piątek, 15 lipca 2016

Festiwal teatralny 2016

W ubiegłym roku, mimo zaawansowanej ciąży, udało mi się uszczknąć co nieco z atmosfery festiwalowej. Bywałam jednak w mieście tylko wieczorami, a zatem takie atrakcje jak inauguracja festiwalu przeszły mi koło nosa (mój zeszłoroczny festiwal tutaj). To na co mogłam na pewno liczyć, to spacery zaśmieconymi afiszami ulicami... Miałam nadzieję, że w tym roku będę miała okazję intensywniej uczestniczyć w tym wydarzeniu, którym żyje przez miesiąc całe miasto.

Tegoroczny festiwal oficjalnie rozpoczął się 7 lipca i potrwa do końca miesiąca.
Choć byłam na miejscu, w mieście, i tym razem całkiem "na chodzie" o mały włos po raz kolejny ominęłaby mnie parada otwierająca oficjalnie to słynne w całym świecie teatralne święto. Na szczęście jest żłobek :D To tam dowiedziałam się, że, zaraz po zamknięciu tego przybytku uciech dla maluchów, główną ulicą miasta - La Republicą - przejdzie pochód bodaj wszystkich trup teatralnych biorących udział w 70 edycji imprezy. 
Nie mogło mnie tam zabraknąć!
Gdy dotarłyśmy do celu ulicę zalewało morze ludzi. W oddali widać było sunący w naszą stronę pochód. Na jego czele podążał wielki dmuchany stwór (nazwałabym go może smokiem :) ), a za nim, prezentując fragmenty przedstawień, odgrywając krótkie scenki, rozdając broszurki i ulotki oraz cierpliwie pozując do zdjęć maszerowały "teatry". Piszę "teatry", bo to nie tylko aktorzy, ale całe ekipy, które przybyły tu by prezentować swą twórczość; to także scenarzyści, reżyserzy, kostiumolodzy... słowem wszyscy, którzy przykładają rękę do spektaklu. 
Ciężko oderwać było wzrok od kolorowego tłumu! Każdy kolejna grupa zaskakiwała pomysłami na zachęcenie do przybycia właśnie na ich sztukę. Każda kolejna prezentowała zupełnie inny styl, każda kolejna zaczarowywała mnie jeszcze bardziej...
Z tego transu wyrwało mnie dopiero pokwękiwanie Pyzki, która nie zawsze wszystko widziała, więc na niej parada nie robiła aż takiego wrażenia :( Mimo usilnych prób rodzinki by choć trochę ją zabawić czas powrotu do domu zbliżał się nieubłaganie. Gdy już wszystkie ręce zemdlały od trzymania tego kluska "na baranach" ruszyliśmy w drogę na kolację; cieszę się jednak, że choć tyle ile widziałam udało nam się zobaczyć! 

Jest w tym festiwalu jakaś magia... 
Gdy, już po otwarciu, kolejny raz wyszłam na miasto, afisze nie kłuły mnie w oczy jak wcześniej, a ulotki wciskane na każdym rogu nie ciążyły mi tak w dłoni (choć mam nadzieję, że nie, niektóre być może ciążyły za to Pyzce na żołądku - ot, moment nieuwagi... ).

Ciężko było uchwycić moim słabiutkim aparatem najciekawsze momenty parady...
Jeszcze ciężej było przebić się wśród ciekawskiego tłumu na pozycję do pstrykania zdjęć. Myślę jednak, że cośkolwiek z tego co udało mi się złapać na fotkach będzie w stanie oddać charakter tej imprezy :)
Pierwsze zdjęcia (te lepsze - od razu będziecie wiedzieli które :P ) zawdzięczamy kuzynce Ani :)
Serdeczne dzięki za możliwość ich wykorzystania !























 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz