piątek, 4 marca 2016

W oczekiwaniu na kolejny taki weekend :)

Choć w ostatnich dniach pogoda nas nie rozpieszcza, jest wietrznie, pochmurno i dość deszczowo, to jak wiecie, zwykle możemy cieszyć się tu pełnym słonkiem i całkiem łaskawymi temperaturami.
Nadejście wiosny odtrąbiłam już dawno, z tym, że jak to na wiosnę bywa: "w marcu jak w garncu" :P 
Czekam więc cierpliwie, bo według prognoz następny tydzień to już prawie lato... 
I tak ostatnio mam właśnie co tydzień z tymi prognozami. 
Pogoda zawsze jest taka przewrotna :(
Cały tydzień jest ładnie, a gdy jesteśmy w weekend razem, moglibyśmy gdzieś wyskoczyć czy pospacerować - pada deszcz...
Styczeń - raczej spokojny, mało deszczu i szalonych wiatrów...
Luty, gdy są tu ferie, wypadł zaś dość podle, chlodny i wietrzny okropnie, za to w samej jego połowie, akurat na pierwszy przypadający na ferie weekend rozciepliło się (dosłownie na 3 dni) do 20 stopni!! Moja koleżanka z Brazylii wybrała się w tym czasie z rodziną na narty, ale niestety nie skorzystali, bo śnieg zaniknął...
Nas taki obrót spraw nie zmartwił wcale :)
Wykorzystaliśmy ten gorący weekend doskonale! Zeszliśmy całe miasto, wylegiwaliśmy się na słońcu! Totalne lenistwo...nawet zakupy odpuściliśmy :) 
Warto było!
Zaraz po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia rozebrałam się z kurtki, potem z szalika, by w końcu rozstać się też ze swetrem. I tak - w koszulce na ramiączka ucięłam sobie na tymże zacnym leżaczku drzemkę, tuż obok wędzącej się w wózku, śpiącej Pyzki ;P
Pierwsze ładowanie akumulatorów na słońcu zaliczone :)


Teraz zaś śledzę prognozowe strony, bo już nie mogę doczekać się wycieczki do ZOO!!
Zaplanowana od miesiąca ciągle czeka na okienko pogodowe wypadające w weekend :P

PS. Ciekawostka:
Po upalnym weekendzie znów się ochłodziło i zrobiło się deszczowo :(
Miałam nieprzyjemność po tym deszczu się przespacerować...
Początkowo myślałam, że może mijałam jakieś roboty drogowe lub remont budynku i pył dopadł mnie i wózek. Po dłuższej obserwacji świata wokół mnie na trasie do domu stwierdziłam jednak, że nie tylko ja i moje wyposażenie przybraliśmy rdzawy kolor! Wszystko w mieście pokryło się pyłem...
A w zasadzie piaskiem! Wiatr, który przydmuchał do nas cieplutkie powietrze na ten piękny weekend przetransportował tu również resztę pustynnego klimatu. Zaznaliśmy więc ciepełka znad Sahary, by zaraz potem dostać, prawie po oczach, jej piaskiem, który spadł wprost na nas z niemałym deszczem.
Niby to nic nadzwyczajnego... każdy zna z prognozy telewizyjnej "ciepłe masy powietrza znad..." itp. itd. Wiadomo, że skądś to się bierze :P Jednak oglądanie na żywo samochodów, domów, ulic, a w końcu własnej kurtki i wózka pokrytego 'pustynią' robi spore wrażenie... 
No i jak się tego pozbyć ?!
Drobinki piasku wsiąkły wraz z wodą w kurtkę, na wszystkim po deszczu mazało się to błoto...
Nieciekawa sprawa!
Zdaje się natomiast, że tubylcom to nie przeszkadza. 
Choć o tej okoliczności minęły już ponad 2 tygodnie wiele samochodów wygląda tak jak zaraz po deszczu, z zaschniętym piachem na szybie...a właściwie wszędzie...
Zdecydowanie nie przywiązują do tego wagi!
Hmmm...
Może pójdę ich śladem?!
Szkoda życia na sprzątanie, skoro znów się nabrudzi :P

1 komentarz:

  1. Jak narty to tylko Włochy! Tam nigdy nie brakuje śniegu. Ja osobiście uwielbiam Val di Sole. Jest słonecznie i bardzo śnieżnie :) Polecam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń