środa, 16 listopada 2016

Hit nad hitami. Kamieniołom światła w Les Baux de Provence

To już ostatni wpis ze wspomnieniami z naszej wycieczki do Les Baux de Provence, ale za to jaki!

Kamieniołom...
Już od wejścia ogromne ściany skalne pozwalają przeczuwać to "coś".

 

Obiekt, jeśli tak można go nazwać, to najprawdziwszy kamieniołom, skąd wydobywano wapień do budowy m.in. miejscowego (średniowiecznego) zamku. Ostatecznie, z powodów ekonomicznych, wydobycia kamienia zaniechano całkowicie w latach 30-tych XX wieku.

 
  
 

Kamieniołom na nowo odkrył Jean Cocteau, który zachwycony wnętrzami postanowił nakręcić tu film "Testament Orfeusza" (1959). Jednak to nie film przyniósł największą sławę kamiennym grotom. Po 16 latach od realizacji rzeczonego obrazu francuskiego dramaturga, kamieniołomem zainteresował się niejaki Albert Plecy. To za jego sprawą gigantyczne, kamienne skały po raz pierwszy pokryły się świetlnymi obrazami. 
Powierzchnia ścian kamieniołomu została nieco odnowiona, dla osiągnięcia lepszej jakości pokazów. Niemniej jednak kamieniołom, jego galerie, kształt i wielkość pozostają w oryginalnym, niezmienionym stanie.

Kamieniołom światła (Carrières de Lumières)...
Miejsce niesamowitego spektaklu.
Iluminacje świetlne i pokazy multimedialne miałam przyjemność oglądać już w kilku miejscach. Od warszawskich fontann poczynając na wspaniałych obrazach wyświetlanych laserowo na akwedukcie Pont du Gard kończąc. Jednak to co zobaczyłam w Les Baux wbiło mnie w podłogę.

Za sprawą techniki mappingu 3D, na ścianach i podłogach kamieniołomu, wszystkich jednocześnie, wyświetlany jest pokaz animacji i obrazów (czy też animowanych obrazów), którym towarzyszy muzyka. Wszystko to zsynchronizowane, ściśle ze sobą połączone i tworzące niesamowitą całość.

Każdego roku "wystawa" poświęcona jest innemu malarzowi bądź grupie artystów. W latach ubiegłych, nie tylko na fanów malarstwa, czekały takie pokazy jak Van Gogh, Klimt czy Michał Anioł i Leonadro da Vinci. My natomiast mieliśmy niebywałą wprost przyjemność uczestniczyć (bo trudno tu mówić o oglądaniu) w spektaklu "Sen nocy letniej" (ew. świętojańskiej, bo mam problem z tłumaczeniem tytułu - może ktoś pomoże, w oryginale to: Songes d'une nuit d'ete), który poświęcony jest twórczości Marca Chagalla (francuski malarz rosyjskiego pochodzenia, 1887-1985).  

Pokaz był jakby podróżą przez kolejne etapy tworzenia artysty. Całość zaś podzielona została na 12 głównych części, wśród których można wyróżnić takie, jak życie, poezja, wojna, Opera Garnier, cyrk czy Biblia. Poza obrazami, animacji poddano także fotografie, kolaże, mozaiki oraz witraże artysty, tak, by w tym niebywałym anturażu pokazać cały wachlarz jego zdolności.


Multimedialne show objęło 5000 metrów kwadratowych ścian kamieniołomu o wysokości 14 metrów. Do pokazu wykorzystano 100 projektorów i 27 głośników... 
Jak to wszystko przekłada się na wrażenia?
Na malarstwie się nie znam, więc wiele o twórczości tego artysty powiedzieć nie mogę. Wiem jednak tyle, że pokaz był absolutnie fenomenalny!

(zdjęcia oczywiście tego nie oddają, ale dzielny Pan Mąż robił co mógł, by uchwycić choć część naszych wrażeń)


 

 

Galerie kamieniołomu raz po raz zalewało morze jasnych i żywych kolorów, a obrazy zmieniały się w rytm wypełniającej przestrzenie muzyki. Reprodukcje ożywiały zarówno ściany, jak i filary czy podłogę, a wszystko to tak realne, że aż można by spodziewać się, że po zakończonym spektaklu wszystkie barwy pozostaną na ścianach.
Nie mogłam wprost oderwać wzroku od tego "koncertu obrazów"!

Monumentalne pomieszczenia zmieniały się za sprawą animacji we wnętrza świątyń bogato zdobionych witrażami, by za chwilę przenieść nas na ulice Paryża, a z nich wprost na okazałe schody opery Garnier. Stąd dzielił nas już tylko jeden krok, by zająć jedno z pierwszych miejsc przed słynną sceną. Prezentowane obrazy wraz z dopasowaną do nich muzyką przyprawiały o prawdziwy zawrót głowy... 
 
   
 

Długo nie mogłam zabrać się do napisania tego wpisu, bo nie mogłam wręcz ochłonąć z emocji. 
Przekraczając próg "Katedry obrazów", jak nazwał to miejsce jego pomysłodawca, zanurzyłam się w kolorach i dźwiękach.
Byłam muzyką, byłam barwą, byłam każdym obrazem...
To przeżycie absolutnie nie do opisania.
Trudno było mi zamknąć opadającą z wrażenia szczękę :)
A tak bardziej serio, to muszę przyznać, że nigdy i nic nie wywarło na mnie aż takiego wrażenia!
Carrières de Lumières... kamieniołom światła, który doprowadził mnie do łez!
To absolutnie pierwszy raz gdy sztuka doprowadziła mnie do takiego stanu...
W tym roku, poza spektaklem poświęconym twórczości Chagalla na odwiedzających kamieniołom czeka jeszcze jedna niespodzianka. Jest nią pokaz "Au pays d'Alice, hommage a Lewis Carroll" (W świecie Alicji, w hołdzie Lewisowi Carrollowi - jeśli się mylę, proszę: pomóżcie ;) ). Blisko ośmiominutowa animacja, która dzięki wykorzystaniu maksimum możliwości technicznych, przenosi widza (dosłownie!!!) w świat Alicji w Krainie Czarów. 
Przedstawienie to zabrało nas w podróż po cudownym świecie między rzeczywistością a fantazją. Zastosowane animacje sprawiają, że każdy może poczuć się Alicją... Biegać po lesie za białym królikiem, wpaść do jego nory i zanurzyć się w głąb ziemi, spacerować po zaczarowanym lesie czy w końcu spotkać kapelusznika i kota z Cheshire. 
Pyzka, choć na początku była nieco przestraszona dźwiękami i szybko zmieniającymi się obrazami po kilku minutach podobnie jak my z zainteresowaniem śledziła pojawiające się na ścianach animacje, a na widok biegających białych królików zaczęła wręcz piać z zachwytu :)
(Fotografie pochodzą ze strony http://carrieres-lumieres.com; w związku z animacją wykonanie fotki naszym aparatem było absolutnie niemożliwe)


Oglądałam pokaz jak zahipnotyzowana. Każdą komórką mojego ciała przeżywałam kolejne obrazy. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że spadam....spadam do wnętrza ziemi! Nogi ugięły się pode mną, a podłoga odpłynęła gdzieś w nieznane... Obracałam się wokół własnej osi, chłonąc dźwięki i obrazy, nie wierząc jednocześnie w moje szczęście, że oto ja, jeszcze chwilę temu twardo stąpająca po ziemi zwykła babka, jestem Alicją! Ledwo powstrzymałam się przed próbą dotknięcia choć jednego z krążących dokoła błyszczących lizaków :)

(filmy dzięki uprzejmości internetu :P )
i ten sam pokaz z innego miejsca:
I mogłabym dodać jeszcze 5 albo i 10 filmów, bo chciałoby się patrzeć bez końca!

Cudownie było przenieść się znów w ten dziecięcy świat... I szkoda było go opuścić. 
Gdy pokaz się zakończył wszyscy stali jak zaczarowani... 
Nie tylko ja nie chciałam wracać do rzeczywistości.
Wszyscy bardzo chcieliśmy w tej Krainie Czarów pozostać choć kilka chwil dłużej...

Mam nadzieję, że to, co pokazałam, wyjaśniło Wam czemu Kamieniołom Światła to "Hit wszystkich hitów" :) i choć trochę oddało atmosferę tego miejsca i spektaklu. 

Tym postem zamykam cykl o Les Baux de Provence, które dzięki przytoczonej przeze mnie ilości atrakcji, na mojej liście jest absolutnym numerem jeden do polecania wszystkim turystom odwiedzającym ten piękny region. 

Niezmiernie się cieszę, że dane było mi zobaczyć coś tak niebywale pięknego i jednocześnie żałuję, bo biorąc pod uwagę długość naszego pobytu we Francji przegapiłam dwa wcześniejsze pokazy :(  Żałuję też, że odkryłam Les Baux tak późno i tylko dwóm turnusom gości mogłam je pokazać... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz