poniedziałek, 4 maja 2015

Przemyślenia okołolotnicze :)

Trochę się ostatnio nalataliśmy i mam w związku z tym całą masę przemyśleń rozlicznych.
Niestety, są to przemyślenia z cyklu "ależ Ci ludzie nieogarnięci"...
Żeby już gorzej tego nie nazwać!

Choć od 4 miesięcy jesteśmy mieszkańcami południa Francji, gdzie ludziom się nie spieszy, wszyscy są lekko ospali, ociężali, mają czas i dobry humor nie udziela mi się specjalnie ta atmosfera uśpienia i braku pośpiechu! Tak, wiem, nic nie robię, więc mogę postać w kolejce, poczekać pół godziny na odprawę itp... tylko po co? Czy nie przyjemniej byłoby załatwić co ma się do załatwienia, a potem usiąść i spokojnie czekać na swój lot oddając się lekturze książki, jedzeniu, drzemce czy czemukolwiek innemu przyjemniejszemu aniżeli przesuwanie się o 2 kroki w kolejce bez końca przez prawie godzinę? 

Latanie nie jest dla mnie "chlebem powszednim". Owszem, miałam okazję kilka razy korzystać z tego środka transportu, jednakowoż zawsze jest to dla mnie coś nie do końca "zwyczajnego". Latać się nie boję, ale mam takie poczucie, że gdybyśmy do latania byli stworzeni to na pewno każdy z nas dostałby skrzydła na wyłączność, no bo dlaczego by nie?! Podobnie mój Pan Mąż, który miał tyle lotów, że pewnie ze dwa razy okrążył kulę ziemską (albo może raz, ale za to uzbierał punktów lotniczych na kilka fajnych gadżetów :P ). Mimo pewnego doświadczenia przed lotem gdziekolwiek przygotowujemy się zgodnie z wytycznymi linii lotniczych do odprawy itd. 
I zdaje się, że jest to raczej logiczne postępowanie. 
Na niektórych lotniskach można nawet w czasie oczekiwania na odprawę obejrzeć filmy instruktażowe, jak należy się do tej odprawy przygotować... Nie jest tajemnicą dopuszczalny wymiar podręcznego bagażu, ani to, czego nie wolno wnosić na pokład samolotu. 
A jednak ludzie zdają się nie mieć o tym pojęcia! 
Albo raczej są totalnymi ignorantami... 
Lub też po prostu bezmyślnymi stworzeniami...
I tym sposobem stoimy w kolejce...i nic się nie przesuwamy, bo oczywiście Pani przed nami zeznała obsłudze naziemnej lotniska, że nie ma płynów. Torba poszła przez rentgen i zaraz wróciła, bo tubka z kremem 200 ml to jednak trochę za dużo płynów jak na jedną osobę i na jedną tubkę! "Czy ma Pani jakieś inne płyny?" (które, przyp. Brykusiowo, powinny być w osobnej torebce i wyłożone na wierzch!!!) - "nie, nie mam".  Aaaale się pomyliła chyba jednak, bo zapomniała jeszcze o butelce i perfumach i coś tam z czymś tam....i stoimy dalej!
Kolejna osoba... standardowo pytają : "płyny, elektronika..."... gość przechodzi przez bramkę i pika! No to się musi zawrócić, zdjąć buty, bagaż mu cofają i od nowa.... I znów pika! Aaaa...zapomniał, zegarka nie zdjął! No ludzie kochani! ...Stoimy dalej!
Następny delikwent nie wyjął z bagażu laptopa... Taśma w tył zwrot, Pan się cofa, a reszta...?? ...reszta stoi i czeka! Zaraz mnie szlag trafi!!!
Był też Pan z puszką sardynek, który na wyłączonym "pasie" postanowił przyrządzić z ich kanapki, skoro puszki zabrać nie może :) I takich kwiatków sto tysięcy! Stoją ludzie w tej kolejce, co dwa kroki tabliczka z informacją "wyjmij elektronikę", na TV film z przekreślonymi płynami, tubkami, instrukcje jak dla 3-latków i nic!
W końcu się udało. 
Siedzimy przed odpowiednim wyjściem (nr 4) i czekamy na nasz lot. 
Nad drzwiami tablica elektroniczna. Na tablicy: numer lotu, linie lotnicze (Brussels Airlines), destynacja (Bruksela), godzina odlotu. 
Podchodzisz, upewniasz się, że to dobre drzwi, siadasz i czekasz na wezwanie. 
Logiczne, nie? 
Chyba nie do końca...
Cała poczekalnia pod drzwiami na nasz lot pełna! Żadnego wolnego miejsca... Ciekawe, myślę, w końcu to taki mały samolot... No, ale może się nie znam... Nagle, przez głośniki słychać: "Ostatnie wezwanie dla pasażerów lecących do Brukseli nr lotu.... liniami Wizzair, wyjście nr 38". I oto co się dzieje: z siedzeń wokół nas podnoszą się ludzie z kartami pokładowymi w ręku i co robią?! Zmierzają pewnym krokiem do wyjścia nr 4!!! I zdziwieni, że zamknięte, przecież ich wzywali?! Jak to możliwe?! Haaalo, czy tu ktoś niedosłyszy?? 50 osób na raz?? Mówili 38!!! "-A gdzie to?" "- A po drugiej stronie hali odlotów"... Siedzieli między nami dobre pół godziny i nikomu nie przyszło do głowy by sprawdzić gdzie i na co oni właściwie czekają... Jak już do wszystkich Wizzair-owiczów dotarło, że czekali w złym miejscu i z szumem trykających kółek od walizek ruszyli w stronę wyjścia 38 pod naszym wyjściem zostało ze 30 osób... Mistrzostwo świata!
Jak już się wejdzie do samolotu wcale nie jest lepiej! 
Najpierw upychamy podręczne bagaże. Raczej każdy pasażer chce mieć je blisko siebie. Wkłada je więc do schowka nad głową. Logiczne. Niezbyt logiczne jednak czemu zawsze walizkę ułoży wzdłuż, skoro luk skonstruowany jest tak, by pomieścił walizki w pionie - wtedy każdy pasażer ma miejsce na bagaż. Dodatkowe punkty należą się mistrzom przestworzy, którzy płaszcz kładą obok walizki ... moi idole!
Ufff...wygląda na to, że możemy w końcu zasiąść wygodnie na swoich miejscach... Albo i nie! Bo właśnie ktoś zajął moje miejsce! No to pokazuję uprzejmie, że to moje siedzenie. Z jakiegoś powodu te miejsca są przypisane. Z jakiegoś powodu linie lotnicze dają nawet możliwość wyboru takiego miejsca pasażerom (czasem za dopłatą, ale jednak!). Owszem, czasem z jakiegoś powodu pary np. są rozdzielone, ale wówczas można grzecznie spytać o możliwość zamiany miejsc, ale nie bezpardonowo zajmować czyjeś siedzenie i "udawać greka"! Jako, że były to dwa miejsca, moje i Pana Męża nie było opcji byśmy je odstąpili, bo wtedy sami siedzielibyśmy osobno. 
W czasie kolejnego lotu podobna sytuacja rozegrała się na siedzeniach przed nami. Weszła sobie para i zajęła miejsca na chybił-trafił. Przyszedł gość i ich "wymeldował". Na co oni przesiedli się na najbliższe dwa wolne miejsca... Po chwili przyszedł właściciel jednego z nich, ale kiedy zobaczył, że ledwo się oni wtarabanili, machnął ręką i poszedł zająć ich miejsca...  

Same loty to bułka z masłem, przyjemne starty, zupełnie nieodczuwalne lądowania, żadnych turbulencji, ale te przygotowania przez takich bezsensownych współpasażerów doprowadzają mnie do szewskiej pasji!

Na deser tylko pół godziny oczekiwania na nadane bagaże i już mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Jeszcze tylko autobus, pociąg i znów autobus i jesteśmy na miejscu... 
No to może "siku na drogę". 
Czemu nie? 
Ano temu, że tu kolejny kwiatek: w hali przylotów tanich linii lotniczych przywitała nas w Marsylii elegancka toaleta. A kiedy bilet jest 2 razy droższy...??? Ląduje się na standardowym terminalu standardowych linii i okazuje się, że standardem onego są 3 budki TOI-TOI ustawione obok taśmy do odbioru bagażu... 
Totalnie wspaniale!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz