poniedziałek, 8 maja 2017

Nasza majówka...

Po dwóch latach w słonecznej Prowansji każdy dzień pogodowo jest gorszy od tego do czego przywykłam...
Zatem, choć po cichu liczyliśmy na ciepłe, wypełnione słońcem pierwsze dni maja, to wcale, ale to wcale, nie dziwi mnie ani nie rozczarowuje aura z jaką przyszło nam się zmierzyć. Jakoś trzeba sobie jednak radzić, bo ile można siedzieć w domu?

Po ostatnich, deszczowych tygodniach każde "okienko pogodowe" rozumiane jako brak deszczu postanowiłam wykorzystać na wyjście z domu.
Pyzka jest wniebowzięta, bo czyż "chlapu chlap" nie jest wspaniałą zabawą?
Oczywiście na nic moje prośby i błagania "powoli"...
Nim przebiegnie do końca pierwszej kałuży spodnie pochlapane ma prawie do pasa!



Bałagan nieziemski, ale ile radości!

Szczęśliwie, gdy ma się dom z ogródkiem zabawa nigdy się nie kończy :)
I nie, wcale nie wynika to z faktu posiadania własnego placu zabaw. Choć mamy dziecięcy, drewniany domek z tarasem oraz piaskownicę, gdzie Pyza chętnie spędza czas, to nie są to wcale, jak się domyślacie, główne cele naszych wyjść podwórkowych. I to, że planujemy dostawić obok zjeżdżalnię wraz z huśtawką wcale tego terenu jakoś specjalnie nie uatrakcyjni :P


Dlaczego?
Bo najlepsza zabawa jest zawsze przy plątaniu się pod nogami dorosłym...
Czyż nie?
A zatem większą popularnością cieszy się zabawkowa kosiarka, którą Pyzka zjeździła już wzdłuż i w szerze całą działkę, gdy za płotem warczał sąsiad :P
A kiedy akurat nie "kosi" biega za tatą z taczką <3



Słodki widok!
Taki pomocnik to prawdziwy skarb :)

Do tej pory ogarnialiśmy wszystko co się dało wewnątrz domu. Z resztą, pogoda nie pozwalała na więcej... Długi weekend był zatem świetną okazją do odgruzowania i posprzątania działki wokół domu tak, by ogródek był jeszcze bardziej przyjazny dzieciom :) Oczywiście w mniemaniu rodziców, bo Pyza czuje się na dziadkowych grządkach i klombach jak ryb a w wodzie... Chociaż nasza pociecha wyposażona jest w ogrodowe sprzęty, których nie powstydziłby się żaden szanujący się dwulatek, jak grabki, łopata i plastikowa taczka, to przy przesadzaniu kwiatów i sianiu warzyw pomaga dziadkowi gołymi rękami i/lub jego osobistymi narzędziami :D



Zastanawiałam się nawet, czy dałoby radę kupić gdzieś takie podgumowane rękawiczki (idealne do ogródka) w rozmiarze XXXXS, ale nigdzie nie udało mi się ich znaleźć :(

Czasem, ku uciesze dziadka, korzysta jednak ze swego osprzętu, a czyni to tak profesjonalnie, że czarna ziemia z grządek rozsypana jest na pół działki...


Ewentualnie przenosi piaskownicę...również po całym ogródku :)

I jak tu jej nie kochać? :D

A kiedy już uda mi się wyprowadzić Pyzulę na spacer poza naszą posesję, by nie wykopała marchwi, nim dziadek ją zasieje, eksploruje okoliczne łąki w poszukiwaniu robaczków, bocianów czy choćby pachnących kwiatków.


Czasem przynosimy z tych spacerów jakieś wspaniałe przysmaki, które zmuszone są konsumować nasze przydomowe kurki, gdyż Pyzka jest absolutną fanką jajek... Zapytana o każdej porze dnia i nocy (ostatnio nawet przez sen wyrwało jej się "jajo" - elektroniczna niania prawdę Ci powie :D), co będzie jadła, zawsze odpowie "jajo" :D Terroryzuje więc nasze biedne kurki, pokrzykując na nie "chodź, chodź...kokoko, jajo" co znaczyć ma mniej więcej tyle co "dawać jajka" :D


Jak widzicie, choć majówka niewyjazdowa, to nie nudziliśmy się wcale :)
W ramach rozrywki wyskoczyliśmy też na zakupy do marketu budowlanego :D
Nuda - powiecie?
Może dla mnie :P
Pyza była przeszczęśliwa...


Tyyyle się działo (a to i tak jeszcze nie wszystko ;) )

A jak minęła Wasza majówka?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz