piątek, 1 lipca 2016

Nie da się? A jednak można :) czyli jestę inżynierę

Było tu już kilka hitów jak pizza z patelni, taśma klejąca odcinająca drogę mrówkom, forma na ciasto z kartonu po papierze...
Dziś zatem ciąg dalszy cyklu "mistrzowie wynalazczości".
Upał z nieba leje się strumieniami nieprzerwanie już blisko miesiąc. 
Przyzwyczajamy się powoli, bo wiemy, że najgorsze dopiero przed nami. Było już jednak kilka takich dni, które boleśnie przypomniały mi ubiegłoroczną kanikułę. Mamy jeszcze kilka asów w rękawie, ale już teraz wprowadzamy w życie tryb kanikułowy, jak np. zawieszenie obiadowych dań ciepłych do godziny 20-ej (w pełnym trybie kanikuły obowiązuje przez całą dobę :P). Jakoś sobie radzimy. Najgorzej jest jednak z Pyzką. Opcja "nie biegaj, bo się spocisz" nie wchodzi raczej w grę. Przed wiatrakiem tez jej nie posadzę, no i nie mogę całe dnie trzymać jej w norze po ciemku, jak kreta...
Gdy rozwieszałam ostatnio pranie, przypomniały mi się wspomnienia znajomych z wakacji w ciepłych krajach: - w nocy był taki upał, że 1. przykrywaliśmy się mokrymi prześcieradłami, 2. wieszaliśmy w oknach mokre prześcieradła.
Eureka!
Jeśli chodzi o punkt drugi...
Bo punkt nr 1 już sprawdziliśmy w roku ubiegłym... kompletna klapa!
Wiecie dlaczego?
Bo tu nie ma ZIMNEJ wody...
Mogłabym spuścić 150 litrów, a nawet kran się nie spoci.
Tragedia!
Może z punktem 2 pójdzie lepiej :)
Aleeee....
Zaraz, zaraz. My nie mamy karnisza. Czyli z genialnego ratunku od gorąca nici?! No bo jak to mokre prześcieradło rozwiesić? Na czym? Gdzie? Gwoździami poprzybijać? Taka mokra szmata swoje waży... Gdy tak rozmyślałam w tą i z powrotem jak ulżyć nam w tych temperaturowych cierpieniach skończyło się miejsce na suszarce, a w ręku został mi polarowy cienki kocyk.
No i wymyśliłam :D
Dwa w jednym...
Mokry polarowy koc waży tyle co nic!
Mogłam więc bez problemu poprzypinać go spinaczami do bielizny do ramy okna i taśmy od rolety. Wyglądało to dosyć cudacznie, ale zdało egzamin na 5+. 
Dla lepszego komfortu życia opakowanie po płynie do szyb z opcją rozpylania napełniłam "zimną" wodą i raz na jakiś czas namaczałam kocyk. Wiatr zrobił resztę i tym sposobem choć w sypialni udało mi się stworzyć bezpieczny i przyjemny azyl :)
Bo jak już wiecie z mojego bloga "wszystko się da, tylko się parasola w d**ie nie da otworzyć" :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz