poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Lato w mieście - lipiec na festiwalowo

Ciężko było, ale się udało, no i w reszcie się skończyło :)
Tak podsumowałabym Festiwal teatralny w Avignon, który zakończył się z końcem lipca.

Z jednej strony to prawdziwe święto, ludzie bawią się, tańczą na ulicach, miasto tętni życiem i niepodobne jest do siebie zupełnie, z drugiej jednak strony na dłuższą metę, a miesiąc to jednak "długa meta", jest to męczące...

Już nauczyłam się przecinać ulice wzdłuż i w szerz jak gdybym była wyścigowym autem i nic a nic nie przejmuję się światłami i drepczącymi jak na pielgrzymce turystami. 

Było miło, kolorowo, zabawowo i my również korzystaliśmy nieco z festiwalowych atrakcji jak uliczne koncerty czy przedstawienia, ale teraz, gdy miasto jest już uprzątnięte i praktycznie nie ma śladu po wydarzeniach ubiegłego miesiąca oddychamy jakby lżej :)
Choć nadal sezon turystyczny jest w pełni, to po tym  lipcu ma się wrażenie, że miasto jest opustoszałe... Trochę tęskniłam za tym spokojem, a wiem, że we wrześniu będzie jeszcze "luźniej" i już nie mogę doczekać się tej "normalności". 
Tak sobie myślę, że cały czas gdzieś w głowie mam świadomość tego, że wszystko co mnie tu spotyka jest tymczasowe, więc i tłok w mieście i wynikające z tego niedogodności są tymczasowe, bo po powrocie do Polski nie będzie mnie to spotykać. Współczuję jednak tubylcom, bo wiem np. z przedszkola, że uciekają oni przed festiwalem i gdy to tylko możliwe opuszczają miasto, bo doskwiera im tłok i gwar. Cieszę się, że mimo moich usilnych starań i chęci, Pan Mąż i życie skutecznie zapobiegli wynajęciu przez nas mieszkania w centrum... W tym roku podobno i tak festiwal był spokojniejszy, a mimo to znajomi opowiadali, że nie dało się otworzyć okna z powodu hałasu, choć wtedy można było się ugotować we własnym domu przez upał, albo że nie dało się normalnie rozmawiać, oglądać telewizji czy spać gdy się to okno otworzyło, bo ma się wrażenie, że impreza odbywa się w naszym własnym domu... Koszmar! 

Jak to jednak przy takich imprezach bywa i gwar i tłok są nieodłącznym ich elementem. Na szczęście więcej jest tych miłych niż trudnych wspomnień. Wszystko wskazuje na to, iż był to drugi i ostatni festiwal teatralny w Avignon w naszym francuskim życiu i chcę go zapamiętać jednak jako czas radosnej zabawy, jako święto sztuki, muzyki, tańca...
 








 

Moje zbiory festiwalowe... a w zasadzie ich część, ta, której Pyza nie skonsumowała/podarła/wyrzuciła z wózka...

Z pewnością także nigdy nie zapomnę przecudnej instalacji parasolkowej, która ozdobiła w czasie tegorocznego festiwalu ulicę naszych meksykańskich przyjaciół. Widok z ich okna jest po prostu fantastyczny ;)
Tu jednak fotki z poziomu ulicy...
Czyż te parasolki nie są cudne? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz