czwartek, 20 kwietnia 2017

Remontowe kwiatki. Epizod IV: Podłogi i ściany

Znakomitą większość podłóg i ścian w domu wykonała ekipa naszych Tatów. Do tej części prac nie mamy oczywiście cienia zarzutu i wcale nie dlatego, że to nasi ojcowie. Oni po prostu wykonali świetną robotę!
W związku z tym, że goniły nas terminy i bardzo chcieliśmy, by dom był gotowy na nasz grudniowy powrót z emigracji postanowiliśmy do części prac zatrudnić grupę fachowców. I jak to zwykle przy takich okazjach bywa daliśmy się wyrolować. Co gorsza byliśmy wtedy na miejscu! Pewnych spraw nie da się jednak dopilnować, no chyba, że siedziałabym z Pyzką na środku podłogi wyklejanej płytkami z poziomicą i sprawdzała raz za razem czy wszystko się zgadza.
O ile ściany wyszły przyzwoicie to podłogi pozostawiają wiele do życzenia.
Zdaje się, że majster-specjalista dobrze wiedział o swoim wyczynie, bo przykazał nie chodzić po nowej podłodze 2-3 dni... Nie wiem, czy chciał w tym czasie uciec z kraju (nie sądzę, aż tyle mu nie zapłaciliśmy...) czy może liczył na to, że klej to ściągnie.
Nie, to nie żart z tym klejem... W jednym z marketów budowlanych próbowali nam wmówić, że jeśli płytki ceramiczne są krzywe to klej je ściągnie do podłogi. Takie 'inżyniery' :D
W każdym razie, gdy już zaczęliśmy stąpać po podłodze okazało się, że bywają różnice w poziomie płytek, nawet w jednym rzędzie :( Znać to było pod stopą, ale na szczęście feralne miejsca zasłaniają meble kuchenne. Fakt jest jednak taki, że zapłacona usługa została zrealizowana nieprawidłowo. Panów tych nie polecamy...
To, że w kuchni w kilku miejscach dali ciała nie rozsierdziło nas jednak tak, jak przedpokój... 
Spece sami sobie wylali wylewkę samopoziomującą i na to przykleili płytki. Zdaje się, że ich poziomica ma elastyczne podejście do kwestii poziomu. Nie przyszło nam do głowy sprawdzać tak elementarne rzeczy, bo przecież widzieliśmy, że używają tego przyrządu przy naklejaniu płytek. Jak zatem mogli się pomylić? Sprawa wydała się dopiero, gdy do linii płytek doszliśmy z panelami podłogowymi. Ku naszemu zdziwieniu, na długości 90 cm, czyli długości otworu drzwiowego, różnica wysokości podłogi ułożonej przez naszych fachowców rodem z telewizyjnej "Usterki" wynosiła 1,5 cm!!! Lewy róg był wyżej, a więc po zamontowaniu drzwi pod zawiasami pojawiła się szpara na mój palec! 
Co nam pozostało?
Wezwać partaczy na poprawki lub zaakceptować "niewielkie niedociągnięcia"(próbuję umniejszać te wady, by jakoś żyć :) ). Po dokonaniu bilansu zysków i strat (kolejny bałagan, gdy już wychodziliśmy na prostą z kuciem i farbami, obsówki czasowe, ewentualne niepowodzenie poprawy - w końcu to partacze) zdecydowaliśmy wycenić nasze straty moralne w złotówkach i pożegnać definitywnie panów majstrów. Niestety, ciężkie to było rozstanie, bo o ile robota "paliła im się w rękach", to do zwrotu pieniędzy nie byli już tak skorzy. 

Ku przestrodze wszystkim planującym remonty i wynajem do tego ludzi: zamiast pomagiera pana majstra zatrudnić się u niego samemu z własną poziomicą ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz