Tyle ma już nasza Pyzka!
Tyle co ciąża :)
Dziś świętujemy kolejny miesiąc spędzony razem!
9 miesięcy nosiłam ją pod sercem :)
To było tak niedawno...
Tak wyglądałam rok (i pięć dni) temu:
Było już znać, że rośnie we mnie ten mały człowieczek :)
To niesamowite jak wiele zmieniło się w moim, w naszym życiu przez ten krótki czas...
Może dlatego, że to tyle co trwa ciąża wzięło mnie na podsumowania i przemyślenia :)
W ciągu tych 9-ciu miesięcy Pyzka urosła 20 centymetrów i przytyła jakieś 5 kilogramów!
Zdecydowanie czuć te kilogramy gdy bierze się ją na ręce :P
Z małego, bezbronnego kluska zmieniła się w ruchliwego, roześmianego brzdąca klepiącego od rana do wieczora "mamamamamamama" :) Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka miesięcy temu machała jedynie rączkami, a teraz przemieszcza się po całym domu... i w to, że te małe, nieskoordynowane wcześniej rączki z absolutną premedytacją pchają swe pulchne paluszki wprost do kontaktu :) lub równie sprawnie wyciągają z kontaktu kabel od lampy! Oczywiście, nasza pierworodna wie, że to zabronione i powtarza sobie przy tym "nie nie nie" :P
Tak zmieniła się córa...
A jak zmieniła mnie?
Zmienia mnie każdego dnia :)
Zdecydowanie na lepsze!
Choć jak znakomita większość mam przy pierwszym dziecku oglądam pod lupą każdą czerwoną kropkę pojawiającą się na jej ciele to generalnie jestem spokojniejsza! Bardziej wyluzowana, mogłabym powiedzieć. Już nie muszę planować wszystkiego co do minuty... Wiem, że z dzieckiem to po prostu niemożliwe, a więc macierzyństwo nauczyło mnie większej spontaniczności. Mimo, że zawsze uważałam się za osobę pomysłową i myślącą czasami nieszablonowo teraz z zachwytem obserwuję, że choć podobno (tak mówią naukowcy) w ciąży mózg mi się zmniejszył, niektóre moje pomysły nawet mnie wprawiają w zdumienie! (Mój ostatni wyczyn to odetkana, podłużna końcówka od silikonu - w kształcie stożka z dziurką, w której to na dobre zastygła porcja masy. Chcecie wiedzieć jak to się robi?! Korkociągiem!!! Czyż to nie genialne?! :D )
Cały czas czekam natomiast kiedy nauczę się cierpliwości, bo z blogów parentingowych i poradników dla rodziców dowiedziałam się, że rodzicielstwo tego właśnie uczy :P Albo jestem oporną uczennicą, albo nie każdy wynosi taką samą naukę z doświadczeń jakie niesie ze sobą rodzicielstwo. Póki co nadal jestem "w gorącej wodzie kąpana", a wszelkie sytuacje kryzysowe, w których trzeba wykazać się dużą dozą cierpliwości pozostawiam Panu Mężowi (i aż dziw mnie bierze jak on to robi!)!
Muszę za to przyznać, że w przeciwieństwie do powyższych zmian, których można się było jakoś tam spodziewać nastąpiła też zmiana, której w życiu bym nie przewidziała!
Mianowicie: polubiłam siebie!
Nie jest tak, że całkowicie się ze sobą nie kolegowałam, ale teraz jest mi ze mną lepiej :) Jakoś tak "urosłam" w swoich oczach :) Że potrafię, że mogę, że daję radę! A moje dziecko żyje i ma się dobrze :) A do tego "zmalałam" patrząc w lustro :P
Nie, wcale nie jestem szczuplejsza niż przed ciążą! Wręcz przeciwnie, gdzieś tam po bokach zostały jeszcze ze 2 kilogramy (z tym, że nie jestem pewna czy to jeszcze pociążowe czy już poświętne), ale jakoś łatwiej mi z nimi żyć... Bardziej niż dotychczas akceptuję swoje ciało! Tak! Jest wspaniałe, bo wykonało ogromną pracę jaką jest wyprodukowanie i wydanie na świat nowego człowieka! A i po tej całej "operacji" nie ma lekko... czasem "niedojedzone" (bo na podłodze tak miło płynie nam czas), czasem niedospane (bo przecież zabawy o 2 w nocy to "to co tygryski lubią najbardziej"), czasem totalnie zaganiane (między sklepem, przychodnią, kolejnym urzędem a pudełkiem klocków rozsypanym na podłodze), a czasem wyspacerowane za wszystkie czasy (w końcu spacery to zdrowie, powiecie :) to powtórzcie to głośniej moim stopom ;P), a jednak daje radę! Tym sposobem doszłam do wniosku, że mam wspaniałe ciało! I tak generalnie to fajna ze mnie babka! To właśnie, poza oczywistymi oczywistościami, dało mi macierzyństwo :)
O, takie to moje przemyślenia po 9-ciu wspólnych miesiącach z Pyzką :)
Te dziewięć pierwszych miesięcy życia to trochę taka druga, zewnętrzna ciąża :P Bo dopiero teraz mała powolutku "rusza w świat" o własnych siłach...
Choć nadal czasem mogę poczuć się trochę jak w ciąży...
Mianowicie: polubiłam siebie!
Nie jest tak, że całkowicie się ze sobą nie kolegowałam, ale teraz jest mi ze mną lepiej :) Jakoś tak "urosłam" w swoich oczach :) Że potrafię, że mogę, że daję radę! A moje dziecko żyje i ma się dobrze :) A do tego "zmalałam" patrząc w lustro :P
Nie, wcale nie jestem szczuplejsza niż przed ciążą! Wręcz przeciwnie, gdzieś tam po bokach zostały jeszcze ze 2 kilogramy (z tym, że nie jestem pewna czy to jeszcze pociążowe czy już poświętne), ale jakoś łatwiej mi z nimi żyć... Bardziej niż dotychczas akceptuję swoje ciało! Tak! Jest wspaniałe, bo wykonało ogromną pracę jaką jest wyprodukowanie i wydanie na świat nowego człowieka! A i po tej całej "operacji" nie ma lekko... czasem "niedojedzone" (bo na podłodze tak miło płynie nam czas), czasem niedospane (bo przecież zabawy o 2 w nocy to "to co tygryski lubią najbardziej"), czasem totalnie zaganiane (między sklepem, przychodnią, kolejnym urzędem a pudełkiem klocków rozsypanym na podłodze), a czasem wyspacerowane za wszystkie czasy (w końcu spacery to zdrowie, powiecie :) to powtórzcie to głośniej moim stopom ;P), a jednak daje radę! Tym sposobem doszłam do wniosku, że mam wspaniałe ciało! I tak generalnie to fajna ze mnie babka! To właśnie, poza oczywistymi oczywistościami, dało mi macierzyństwo :)
O, takie to moje przemyślenia po 9-ciu wspólnych miesiącach z Pyzką :)
Te dziewięć pierwszych miesięcy życia to trochę taka druga, zewnętrzna ciąża :P Bo dopiero teraz mała powolutku "rusza w świat" o własnych siłach...
Choć nadal czasem mogę poczuć się trochę jak w ciąży...
Mama-kangur czy zewnętrzna ciąża :) Jak kto woli :D |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz