się, że spotkanie rozgrywane będzie o 18, gdy Pyzka jest jeszcze na chodzie i skutecznie będzie mnie od meczu odrywała. Oczywiście chciałam, by biało-czerwoni wygrali, ale obstawiałam wynik 2:1, w nadziei, że strzelą choć jedną bramkę na tych mistrzostwach. Niestety im się nie udało, ale trzeba przyznać, że sprawiali trochę kłopotów naszym na boisku...
Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami, wygraliśmy to spotkanie. Wynik 1:0 nie zdruzgotał także Ukrainy (a przynajmniej nie bardziej niż całe mistrzostwa), więc mój żal został trochę ukojony.

* * *
Z przedmeczowego treningu i sesji zdjęciowej tym razem zrezygnowałam. Chcecie wiedzieć dlaczego? Otóż dlatego, że Pyzce tak spodobały się nasze ostatnie wygłupy na kanapie z piłką, że postanowiła zaanektować tą przestrzeń na zabawę. Początkowo spoglądałam na to z uśmiechem pomieszanym z politowaniem.... 
Złapała w garść piłkę, domaszerowała na czterech do kanapy i dalej...zadziera nogę by na nią wejść. Zamruczałam tylko pod nosem "bidulka, gramoli się i gramoli, a przecież i tak nie wejdzie" i zaśmiałam się w duchu. Po pół godzinie nie było mi już jednak do śmiechu... A wyglądało to tak:
 

Na szczęście nauka schodzenia przebiegła równie ekspresowo jak wchodzenia, co nie zmienia faktu, że musiałam w sekundzie wyprodukować sobie dodatkową parę oczu, by widzieć kiedy się tam wspina, dwie pary rąk, by łapać ją, gdy się zagapi i goni za piłką na oślep (bo piłka na kanapie to element obowiązkowy - moja wina, głupia ja!!! )  i oczywiście motorek w tyłku, by do tej kanapy na czas dobiec. Jakby tego było mało musiałam też sięgnąć do moich zapasowych pokładów cierpliwości (które zdają się być już na wyczerpaniu), gdyż jedną z moich idiotycznych fobii jest stan narzuty na kanapie. Nie ma po prostu takiej opcji żeby była ona zbałamucona... Potrafię ją poprawiać 30 razy dziennie! Zawsze rugałam Pana Męża, że "nie umie siedzieć" i ściąga kapę. Szlag mnie od tego jasny trafia, jak słowo daję! Aż tu nagle okazało się, że od ubiegłego czwartku nie ma po porostu takiej opcji by między 7 rano a 19:30 wieczorem ta narzuta leżała po ludzku. Aaaaa!!!!! Nie dość, że pomarszczona to jeszcze oparcie odkryte... A Pyzka po tej "eko-skórze" zasuwa paznokciami. Następnym razem gdy wymyślę jakąś zabawę będę trzy dni przemyśliwała wszystkie ewentualne konsekwencje! 
* * * 

Nie było sesji i treningu, ale Pyzka i tak dzielnie wspierała naszych. Z uporem maniaka wspinała się, by zajrzeć w komputer, na szczęście z gorszym skutkiem aniżeli na kanapę. W końcu opadła z sił i skapitulowała. Zajęła pozycję najbliższą monitora, czyli centralnie pod nim i zajęła się produkcją konfetti. 
Rozwiązanie prawie idealne :D Mieliśmy ją na oku, tylko sprzątania potem sporo...
Produkowała je zapamiętale, co wyraźnie wskazuje na to, że zna się na piłce i wiedziała, że wygramy, a to z kolei pozwala mi gorąco wierzyć, że pomoże nam wytypować zwycięzców, a my wygramy dzięki niej majątek :D 
Już od dziś zaczynamy treningi z klockami z sortera. 
Jestem przekonana, że zna zwycięzców kolejnych spotkań równie dobrze co Paul - ośmiornica typująca wyniki meczów Niemców.

Mecz ze Szwajcarią już jutro!
Trzymamy kciuki, by nasza reprezentacja zawitała ponownie do Marsylii :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz