środa, 20 lipca 2016

To już rok!!!

Ostatni rok minął jak jedno mrugnięcie...

19.07.15  19:07
Opaska VIP :P
Urodziłam Pyzkę 20 lipca o 2:35 w nocy... Jak to się więc mówi w urodziny: "jest już na świecie" :P

W ubiegłym roku o tej porze tuliłam w ramionach trzy i pół kilowego kluska ledwo widzącego kontur maminej twarzy granatowymi ślepkami. Wtedy nasze wspólne chwile odmierzałam jeszcze w godzinach.
20.07.15 18:01
Patrząc na zdjęcia i na naszą córkę nie mogę wprost uwierzyć, że jeszcze tak niedawno była taka malutka... Tymczasem z godzin zrobiły się dni, potem tygodnie, a następnie miesiące. Pyzka zaś, jak w jej ulubionej książeczce "Konik polny i boża krówka", (...)Rosła, rosła i pęczniała, wkrótce miała metr bez mała (...). Niepostrzeżenie, z  nieporadnego noworodka wyrosła na małą dziewczynkę. Niewiarygodne, jak bardzo się zmieniła, jak wiele nauczyła, a w zasadzie nauczyliśmy się od siebie nawzajem! 
Jem sama :)
Dziś otwieramy kolejny etap... 
Od dziś naszą miłość, radość i szczęście mierzyć będziemy w latach!
Obserwowanie jak Pyzka rozwija się i poznawanie z nią świata to najlepsze, najciekawsze i najbardziej zaskakujące doświadczenie jakie spotkało mnie w życiu. Na coś takiego nie można się przygotować! Choćbym nie wiem ile poradników przeczytała, szkół i kursów skończyła, znalazła odpowiedź na każde pytanie, nawet na końcu internetu, Ona co dnia zachwyca i zaskakuje mnie na nowo... A ja, dotąd sceptycznie nastawiona do macierzyństwa "ochów i achów", poddaję się bez walki. W poślinionej (z dnia na dzień coraz mniejsze, ale nadal jeszcze "fuuuuuuuuj!" :P) od buziaków bluzce padam na łopatki porażona tym urokiem, wybaczając każdą niesubordynację tej małej-wielkiej osóbki.

Modlę się, by czas już nie przyspieszał!
Nie zdążyłam nacieszyć się nieporadnością tych małych rączek i nóżek...
Nie zdążyłam wycałować tej małej łysej główki, nim pokrył ją jasny meszek włosków...
Nie zdążyłam wyprzytulać tego różowego, kruchego ciałka, nim zaczęło wymykać mi się z rąk, by spieszyć na spotkanie przygodzie (czyt. przewrócić kosz na śmieci/wrzucić buty do wanny/zerwać firankę)...
Nie, nie to, że nie próbowałam, ale ciągle i ciągle mi mało! 
I tęsknię do tego co było... do "zapachu dzidziusia"...
I boję się tego, czego jeszcze nie zdążę! 
Choć z drugiej strony się cieszę, bo wiem, że to nadal dopiero początek tej fantastycznej przygody, jaką jest bycie rodzicem! Niestety wiem też, że w tym przypadku moje modlitwy nie zostaną wysłuchane. Bo teraz, zaraz, za dzień, tydzień lub dwa, gdy Pyza "puści się" od kanapy i na własnych nogach, bez niczyjej pomocy, "pójdzie w świat" czas, a z nim Pyzka, popędzi jeszcze szybciej. Gdy więc wszyscy w napięciu oczekują czy Pyzce uda się "podeptać roczek", ja cieszę się w duchu, że te "przełomowe momenty" nie zbiegły się w czasie. Cieszę się, bo nie zdążyłam nacieszyć się pełnymi wdzięku, niezdarnymi kroczkami drobionymi tuż przy mojej nodze :)

Chodzik-pchacz - wersja francuska... yyyy...to znaczy Brykusiowa, czyli kolejny z moich genialnych pomysłów! :P
Tego co najważniejsze, czyli zdrowia...
Nieustającej radości, utrwalającej ten zniewalający, szeroki uśmiech na buzi,
wytrwałości, cierpliwości i odwagi w zdobywaniu kolejnych umiejętności
i samych szczęśliwych, wypełnionych beztroską zabawą dni
- tego właśnie chcę dziś życzyć naszej Pyzce.
Rośnij duża na pociechę całej Rodzinki! 
Sto lat!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz