sobota, 14 lutego 2015

Walentynki-srynki...

Takie to "święto", że bardziej srynki niż walentynki!

Jedni powiedzą, że jak się kogoś kocha to "walentynki" powinny być codziennie!
Inni, że w dzisiejszym zabieganym świecie nie ma zbyt wiele czasu na jakieś szczególne celebrowanie wspólnych chwil, więc walentynki to dobry pretekst, żeby zrobić coś wyjątkowego tylko we dwoje!

A co ja o tym wszystkim myślę?

Ja uważam, że "co kto lubi" :)

U mnie to jest trochę tak: "Osobiście nie obchodzę, ale jak dostanę czekoladę to zjem :P"
Albo nawet tak: "wiesz kochanie, nie obchodzimy w prawdzie Walentynek, ale moglibyśmy iść na pizzę w sobotę " :D (Na co Pan Mąż "to Walentynki są w sobotę?! O nie, liga się zaczęła! Miałaś mnie tyle czasu..." - słodziak, nie???:) )

Osobiście umarłabym, gdybym została obdarowana w takim dniu wściekle czerwoną, koniecznie obszytą "gustowną" koronką, poduszką w kształcie serca, z obowiązkowym napisem "I love U"...
Z resztą, w każdym innym dniu po takim "prezencie" też bym umarła...
Nie cierpię chińskiej tandety, która przed tego typu datami zalewa sklepowe półki! Wystawy są okropne, przesłodzone i "przebadziewione" aż oczy krwawią!
Ciekawe, że nie wszędzie tak jest!
Wiadomo, ten sposób świętowania przypełznął do nas zza oceanu. I jak to w Stanach, wszystko musi być naj! Patrząc jednak na to, co się dzieje w Polsce, myślę, że dzielnie gonimy Amerykanów! Tu natomiast, w Avignon, ku mojej nieskrywanej radości, widziałam dekoracje serduszkowe w jednej jedynej jak dotąd kwiaciarni! A tak poza tym pusto! Nie ma serduszek! Nie ma chińszczyzny! Nie ma tandety! :D I skoro dotąd jej nie znalazłam to pewnie już nie znajdę, w końcu TO już dziś! 

Dla mnie dużo fajniejszym sposobem na spędzenie takiego dnia jest zrobienie czegoś niesamowitego i odlotowego RAZEM! I to niekoniecznie 14.02, a po prostu pod szyldem "walentynek" (jeśli akurat wtedy np. lot balonem lub skok na bungee jest niemożliwy :P). Nie muszą być to żadne szaleństwa, ja wolę takie drobne przyjemności, nasze wspólne, niepisane zwyczaje na różne okazje.
A jeśli chodzi o walentynki to:
My - Brykusie - uwielbiamy ogrody zoologiczne! I zawsze gdy gdzieś wyjeżdżamy to jest nasz No. 1 na trasie wycieczki! Dlatego też do tej pory na każde walentynki kupowaliśmy sobie roczny karnet do warszawskiego ZOO! :) I to był nasz prezent walentynkowy, a dzięki niemu "obchody" trwały cały rok. Kiedy tylko mieliśmy chwilę wybieraliśmy się odwiedzić nasze ulubione kąty w ogrodzie :) Ja najbardziej lubiłam siedzieć u hipka... Jak teraz o tym piszę to tęskno mi trochę do tych spacerów w cieniu drzew... 

Tu, w Avignon, nie mamy niestety ZOO. Ale i tak mam nadzieję na bardzo udany dzień :)
Wszystko mi mówi, że tak będzie...
Sprawy zaczynają układać się coraz bardziej po naszej myśli (żeby "nie chwalić dnia przed zachodem słońca" poczekam z odtrąbieniem sukcesu jeszcze kilka dni; na pewno się dowiecie!). 
Jest sobota, więc cały dzień, a nawet weekend będziemy razem :) Nie będzie mi więc nudno czy smutno, bo Pan Mąż zawsze potrafi mnie rozśmieszyć nawet w wyjątkowo podły dzień! No i mam do kogo mówić :D (Ci, którzy znają mnie osobiście, wiedzą w czym rzecz; Ci którzy nie znają -Wasze szczęście :P). 
Ponadto, w walentynkowo-niewalentynkowych Brykusiowych planach na dziś, mimo tego, że zaczęła się liga..., jest pizza (mam ostatnio problem pizzowy i ciągle mam na nią ochotę!), ale tym razem nie z patelni...
No i gwóźdź programu: wyjątkowe zakupy :D
Nie dość, że w nowym sklepie (wynalazłam niedaleko całkiem spore centrum handlowe! Nie ma się co śmiać, tu w mieście to mam małe sklepiki, a takie CH to jest COŚ! :D) to jeszcze w planach całkiem nowa, dotąd niepraktykowana lista zakupów :)
Nie mogę jednak zdradzić Wam wszystkiego... Brykusiowo też musi mieć trochę prywatności :P

Trzymajcie mocno kciuki, żeby nerwy i portfel Pana męża wytrzymały to świętowanie!

A jak jest u Was: walentynki czy srynki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz