Z wielkiego chaosu powoli wyłania się obraz naszego nowego, polskiego życia...
Choć nadal przepełnione jest jeszcze wspomnieniami za słonecznym Avignon, szczególnie w te dni, gdy trudno odróżnić dzień od nocy, to jednak coraz bardziej przyzwyczajamy się do aktualnych realiów.
Nie brakuje westchnień "jak w Avignoniu"... Tak jak wczoraj, gdy wiał zimny, niczym Mistral, wiatr, a niebo było bezchmurne i pięknie rozświetlone słońcem. Pan Mąż jest jednak niezastąpiony w zdejmowaniu mnie z obłoków wprost na zmarzniętą, szarą ziemię... Na moje tęskne "jak w Avignoniu" odparł tylko "Tiaaa...tylko, że tam nie było tego brudu i błota". I BAM! jestem znów w mazowieckim...
Urządzanie się od nowa nie jest łatwe...
Gdy dwa lata temu zadomawialiśmy się we Francji byliśmy w dwójkę (i pół :P). Wymagania były mniejsze, czasu jakby więcej, a wszystko to co szykowaliśmy było i tak "tylko tymczasowe". Łatwiej zatem było przymknąć oko na pewne niedogodności, niedociągnięcia czy braki.
Myśleliśmy, że powrót do kraju i urządzanie się w bardziej znanych nam rejonach (choć pod nowym dachem) będzie prostsze. Choć "życie to nie bajka" mam nadzieję, że wszystkie te wysiłki włożone w zadomowienie się zaprocentują w przyszłości prawdziwą sielanką, bo ostatnie tygodnie były od niej naprawdę dalekie...
Pierwsze dni po powrocie do Polski spędziłam u mojej mamy, gdy tymczasem Pan Mąż doglądał wykańczanie naszego "gniazdka". Oczywiście prace nie zostały dokończone :P i nie pytajcie mnie nigdy czy mam do polecenia jakiegoś stolarza... Może skończą po Nowym Roku... Może...
Zatem, na tydzień przed świętami zamieszkaliśmy w niedokończonym "u siebie".
No i cudnie!
Cudnie, bo żyjemy :)
Cudnie, bo udało się przetrwać!
Cudnie, bo poza brakami w umeblowaniu i tym, co mają dokończyć wyżej wymienieni "fachowcy"(niech ich piekło pochłonie...jak już kiedyś skończą) mamy super dom! Chociaż remontowanie na odległość i przez Skype to jeden z "lepszych" naszych pomysłów i nie obyło się bez komplikacji to efekt jest naprawdę powalający :) Nasze Taty się postarały. W domu jest ciepło (główny zamysł remontu), a łazienka na górze, której szczerze nienawidziłam od pierwszego wejrzenia jest moim ulubionym miejscem! (o naszych remontowych przeprawach na pewno kiedyś napiszę. Celowo jeszcze tego nie uczyniłam. Cały czas zbieram materiał na tego posta, a lista "przygód" wydłuża się każdego dnia :P).
Udało nam się jako tako rozpakować, a nawet z grubsza ogarnąć remontowy bałagan tak, by można było funkcjonować normalnie. Z poprzedniego mieszkania przywieźliśmy też moją ukochaną pralkę (nasz pierwszy wspólny zakup po ślubie <3 ) i teraz mogę zmieniać programy jak rękawiczki :P
Są też inne małe sukcesy...
Piszę do Was :D
A to oznacza, że wyprowadzka na wieś nie odcina mnie od cywilizacji :P Mało tego! Byłam dziś na spacerze nie dalej niż 50 metrów od domu i spotkałam ludzi :) Nie ma asfaltu, ale ktoś tu czasem przechodzi...
Piszę do Was z kanapy, a to znaczy, że pierwsze meble za płoty :D na nawet na piętro !!
Piszę do Was w dzień, a to znaczy, że Pyzka ma jako taki rytm dnia i mimo wszystkich tych zawirowań nie zwariowała, a smacznie chrapie w swoim (nadal turystycznym) łóżeczku.
Wierzę, że z każdym kolejnym dniem będzie jeszcze lepiej...
Że w końcu uda mi się znaleźć wymarzoną lampę do pokoju i dyndająca z sufitu żarówka przestanie mnie straszyć...
Że odważę się któregoś dnia wsiąść za kółko i wydostać się z tej ciszy i głuszy ;) Nie, żeby mi tu źle było! ale na shopping tu nie wyskoczę... :P (Taaak, mam prawo jazdy, ale w 'Avignoniu' jeździłam tylko do Lidla i z powrotem, czyli jakiś kilometr w obie strony! Stąd do najbliższego Lidla mam z 12 km!!)
Że pewnego dnia rozpogodzi się na tyle, by pójść z Pyzką na prawdziwy spacer, a nie przedreptać jedynie ścieżkę wokół domu.
W końcu, że znajdę gdzieś w okolicy miejsce, gdzie Pyzka zazna towarzystwa dzieciaków, jak bywało to w naszym ukochanym przedszkolu w Avignon. Nie łudzę się, że będzie darmowe, ale żeby w ogóle było...
Trzymajcie kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz