Do czerwonego miasta, słynącego z wydobywania na tamtejszych terenach ochry wybraliśmy się podczas trzeciego, długiego, majowego weekendu. Był to ciepły, słoneczny dzień z odczuwalnym, tak przez nas "lubianym", wiaterkiem...
A tak serio, weszliśmy już w ten okres w roku, kiedy bardziej ten wiatr lubimy niż nam on przeszkadza, więc bardzo nie narzekaliśmy...
A tak serio, weszliśmy już w ten okres w roku, kiedy bardziej ten wiatr lubimy niż nam on przeszkadza, więc bardzo nie narzekaliśmy...
Sama trasa do Roussillon, położonego o godzinę drogi od Avignon, jest bardzo malownicza. Po drodze mijaliśmy wspaniale czerwieniące się w słońcu łąki pełne maków, małe i większe winnice, a także urzekające miasteczka położone na okolicznych wzgórzach.
Roussillon (nie mylić z Roussillon - regionem we Francji, położonym na północnym wschodzie kraju, tuż przy granicy z Hiszpanią) absolutnie mnie zauroczyło i jestem pewna, że jeszcze odwiedzę to miejsce! Choć jest niewielkie ma wiele do zaoferowania. Dziś skupię się jednak jedynie na miasteczku :)
Osada rozpościera się na szczycie wzgórza i trzeba przyznać, że prezentuje się dokładnie tak, jak przedstawiają to foldery reklamowe i przewodniki! Nie ma w ich "pocztówkach" cienia pomocy grafików. Miasto naprawdę jest czerwone, bo wszystkie domy pokryte zostały ochrą i stąd ta charakterystyczna barwa.
Wąskie uliczki zachwycają swą urodą, a wszechobecna czerwień sprawia, że krajobraz jest trochę nierzeczywisty. Roussillon jest malutkie i mimo szczerych chęci zagubienia się tam choć na chwilę za każdym razem znajdowaliśmy drogę powrotną :) Spacer tam był prawdziwą przyjemnością i aż trudno opisać słowami jak bardzo mi się podobało!
Może trafiliśmy tam w doskonałym terminie, że nie było jeszcze dzikiego tłumu turystów...
Może zwiedzaliśmy o odpowiedniej porze, czyli w czasie lunchu, gdy knajpy są pełne a szlaki turystyczne puste (polecam serdecznie taką taktykę!!!) ;P
Może pogoda tego dnia była idealna na takie wycieczki i to potęgowało nasze dobre samopoczucie...
A może po prostu to cudne miejsce :)
Dla mnie jak najbardziej to ostatnie!
Już za chwilę, już za momencik przejdę do fotoreportażu ze spaceru. Zanim to jednak nastąpi nie mogę nie wspomnieć o starym młynie oliwnym znajdującym się w miasteczku. Świetna sprawa! Budynek zdobi z zewnątrz stare koło młyńskie.
Osada rozpościera się na szczycie wzgórza i trzeba przyznać, że prezentuje się dokładnie tak, jak przedstawiają to foldery reklamowe i przewodniki! Nie ma w ich "pocztówkach" cienia pomocy grafików. Miasto naprawdę jest czerwone, bo wszystkie domy pokryte zostały ochrą i stąd ta charakterystyczna barwa.
Wąskie uliczki zachwycają swą urodą, a wszechobecna czerwień sprawia, że krajobraz jest trochę nierzeczywisty. Roussillon jest malutkie i mimo szczerych chęci zagubienia się tam choć na chwilę za każdym razem znajdowaliśmy drogę powrotną :) Spacer tam był prawdziwą przyjemnością i aż trudno opisać słowami jak bardzo mi się podobało!
Może trafiliśmy tam w doskonałym terminie, że nie było jeszcze dzikiego tłumu turystów...
Może zwiedzaliśmy o odpowiedniej porze, czyli w czasie lunchu, gdy knajpy są pełne a szlaki turystyczne puste (polecam serdecznie taką taktykę!!!) ;P
Może pogoda tego dnia była idealna na takie wycieczki i to potęgowało nasze dobre samopoczucie...
A może po prostu to cudne miejsce :)
Dla mnie jak najbardziej to ostatnie!
Już za chwilę, już za momencik przejdę do fotoreportażu ze spaceru. Zanim to jednak nastąpi nie mogę nie wspomnieć o starym młynie oliwnym znajdującym się w miasteczku. Świetna sprawa! Budynek zdobi z zewnątrz stare koło młyńskie.
nawet pies może zwiedzać muzeum :) |
W środku (wstęp wolny) znajduje się ekspozycja obrazująca tradycyjne tłoczenie oliwy oraz emitowany jest krótki film.
Bardzo pozytywnie zaskoczyło nas to miejsce, a była to jedna z pierwszych rzeczy, które zobaczyliśmy w miasteczku. Nie ma tam nikogo, kto sprawowałby jakiś nadzór nad obiektem, co wprawiło nas w niemałe zdziwienie. W naszym "klimacie" nie do pomyślenia. Tu natomiast jedynie tabliczka w 2 językach, że odwiedzających prosi się o zachowanie ostrożności.
Z przyjemnością spędziliśmy wewnątrz kilka chwil, by następnie udać się na zwiedzanie Roussillon.
Ostrzegam, dużo zdjęć!
Nic nie poradzę!!! Tak tam pięknie, że ciężko wybrać tylko kilka z nich, a bardzo bym chciała, byście choć za sprawą mych niedoskonałych fotek mogli odwiedzić to miejsce :)
Kiedyś, zwiedzając inne miasta, w których spotkać można tak wąskie ulice zawsze szukałam najwęższej z nich, a moją miarką była szerokość rozpostartych ramion. W Roussillon znalazłam ulicę węższą od tej miary :) Ustałam za to nowy wzorzec najwęższej ulicy - będzie nią taka, w którą nie uda mi się wjechać wózkiem :P Ta przedstawiona poniżej, choć wydawała się baaardzo mała pomieściła Pyzkę i jej pojazd :D
Na koniec kilka widoków rozpościerających się z miasta.
Robią wrażenie, nieprawdaż?
Czerwone skały prześwitujące spomiędzy soczystej zieleni prezentują się pięknie :)
Jeśli macie ochotę na więcej naszych wrażeń w wyprawy do Roussillon
zapraszam już wkrótce po kolejną porcję wspomnień.
Przeniesiemy się w nich z serca miasta na jego obrzeża. W kolejnym poście będziecie mogli zwiedzić z nami dawną wytwórnię pigmentów, a także przespacerować się przepiękną ścieżką ochry.
Zachęcam zatem gorąco do odwiedzin Brykusiowa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz