W każdej familii są takie wspomnienia, do których wraca się przy tych samych okazjach, a kiedy w rodzinie są dzieci hitowych historyjek jest bez liku. Cytując tu jedną z moich ulubionych ostatnio bajek "Opowiedział dzięcioł sowie" opowieści różne znacie...
Wśród naszych rodzinnych podań jedno rozbawia mnie szczególnie. Ponoć, gdy jeszcze nie było trzeciej z nas, kiedy moja mama próbowała czytać nam książeczki każdorazowo kończyło się to prawie awanturą. Wszystko za sprawą mojego ówczesnego zamiłowania do literatury przy jednoczesnej awersji do tejże mojej młodszej siostry. Skutek był taki, że po jednej maminej stronie siedziałam mała ja skandując "czytaj, czytaj, czytaj", podczas gdy po drugiej stronie moja młodsza siostra zatykając uszy krzyczała "nie czytaj, nie chcę, nie będę tego słuchała!". Sielsko...
Pyzka na szczęście, podobnie jak oboje rodziców w jej wieku, z zamiłowaniem przegląda podtykane jej książeczki :D Ufff, co za ulga... Jak mawiają "czym skorupka za młodu nasiąknie...". Zdaje się, że w świetle nie tak dawno objawionych wyników czytelnictwa w Polsce zdecydowanie zawyża statystyki!
Czytamy jej od początku...
Czytamy jej od początku...
24.11.15 - Pyzka ma 4 miesiące |
6.03.16 - 7,5 miesiąca |
20.05.16 - 10 miesięcy |
Ze wszystkich pozycji w domowej biblioteczce najbardziej upodobała sobie klasykę, czyli Tuwima i Brzechwę. Choć w pierwszych miesiącach jej życia nasze zbiory usytuowałam na regale, widząc jej pociąg do książek, i bynajmniej nie chodzi mi tu o walory smakowe :), książeczki szybko zmieniły miejsce tak, by były dostępne o każdej porze dnia. Ku mojej ogromnej radości Pyzka zaczytuje się w nich, przegląda, wyjmuje z pudełka, śmiem twierdzić nawet, że wie dokładnie czego szuka...
1.06.16 - sesja literaturowa, ulubione lale posłusznie słuchają :) |
Według poradników i innych takich tam mądrych pism o dzieciach, rozwoju itp. brzdące w jej wieku oglądają tylko obrazki i w nosie mają treści. Taką rewelację słyszałam nawet w żłobku...
Obserwując jednak swoją latorośl dochodzę do innych wniosków :) Wygląda na to, że słucha co się jej czyta... Skąd to wiem? Ano stąd, że gdy próbujemy coś zmyślać z dezaprobatą wyrywa nam książki z ręki! A gdy poprosi się, by przyniosła książeczkę, w której "zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie..." wyszukuje ją w pudełku. Nie, nie wybiera jej po okładce, to nie jest też "pierwsza lepsza". Otwiera książkę, przegląda ją i decyduje czy mi ją poda, czy też odłoży za siebie i sięgnie po kolejną.
Obserwując jednak swoją latorośl dochodzę do innych wniosków :) Wygląda na to, że słucha co się jej czyta... Skąd to wiem? Ano stąd, że gdy próbujemy coś zmyślać z dezaprobatą wyrywa nam książki z ręki! A gdy poprosi się, by przyniosła książeczkę, w której "zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie..." wyszukuje ją w pudełku. Nie, nie wybiera jej po okładce, to nie jest też "pierwsza lepsza". Otwiera książkę, przegląda ją i decyduje czy mi ją poda, czy też odłoży za siebie i sięgnie po kolejną.
I tak do skutku.
Tyle o treści...
O tym, co cieszy oko:
Większość książek dla takich maluchów to jeden obrazek na całej stronie. Widziałyśmy takie w żłobku i próbowałyśmy je "czytać", ale Pyzka nie wykazywała nimi najmniejszego zainteresowania. Z upodobaniem za to wsłuchuje się w Lokomotywę czy Ptasie radio, oglądając jednocześnie kolorowe, ciekawe ilustracje. Zauważyłam nawet, że reaguje na kolorystykę obrazków. Dużo dłużej obserwuje i "studiuje" strony w odcieniach zieleni, żółci czy czerwieni, niż te białe czy niebieskie. I nie, nie chodzi tu tylko o kontrast! W jednej z książeczek głównym bohaterem jest czerwony samolocik... Zawsze czytam fragmenty o lasach, dżungli i inne "zielone" strony, a może raz udało mi się doczytać historię okraszoną obrazkami pingwinów na lodzie, którym towarzyszy rzeczony samolocik. Kontrastów na tej stronie jest cała masa! To najbardziej kontrastowa strona, a moja Pyzka ma to w głębokim poważaniu!
Nie, nie piszę o tym wszystkim, by powiedzieć, że moje dziecko jest
genialne czy super oczytane... Jest wspaniała, najlepsza!!!, jak z pewnością każde
dziecko dla swojej mamy :) Jest też jednak zwykłym, beztroskim dzieckiem; próbuje
zjadać kamienie, gryzie nasze buty i przewraca notorycznie kosz na śmieci. Nie żebym jej na to pozwalała (nie stresuj się, Babciu! :P), ale takie po prostu są dzieci. Gdyby była małym geniuszem to tylko by czytała, a kosz na śmieci zostawiła w spokoju :P
Piszę o tym, bo jestem tym zaskoczona! Bo nie miałam pojęcia, że to możliwe, że tak się da... A skoro tak, to może komuś na coś przydadzą się te spostrzeżenia ;-)
Być może, gdybym nie dała Pyzce tego, w czym teraz znajduje uciechę, wszystkie książki, bez wyjątku, miała by dziś gdzieś... A tak, nawet na teście roczniaka, spośród kieliszka, medalika i książki wybrała właśnie tą ostatnią.A może moja siostra nie była po prostu fanką ptactwa, podczas gdy ja zakochana byłam bez pamięci we Wróbelku Elemelku?
Być może, gdybym nie dała Pyzce tego, w czym teraz znajduje uciechę, wszystkie książki, bez wyjątku, miała by dziś gdzieś... A tak, nawet na teście roczniaka, spośród kieliszka, medalika i książki wybrała właśnie tą ostatnią.A może moja siostra nie była po prostu fanką ptactwa, podczas gdy ja zakochana byłam bez pamięci we Wróbelku Elemelku?
Próbujcie, czytajcie, zachęcajcie...
Czytanie jest ważne!!!
Chcecie wiedzieć co czyta Pyzka?
Poza wierszami Tuwima i Brzechwy wydanymi w postaci mini-tekturowych książeczek, wprost idealnych dla małych, nieporadnych jeszcze rączek, mamy na tapecie także całą serię wydawnictwa Bajka o Kreciku, które uwielbiamy! Piękne ilustracje, łatwo wpadające w ucho treści - cud miód!
Rozsmakowana w krecikowych opowieściach doposażyłam nasze zbiory w inne pozycje tej samej autorki. Szczęśliwie seria Bajki dla maluszka okazała się być nie mniejszym hitem od Krecika :)
Mamy też dwie książeczki - harmonijki z ilustracjami Jana Szancera, przy czym to "Zoo" Jana Brzechwy jest tą poczytniejszą pozycją. Zdaje się natomiast, że "Pan kotek był chory i inne wierszyki" jest w tej parze tą smaczniejszą opcją :P
Pozostając w temacie fauny, poza "Zoo" posiadamy także francuską serię 5-ciu mini-książeczek ze zwierzątkami, podzieloną na m.in. na zwierzęta na farmie, leśne czy dzikie. Prosta forma, gdzie jedno zwierzę zajmuje jedną stronę w tym przypadku sprawdza się doskonale, gdyż format to jedyne 10x10 cm, a przedstawione zwierzęta to nie rysunki, a najprawdziwsze fotografie zwierząt. Dzięki temu łatwiej skupić dziecku uwagę na detalach charakterystycznych dla danego zwierzęcia. Te pozycje fantastycznie sprawdzają się w aucie, na pikniku czy na nocniku! :D
A co poza tym?
Zabawa i nauka w jednym? To lubimy najbardziej!
Choć książki z serii Zbadaj i Poznaj są dla sporo starszych dzieci, to wykonane są z porządnej tektury, co sprawia, że mogę Pyzkę zapoznać z nimi już teraz. Mam do nich szczególny sentyment, gdyż to książeczki mojego dzieciństwa! Jedyne takie w tamtych czasach... a jak się okazuje w Polsce także i w tych. Książki z otworami dającymi moc zabawy! "Spójrz do swego wnętrza" czy "Spójrz do wnętrza drzewa" to moje absolutne hity. Niestety, egzemplarze z mojej młodości zaginęły gdzieś w akcji. Podejrzewam, że mimo solidnego wykonania ne przetrwały szalonej trójki urwisów. Udało nam się jednak odnaleźć w internetowych czeluściach używane pozycje tej serii i uzupełnić o te unikatowe wolumeny naszą biblioteczkę.
Na koniec jeszcze jeden rodzaj książeczek, który w Polsce mocno kuleje, a w którym tak bardzo się tu rozsmakowałam.
Książeczki sensoryczne.
Uwielbiane przez Pyzkę i tarmoszone pasjami...
Nie pluszowe czy ortalionowe strony z piszczadełkiem w środku. Nie foliowe, z którymi można się kąpać. Książki, gdzie wilk ma sierść, ryba 'łuski', a żółw 'skorupę'. Książki, w których można pogłaskać myszkę, dotknąć skórkę pomarańczy i skrobać sztruks na spodniach paznokciami! Książki, które pozwalają przykleić się do kanapki z dżemem i zobaczyć się w lusterku... Istne cudo!
W księgarniach takich pozycji jest tu multum. My w naszej kolekcji póki co mamy 2 tego typu i apetyt na więcej! Podpisy są oczywiście po francusku, ale na tym poziomie i przy tej szacie graficznej ogarniam sytuację :)
W związku z tym, że książeczki dotykowe mamy już opanowane noszę się z zamiarem kolejnego zakupu, czyli książeczki ruchomej, gdzie za pomocą specjalnego suwaczka można ruszać oczami postaci, zmieniać kolor promieni słońca, 'kopnąć piłkę', czy wydłużyć nos Pinokia. Sama mam niezłą zabawę przy wizycie w księgarni :) Wszystkie są takie wspaniałe, że nie wiem którą z nich wybrać?!
Reasumując, cieszę się, że udało mi się zaszczepić w Pyzce zamiłowanie do książek. Cieszę się, że każdego dnia możemy spędzić razem kilka chwil, kiedy obie nigdzie się nie spieszymy, gdy siedzi mi na kolanach przerzucając strony (co nie ma znaczenia, bo i tak już wszystkie te książki znam na pamięć :P) i żywiołowo reaguje na wiadomość o tym, że 'kicia za mruczka'.
A teraz moja fotorelacja...
Reportaż zdjęciowy z czytelni w naszym domu :D
Reportaż zdjęciowy z czytelni w naszym domu :D
2.06 - w dłoni "Dżońcio" - jest piesek - jest radość! |
4.06 - dziurki, dziury... |
5.06 - "Kijanki" |
6.06 |
7.06 - Maria Konopnica "Pranie" (tej akurat ja nie lubię :P ...ale Pyzka owszem ) |
8.06 - "dziurawa książka" - Spójrz do wnętrza drzewa |
8.06 - po popołudniowej drzemce ;) "Dookoła świata. Mój pierwszy atlas" Krzysztof Kiełbasiński |
9.06 - "Moje pierwsze wierszyki. Dzikie zwierzęta" Krzysztofa Kiełbasińskiego to także hit! |
10.06 - na tapecie "Rzepka", bo jakże by inaczej?! |
11.06 - chyba wszystko już przeczytane... |
12.06 - literatura pośniadaniowa - francuska książka dotykowa :D |
13.06 - Czy jeszcze coś zostało w biblioteczce? |
15.06 - skubiemy chomika :D |
16.06 - do góry nogami to zupełnie nowa książka... |
A jak u Was jest z czytelnictwem u najmłodszych?
A może znacie jakieś godne polecenia pozycje literaturowe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz