czwartek, 12 lutego 2015

Tłusty czwartek...

A teraz będę jęczeć...

Długo i żałośnie!

A Wy mnie pożałujecie!

Nie macie innego wyjścia!

No bo tylko spróbujcie sobie to wyobrazić...

Prawie udało mi się zapomnieć o wszystkich tych smakołykach, które tak uwielbiałam jeść w Polsce, a które tu są nieosiągalne. Starałam się o tym nie rozmyślać, nie rozpamiętywać...
Czasem tylko wzdycham boleśnie kiedy przypomni mi się prawdziwy twaróg, swojski kotlet mielony (który wcale nie porywał mnie specjalnie, gdy byłam w domu) czy babciny bigos (ehhh).
Na pocieszenie w głowie sporządzam już listę życzeń na nasz świąteczny przyjazd i obiecuję sobie, że zjem to wszystko i jeszcze więcej, i nawet jeśli pęknę z wielkim hukiem albo przytyję 10 kilo w tydzień nie będę miała o to do siebie żalu...W końcu kiedy wrócę do Francji po świętach będzie się tu zaczynało lato, czyli czas na wszystkie zwiewne, luźne sukienki. Nikt więc nie zauważy kilku kawałków mazurka wielkanocnego odłożonego na moich boczkach :P

Prawie udało mi się zapomnieć także o jednym z najpiękniejszych naszych "świąt"... o Tłustym Czwartku!
Jestem wielką fanką obchodów tego dnia... Do niedawna tylko wtedy, w ten jeden dzień w roku, za to w ilości kosmicznej, konsumowałam jedyny w swoim rodzaju przysmak. 
PĄCZKI!!!!
A już szczególnie jeśli któraś mama podjęła się samodzielnego ich przyrządzenia!!!!!!!!!!!!! 
Pyszności!
Kilka miesięcy temu przestawiła mi się w głowie jakaś klepka i od tamtej pory ochota na ten specjał nachodzi mnie regularnie, trzy do czterech razy dziennie. O ile w Polsce trudno mi było nad tym zapanować, tu, z "braku laku" żyłam jakby ONE nigdy nie istniały. Prawie zapomniałam więc i o Tłustym Czwartku... 
Do czasu...
Wczoraj, jak gdyby nigdy nic wybrałam się na spacer zakupowy, nie spodziewając się wcale, nic a nic, że podstępny Lidl zastawił na mnie pułapkę! Mianowicie, zrobił promocję na "dmuchane bułki z nadzieniem truskawkowym" (bo pączkiem tego za żadne skarby nie nazwę, nawet pod groźbą straszliwych tortur). Nie było to TO, jednak wyglądem do złudzenia przypominało...sami wiecie co...

Serce mi krwawi za każdym razem kiedy pomyślę TO słowo... 

No i trach! Przypomniałam sobie :(
Pożaliłam się mężowi (ale On tego nie rozumie! Jemu wystarczy do szczęścia mięso...), a potem postanowiłam cały dzień unikać przekazów pączkowych... 
Mam internet, więc mogę oglądać seriale i filmy online, a nie koniecznie telewizję internetową (polską oczywiście), prawda?
Nie muszę też dziś szukać "końca internetu", przeczesywać wzdłuż i w szerz portali informacyjnych, pogodowych czy społecznościowych, prawda?

Może i prawda, jednak przyzwyczajenie drugą naturą człowieka...
I stało się!
Wstałam i zadziałałam jak automat...
Klik, klik...
Enter, enter...
Spacja, enter...
Klik, klik..
I nagle ekran mojego komputera zalała pączkowa fala... 

Żeby tego było mało, połączyłam się też z telewizją internetową, z kanałem, który łapię raz na 2 tygodnie! Zwykle mnie to cieszy, a kiedy już mi się to uda, leci cały dzień :) Tak dla odmiany od TVP ;] No i udało się...akurat dziś... i to w trakcie porannego programu śniadaniowego, gdzie od blisko godziny częstują się wszyscy "pączusiami" i licytują między sobą ile kto ma ich już "na koncie"! Pani prowadząca o godzinie 8:47 ma 1, ale kolega już 2... 
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Oby im wszystkim w tyłki poszło!
(a to cieniasy, ja miałabym już 3!)
Dlaczego?! 
Dlaczemu tu nie ma pączków?!

W związku z czarną rozpaczą wywołaną Tłustym Czwartkiem pozbawionym Pączków planuję na dziś nic nie planować, nie mogę się niczym zająć, bo aktualnie jestem w otchłani rozpaczy!
Zostanę w szlafroku, zjem wszystkie słodycze, które udało mi się zgromadzić w domu, potem "słonycze" (czyli słone słodycze, jakby ktoś nie wiedział, a więc orzeszki, chipsy etc.), a potem zadzwonię do męża, żeby w drodze powrotnej kupił mi jakieś obrzydliwie słodkie, słabe (bo nie pączkowe) francuskie ciastko. 
A potem będę jęczeć cały wieczór, bo:
a. nie zjadłam pączka
b. boli mnie brzuch z przeżarcia
c. jestem gruba (następstwo "pocieszaczy" - uczucie, czy też poczucie grubości przychodzi natychmiast)
d. nie zjadłam pączka

Opcja 2, tudzież dodatek do opcji 1 (czyli po zjedzeniu wszystkiego j.w.): zrobię pączki i faworki po francusku...
Czyli usmażę sobie ziemniaki w plasterkach albo zwykłe frytki :)
(Bo kiedy mama robi pączki czy faworki zawsze smaży razem z nimi kawałki ziemniaków, żeby tłuszcz się nie palił - na pewno znacie tą sztuczkę :); a więc zrobienie "frytek" stworzy przynajmniej namiastkę pączkowego klimatu, no i zapach "smażelizny" w całym domu)

Cierpię!
Cierpię z tęsknoty!
Za pączkiem :((( 
Choć jednym...malutkim...takim polukrowanym...
ehhh....

Wszystkim tym, którzy jednak mają szansę, życzę miłego świętowania!
Zjedzcie też jednego za mnie!
Szanowne Panie, Drogie Dziewczyny - oby Wam w "biusta" poszło :P (Panom to raczej tego nie życzę :P)
:*

PS. No i pięknie, kiedy kończę posta Pan prowadzący program śniadaniowy zanotował już 3 pączka, a jakaś Pani donosi uprzejmie, że trzeba jeść pączki w Tłusty Czwartek, bo to przynosi szczęście na cały rok! :( 
Może jednak pójdę do Lidla po bułkę z truskawkami...
Myślicie, że szczęście się nie połapie, że to udawany pączek ? ? ?

1 komentarz:

  1. myśle że się nie połapie szczęście na tę bułkę z truskawkami .
    O i życzę smacznego
    PS.Sandra

    OdpowiedzUsuń