czwartek, 21 lipca 2016

Z cyklu: moje genialne pomysły...

Po raz kolejny musiałam wspiąć się na wyżyny kreatywności i stąd ten post.
Może gdzieś komuś kiedyś będzie potrzebne tego rodzaju "koło ratunkowe", a może za jakiś czas znajdę odsyłacz do mojego zdjęcia na stronie kolekcjonującej idiotyczne patenty...
Wszystko mi jedno :) 
Najważniejsze, że mój cel został osiągnięty!
Póki co, poza rodziną i przyjaciółmi, którzy znają mnie nie od dziś, za nieszkodliwego wariata uważają mnie zapewne także sąsiedzi, którzy co i raz mogą podziwiać wynalazki mojego autorstwa... Teraz już czas podzielić się tym ze światem :P

Ciepło, cieplej, gorąco... Zatem jest to idealny moment na kolejną porcję mojej radosnej kombinatoryki na polu walki z upałem. 
Żar leje się z nieba nieprzerwanie od ponad miesiąca. W nadziei na choćby najmniejszy ruch powietrza chętnie otworzyłabym balkon :)
Co stoi na przeszkodzie?
Próg!  
Jest to póki co przeszkoda nie do zdobycia dla mojej Pyzki. Staje przy nim, chwiejąc się na tych swoich długaśnych, chudziutkich nóżynkach, a moje serce przy takim manewrze każdorazowo drży o stan jej uzębienia. Balkon mamy betonowy... Choć znane są przypadki, nawet w naszej rodzinie, braków w uzębieniu mlecznym z tytułu wypadków wszelakich nie chciałabym, by to moja Pyzka osiągnęła w dyscyplinie wybijania mleczaków rekord "najkrótszego używania jedynek". Ma je dopiero od połowy lutego, więc nówki sztuki, można by rzec, szkoda by się zmarnowały :P Jest to jednak szalenie prawdopodobne, gdyby wywinęła orła przez rzeczony balkonowy próg wprost na betonową wylewkę. 
Jak zatem skutecznie się wywietrzyć i jednocześnie oszczędzić mleczaki?
Czas promocji na bramki w marketach właśnie się skończył, a poza tym, jeśli policzyć czas, jaki został nam tutaj do przemieszkania to zakup bramki zaowocowałby kolejnym klamotem do... no właśnie, nie wiadomo do czego... Czy to zabierać do Polski? Czy sprzedawać? A może oddawać? A jeśli tak, to komu? No i w takim razie, skoro tyle niewiadomych, to po co na to pieniądze wydawać?! Stanęło więc na tym, że bramki na balkon nie kupujemy...
A jednak bramkę mamy :)
Jak do tego doszło?

Oto kurs "zrób to sam" :
Potrzebujemy suszarkę na pranie oraz co najmniej 6 sznurków. W wersji "bida z nędzą" za sznurki może posłużyć cokolwiek, jak np. pocięta podkoszulka czy lamówka od starego ręcznika (na pewno nada się i guma z gaci...). U mnie są to paski siatki, będące resztką z docinania "na wymiar" moskitiery (najtańszej z najtańszych!!!) do okna kuchennego. Materiał mocujący doskonały, gdyż siatka rozciąga się jak wyżej wspomniana guma, co pozwala na w miarę stabilny montaż "bramki". Po każdej stronie suszarki przywiązałam dwa paski siatki i zamocowałam je do balustrady balkonu. Pozostałe dwa paski przywiązały boczne skrzydła suszarki do ramy głównej by nie latały w tą i z powrotem, wyprostowane nogi od suszarki stanowią zaś wypór na części równoległej do progu balustrady. Tym sposobem wykonane przeze mnie prowizoryczne zabezpieczenie stoi dość stabilnie.

Voila!
Bramka gotowa :D
W praktyce wygląda to tak:
 

Może moja brameczka nie wygląda jak sklepowa, ale spełnia wszystkie wymagania :D
Jest bezpiecznie, jest ruch powietrza, jest miejsce na mokre galoty (jak widać na załączonym obrazku... treningi nocnikowe w toku), w wersji 2.0 (mobilny parasol :P) jest też cień, by się łysa główka Pyzkowa nie ugotowała, w końcu jest też widok na "ogródek" (zielona kępka w rogu balkonu to bazylia...).
Czegóż chcieć więcej?

Balkon uważam za bezpieczny a co za tym idzie otwarty!!!
Mistralu - czekamy! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz