czwartek, 27 kwietnia 2017

Remontowe kwiatki. Epizod VI: Pyzkowe łóżko

Cierpliwość nie jest moją mocną stroną, dlatego każdorazowo, gdy zamawialiśmy cośkolwiek w ramach remontu i urządzania się skrupulatnie odnotowywałam w głowie terminy realizacji. Wiem, wiem, przy takich pracach, zleceniach na wymiar itp. zawsze są poślizgi i trzeba mieć to na uwadze, jednak niektóre terminowe obsuwy doprowadziły mnie do skraju wytrzymałości... 
Dziś pierwsza, choć nie największa, z nich, a mianowicie: łóżko dla Pyzki.
Jak to możliwe, zastanawiacie się pewnie... 
Przecież tapczan dla dwulatki można kupić wszędzie i bez łaski :) Jest ich sporo w szwedzkim sklepie czy na serwisach aukcyjnych. Można go mieć bez wychodzenia z domu z dostawą gratis w ciągu kilku dni i cieszyć się spokojem. 
No pewnie, że można! 
Ale to byłoby zbyt proste :P  
"Jak szaleć to szaleć" :)
Skoro ja mam 'kuchnię marzeń' to czemu by nie sprawić odjechanego łóżka naszym dzieciom?
I tak się właśnie w to wpakowaliśmy...
Znalazłam zdjęcie w sieci, zakochałam się, namówiłam Pana Męża, a potem wybrałam spośród stolarskich ofert taką, na którą naszemu domowemu księgowemu nie wypadły na stół oczy :P
Czas realizacji: do 10-ciu tygodni.
Spoko!
Odliczyłam w kalendarzu dwa i pół miesiąca, wzięłam poprawkę na ferie świąteczne, Sylwestra, ferie zimowe, a nawet Walentynki i cierpliwie (powiedzmy) czekałam. Kiedy jednak minęły dwa miesiące, a wieści o naszym meblu nadal nie było żadnych zaczęłam się nieco niepokoić...
Jak się okazało, Pan stolarz to bardzo zajęty człowiek, więc nasza korespondencja mailowa prowadzona była od niedzieli do niedzieli. Po trzech takich wymianach wiadomości byłam już pewna, że kolejny tydzień oczekiwania sprawi, że trafi mnie szlag :P Drugim przyczynkiem do tego mogła być niestety Pyzka, która przybiera na wadze prawie tak jak ja w tej ciąży... Jak wiadomo, w drugim trymestrze, który przypadł na czas oczekiwania na tapczan, tyje się najwięcej. Pyzka przybrała zatem od powrotu z Francji 3 w porywach do 3,5 kg!! (tak, wiem, obłęd, ale nie wzywajcie opieki społecznej... nadal może ruszać nogami i rękami, po prostu wygląda na przedszkolaka bliżej zerówki niż maluchów ;P). Kiedy więc słyszałam z łóżeczka "mamooooo", by ją wyjąć, jak również za każdym razem, gdy dreptałam by ją do tegoż łóżeczka włożyć w myślach układałam już sobie tyradę, jaką wygłoszę w razie powodzenia połączenia telefonicznego z naszym Panem stolarzem. Jak się pewnie domyślacie nic takiego nie miało jednak nigdy miejsca, bo: a) Pan stolarz to zajęty człowiek, więc rzadko udawało nam się połączyć telefonicznie, b) kiedy już układałam Pyzkę do snu byłam tak padnięta (brakiem łóżka też, oczywiście), że zapominałam zadzwonić, albo c) zapominałam to, co miałam powiedzieć i w rezultacie nagrywałam na sekretarkę lakoniczne "Proszę o kontakt w sprawie realizacji zamówienia. Ja".   
Pojawiały się jakieś kolejne terminy, jak "za dwa tygodnie", "koniec miesiąca" itp. jednak żaden z nich nie doszedł do skutku...
Minął luty, przyszła wiosna, a łóżka jak nie było tak nie było.
Gdy traciłam już nadzieję, że kiedyśkolwiek Pyzka doczeka się nowego spania, gdy Pan Mąż, charakteryzujący się zdecydowanie większymi pokładami cierpliwości, powiedział "ja do niego zadzwonię", gdy  zaczęłam żałować, że nie kupiliśmy zwykłego wyrka jak 99% rodziców, w końcu, gdy plan B zmodyfikowaliśmy do wersji: wycieczka do Pana stolarza po odbiór zaliczki i zakup bodaj szwedzkiego tapczanu...
...nadszedł TEN dzień!
Po 17-sty tygodniach oczekiwania, 7-ego kwietnia A.D. 2017 Pan stolarz zaszczycił nas swoją obecnością i zmontował nam Pyzkowe łoże.  
Podniecenie mojej córki sięgało zenitu, jako że wcześniej przygotowywałam ją do tej zmiany i tłumaczyłam najładniej jak umiałam, że dostanie nowe piękne łóżko, w którym będzie grzecznie spała :) Montaż trwał blisko 5 godzin i zakończył się sukcesem :D

Pewnie jesteście ciekawi rezultatów tej długiej i męczącej, zapewne obie strony, realizacji :)

Od razu napiszę, że jestem z tego łóżka absolutnie zadowolona i że spełniło nasze oczekiwania w 200 %. Chociaż miałam pewne obawy co do wizji stolarza dotyczącej np. wysokości konstrukcji, okazało się, że jest idealnie. Gros moich stresów wynikało też z tego, że ustaleń dokonaliśmy zbyt dawno bym była w stanie wszystkie je spamiętać :P. Taaaak...można było to wszystko zapisać, tylko po co? :P Starczy, że Pan stolarz zrobił notatki, czyż nie? W końcu to on to robi... A ja się potem zastanawiałam, czy powiedziałam mu o uchwytach czy nie powiedziałam...  

Pyzka na widok nowego łóżka zapiała (dosłownie!!) z radości.
Przeskakiwała z jednego tapczanu na drugi, a kombinacjom ułożenia się wzdłuż, w szerz i w poprzek nie było końca. W jednej sekundzie zapomniałam o wszystkich złych emocjach, które towarzyszyły mi przez cały czas oczekiwania na ten zacny mebel.
Może moje granice cierpliwości nie zostałyby przekroczone, gdyby nie towarzyszył mi "syndrom wicia gniazda" i obawa o to, czy zdążę (czy Pan stolarz zdąży) z przygotowaniami nim drugie dziecko przyjdzie na świat. Na szczęście jednak wszystko dobrze się skończyło :) Mamy super-odjechane łóżko, na którym i ja ucinam sobie czasem drzemkę, gdy zbyt mocno zaczytam się układając Pyzkę do snu. 
A Pana stolarza, mimo poślizgu, grzech nie polecić!
Wykon na 6 z plusem :)
Wszystko dopracowane w każdym szczególe, elegancko poskręcane, posklejane i sama nie wiem co jeszcze :) Stabilne, eleganckie i, co baaardzo ważne, bezpieczne! Nie ma żadnego kantu, rantu ani ostrej krawędzi czy zadry. 
Fachura! :)
Ponadto, choć nie wiem ile w tym zasługi wykonawcy ;P Pyzka śpi (prawie) jak aniołek <3 Mimo moich obaw, że będzie schodziła i ganiała po pokoju, aż padnie z wykończenia gdzieś między zabawkami, 'ogarnia' tę budowlę jako miejsce do spania i spędza w nim 10 godzin nocą i nawet do trzech w ciągu dnia (i to właśnie teraz, gdy to piszę :) złoty dzieciak!! :D ).  

A tak zadowolona Pyzka korzysta z łóżka, gdy nie śpi :)

  
A tu więcej zdjęć naszego mebla na stronie Pana stolarza :)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz