poniedziałek, 16 maja 2016

Fit mama

Jakiś czas temu, przy okazji opisywania kolejnego spotkania z mrówkami w naszym domu, dałam do zrozumienia, że próbuję popracować nad swoim ciałem...
Było to jednak baaardzo dawno temu :P ...czyli przed Wielkanocą :)
Minęło blisko dwa miesiące, a przez ten czas moje podejście do tematu diametralnie się zmieniło :P
Jakoś tak w okolicy świąt zdecydowanie zmniejszył mi się dystans na trasie "ja - słodycze". Choć w domu starałam się nad sobą panować to w Polsce, w obliczu wszystkich dostępnych pyszności nie byłam w stanie trzymać nadal mojego łakomstwa na wodzy. To jednak tylko jeden aspekt, który miał wpływ na to, że przestałam ćwiczyć.
Lenistwo, powiecie, to była główna przyczyna!
Poniekąd tak, chociaż nie do końca...
Nie powiem, że nie mam czasu, bo dla chcącego nic trudnego. Dziecko zasypia o 20-ej, a ja mogłabym robić każde wygibasy, na które mam ochotę. Rzecz w tym, że właśnie nie mam ochoty! Sto raz bardziej, ba! milion milionów razy bardziej wolę posiedzieć z Panem Mężem przy lampce wina i dobrym filmie (plus drobna przekąska przed snem :P ). 
Wszystkie tak mamy, powiecie :)
Może i prawda...
...a tym, które nie mają takiego zmartwienia, lubią siebie za każdy wałeczek i nie żałują sobie żadnej czekoladki szczerze gratuluję (i zazdraszczam :) ). 
Ja dopiero się uczę!
No właśnie!!!
I tu sedno sprawy, o którym zaczęłam pisać już wcześniej, w poście 9 miesięcy.
Rozmyślając o tym co mi dało bycie mamą i ten czas spędzony z Pyzką uświadomiłam sobie, że mam super ciało. Super w sensie tego jak wielką pracę wykonała i wykonuje każdego dnia.
Odpuściłam mu więc restrykcyjne diety, którymi odgrażałam się jeszcze podczas ciąży. Odpuściłam mordercze ćwiczenia, którymi katowałam się jeszcze kilka tygodni temu (bo "za jakie grzechy?"). Muszę jeść by mieć siłę ganiać za Pyzką! I muszę odpocząć, by mieć siły na kolejny dzień zabaw i turlania się po podłodze, no i spacery oczywiście, bo grzech nie korzystać z pięknej pogody! A każda mama przyzna, że opieka nad 10-cio miesięcznym brzdącem to niezła gimnastyka przez cały dzień, więc moje wspaniałe ciało nawet bez godzinnego treningu jest nieźle wytrenowane! 
Nie jest idealne...
Ale czy kiedykolwiek mogłoby być?
Czy nie mamy naturalnej tendencji do szukania przysłowiowej "dziury w całym"?
Czy gdybym pozbyła się tych moich wałeczków nie zechciałabym zmienić czego innego?
Przemyślałam tą sprawę dogłębnie i stwierdziłam, że nie zamierzam się o tym przekonać!
Z każdym dniem jestem pewniejsza siebie i bardziej siebie lubię :)
Spoglądam w lustro z uśmiechem i co dnia na nowo zaprzyjaźniam się z tymi wałeczkami, by nie żałować żadnej czekoladki. 
Bo zasługuję na to by je jeść :P 

Nie mówię, że całkiem sobie odpuszczam! Staram się jednak sobie nie żałować :) Sprawiać małe przyjemności za to zero przykrości, a więc morderczym treningom mówię: NIE.
Co zaś się tyczy innych ćwiczeń, to poza skłonami do podłogi setki razy na dobę i innymi "niesportowymi" zajęciami domowymi pozostała zabawa z hula-hop...

Wyraźnie czuję przy tym jak pracują mi wszystkie mięśnie brzucha, bo pękam ze śmiechu, gdy koło idzie w ruch!
Dobrze, że jest z niego pożytek :P




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz