Cisza tu ostatnio, bo wszystko co pomyślę rozpuszcza w mig palące słońce!
Nawet skrycie się w cieniu tarasu nie przynosi wytchnienia :(
Rozbiliśmy swój mini-obóz na kanapie w salonie gdzie jest najchłodniej i próbujemy jakoś przetrwać. Spocone palce ślizgają się po klawiaturze, a każda próba spisania tego co lata mi po głowie kończy się padnięciem z wycieńczenia z laptopem na kolanach. Tęsknię za blogiem i staram się wrzucać tu te moje nieuczesane myśli luzem i w przypadkowych roboczych postach z nadzieją, że znajdę wkrótce i czas i siły, by opisać co dzieje się w Brykusiowie :)
Dostałam jednak ostatnio maila, o którym muszę Wam opowiedzieć.
Wiadomość od Sophil nieco mnie zaskoczyła i zestresowała. Jak to ja, od razu stwierdziłam, że pewnie mam jakieś kłopoty, zapomniałam wstawić gdzieś link źródłowy, albo zaznaczyć zapożyczone fotografie. Już taka jestem, że zawsze czarnowidzę... Tymczasem Sophil jest pracownikiem Artsy...
Cóż to takiego?
Artsy skupia wiodące galerie, kolekcje muzealne, fundacje, targi sztuki i aukcje, a wszystko to w jednym miejscu! Jest to zbiór ponad 800 000 zdjęć dzieł sztuki, architektury i designu autorstwa blisko 70 000 artystów, obejmujący dzieła historyczne, nowoczesne jak i współczesne, a baza danych stale rośnie! Artsy wykorzystywane jest zarówno przez miłośników sztuki i muzeów, a także patronów, kolekcjonerów, czy wreszcie studentów i wychowawców do odkrywania, edukacji oraz kolekcjonowania sztuki. Ich misją jest, by światowa sztuka była dostępna możliwie najszerszej publiczności na całym świecie.
Doskonały pomysł, czyż nie? :)
A cóż to wszystko ma wspólnego ze mną?
Otóż, wiadomość, którą otrzymałam, wysłano w związku z moim wpisem "Szlakiem Vincenta van Gogha.Arles po raz drugi", który ponoć idealnie wpisuje się w misję Artsy. Z tego też powodu zaproszono mnie do współpracy (!!! :D:D:D !!!), by kontynuować promowanie edukacji artystycznej i dostępności sztuki z moją pomocą :)
To mnie zaszczyt kopnął!! :D
A tak serio to N I E S A M O W I T E !!
Przeczytałam wiadomość chyba sto razy nim uwierzyłam, że to nie pomyłka ani też zwiastun kłopotów, a wstawiony w mailu link przekierowuje mnie do tego własnie bloga ;)
Do tej pory żyłam w przekonaniu, że moje wypocinki, choć dostępne dla wszystkich, znajdują odbiorców jedynie w wąskim gronie moich bliskich i przyjaciół, którzy wpadają tu z uprzejmości czy ciekawości co też nowego w Brykusiowie... Komentarze postów, a raczej ich brak, zdawały się potwierdzać tę tezę. Wprawdzie po cichu liczyłam na to, pisząc np. o naszych podróżach małych i dużych, że ktoś kiedyś może przypadkowo trafić na taki wpis, ale nie spodziewałam się, że ktośkolwiek ujawni się z tym, że do mnie dotarł. Szalenie zaskoczył mnie więc i ucieszył fakt, że mój blog ma czytelników poza moją rodziną i znajomymi, a nawet krajem! Teraz, gdy Artsy doda mój link do swej bazy, być może odwiedzających będzie jeszcze więcej... (czyli mama, siostra i ciocia - bez zmian, a ponadto jeden zagorzały fan malarza bez ucha na miesiąc czy dwa :P). Kto wie, może czeka mnie sława i bogactwo na miarę autorki słynnej serii o chuderlawym czarodzieju w okularach :D
Oby! Bo z osławionego "500+" ledwo starcza na pieluchy naszego księciunia...
No, to pochwaliłam się Wam moim mini-sukcesem :)
A teraz wracam roztapiać się z gorąca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz