W poniedziałek, drugiego dnia naszych krótkich, acz intensywnych wakacji, dzięki uprzejmości naszej ukochanej Pyzki ruszyliśmy na wycieczkę bladym świtem... Jak to się jednak mówi "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło"...
W związku z tym, że nasza pierwsza wizyta w Monako przebiegała podczas odbywającego się w Monte Carlo wyścigu Formuły 1, postanowiliśmy zawitać tam raz jeszcze i zajrzeć wszędzie tam, gdzie z racji zawodów nie udało nam się dotrzeć w maju. Szczęśliwie dla nas, Pyzka czas podróży wykorzystała na dospanie nocki, a zatem nic nie stało na przeszkodzie, by skorzystać z rad mojego ulubionego Lazurowego Przewodnika i przejechać się jedną z kilku dostępnych tras widokowych.
Omijając szerokim łukiem wszelkie drogi płatne i raz po raz bojkotując propozycje koleżanki z GPS "zawróć, jeśli to możliwe" dotarliśmy w końcu do upragnionej trasy la Grande Corniche, czyli jednej z trzech dostępnych dróg między Niceą a Monako. W planach był oczywiście przejazd także pozostałymi dwoma, jednak na pierwszy ogień wybraliśmy wersję najbardziej hardcorową, a więc przejażdżkę najwyższym z trzech "gzymsów".
Trasa usiana jest tarasami widokowymi, zarówno tymi zaplanowanymi przez drogowców jak i takimi "wyjeżdżonymi na dziko". Nie ma się temu co dziwić... Droga przebiega na wysokości powyżej 550 m n.p.m., więc jak możecie się domyślać, widoki są absolutnie bajeczne. Co kilka metrów zatrzymywaliśmy się by nacieszyć oczy błękitem nieba, zielenią drzew i lazurem wody...
La Turbie, do którego wiedzie trasa la Grande Corniche, miało być jedynie krótkim postojem na naszej trasie. Ot, kolejne miejsce z tarasem widokowym... Okazało się jednak, że ta mała mieścinka to coś więcej niż skała nad Monako. Owszem, skała nie byle jaka, 450 m n.p.m. robi swoje i widoki są faktycznie nieziemskie, ale o tym zaraz, bo miejscowość ta zasługuje na uwagę, nie tylko z tego powodu.
Główną atrakcją turystyczną miasteczka jest trofeum alpejskie (Le Trophee des Alpes), czyli pomnik tryumfalny zbudowany na cześć cesarza Oktawiana Augusta w I w p.n.e. Budowla, choć oczywiście mocno nadgryziona zębem czasu, nadal prezentuje się imponująco, górując nad całym miastem.
http://www.ville-la-turbie.fr/wp-content/uploads/archives/RubriqueTropheeGauche_VueTropheeHaut.jpg |
http://www.a41.pl/images/fo_la_turbie_DSC_9228_l.jpg |
A to nasza fotka :) |
I jeszcze zdjęcie pt. "jak nie robić zdjęć"... Monumentalny pomnik, górujący nad miastem zasłonięty przez miasto :) |
Zastanawiacie się teraz pewnie od kiedy to jestem aż taką fanką rzymskich czy innych budowli tego typu (czy jak zwykłam mawiać "gór kamieni") :) Otóż, to wcale nie Trofeum, choć naprawdę ciekawe, podobało mi się najbardziej. La Turbie zauroczyło mnie wąskimi, kamiennymi uliczkami, zielenią, ciszą, spokojem, swegoo rodzaju tajemniczością...
Stare miasto, chociaż nieduże, pozwala się zapomnieć i zagubić na całkiem długie, acz przyjemne chwile. Nawet spotykane na każdym kroku koty, za którymi normalnie nie przepadam, mi się podobały :)
Wspaniały, rodzinny spacer w przepięknym miejscu... Pan Mąż żartował sobie nawet, że zrobiłam zdjęcie każdej uliczce... Możliwe, ale nic na to nie poradzę, że tak tam pięknie!
A teraz, skoro wiecie już, że La Turbie warte jest uwagi samo w sobie, mogę pokazać Wam widoki rozpościerające się z jego tarasów widokowych. Zdecydowanie jest co podziwiać! Mogliśmy obejrzeć całe Monako niemalże z lotu ptaka! Ta wysokość robi wrażenie :) Miło było rozpoznawać miejsca gdzie już byliśmy i rozglądać się za tymi rejonami, w które planowaliśmy skierować nasze kroki przy kolejnej wizycie.
Nacieszyliśmy oczy widokami, rozprostowaliśmy nogi spacerami, posililiśmy się przekąskami i ruszyliśmy w dalszą trasę... Jak to na nasz wakacyjny "wypoczynek" przystało ta relacja to mniej niż połowa drugiego urlopowego dnia :P Oj, działo się, działo!
W kolejnym odcinku spacer po Monako :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz