środa, 8 marca 2017

Tulipanowo

Czyż to nie dziś?
Najbardziej tulipanowy dzień w roku??

Taaak :)
Czy Wy też macie takie wspomnienie?:
8 marca...
Dziewczynki siedzą grzecznie w ławkach, gdy do sali, z Panią na czele (ew. czyjąś mamą), wkraczają przedstawiciele płci brzydkiej, dzierżąc w dłoniach kwiaty, a raczej to co z nich zostało. Maszerują tak rzędem między ławkami i jeden po drugim, z miną skazańca, obdarowują nas na wpół żywymi tulipanami. Wręczenie odbywa się oczywiście przy spuszczonym wzroku obydwu osób z każdej pary nieszczęśników, którym przyszło odgrywać tę tragikomiczą scenę. Łeb spuszczony ma także rzeczony tulipan, przekazywany koniecznie głową w dół. Nie, nie dlatego, że się zawstydził równie mocno co chłopiec z dziewczynką, ale dlatego, że główka złamała się jeszcze przed salą, podczas walk "samców" na najdzielniejszego kwiata. Po tym zajściu panowie wracali do niczym nieskrępowanej zabawy, podczas gdy dziewczęta do końca szkolnego dnia toczyły nierówną walkę z grawitacją, próbując za wszelką cenę ocalić "śliczny kwiatuszek" i donieść go choć do domu.   


Choć to nie jedyne kwiaty, które dostałam w moim życiu, to te kwiatki właśnie pamiętam najlepiej... Tych najbardziej żałowałam, w sensie biednych roślinek skazanych na okrutną śmierć przez złamanie karku. To chyba te nieszczęsne wczesnoszkolne tulipany sprawiły, że niespecjalnie przepadam za kwiatami jako podarunkami. 
Doniczkowce - ok! Tyle, że u mnie, jak już ostatnio wspominałam, nawet sztuczne kwiaty nie mają lekko... W kategorii prezentowej zdecydowanie preferuję rośliny "wysokoprzetworzone". Czekoladki zawsze się sprawdzają <3 :D

W tym roku zachciało mi się jednak tulipanków :)
Wydziergałam je sobie sama, a pierwsze efekty prezentowałam tutaj.

Skoro jednak pierwsze sztuki wyszły mi tak doskonale, postanowiłam pójść za ciosem i dziergać póki starczy mi tkanin. Tak powstał cały spory zagon tulipanków :) Nie powiem, niektóre z nich wyglądały dokładnie jak te, które przynosiłam z podstawówki i za nic w świecie nie byłam w stanie przytroczyć im łepetyny lepiej, by smętnie nie opadało. Znakomita większość jednak sprostała moim wymaganiom i w nagrodę dostąpiła zaszczytu ozdabiania okna w pokoju dziecięcym. Pomysł ten zachwycił mnie podwójnie, bo dzięki temu parapet jest udekorowany zgodnie z przyjętymi kanonami - kwiatami, ja natomiast nie mam przykrego obowiązku podlewania (o czym i tak nie pamiętam) i pielęgnowania donic...tak - donic, przecież, że nie kwiatów, bo te już dawno uschły :D
Trzeba tu dodać, że donice na parapecie, nawet niewielkie, to z jednej strony ciekawostka nie do ominięcia, a z drugiej - potworne zagrożenie, dla Pyzki (czy kolejnej latorośli) i jej małej główki. 
W moim projekcie doniczki zostały zastąpione tekturowymi kubeczkami, wykonanymi, a jakże, przeze mnie, z absolutnym poświęceniem... 
Dlaczego poświęceniem?
Ano dlatego, że bardzo spodobał mi się ten kształt - ni to owalny, ni prostokątny, a takie właśnie opakowanie mają... chipsy czekoladowe, od których przez ten "projekt" się, stety-niestety, uzależniłam. No, ale czego się nie robi... :P
Opędzlowałam kilka paczek tych czekoladek i tak powstały kubki na tulipany.

A oto mój wykon w całej krasie :D


Ten uroczy widok dedykuję dziś wszystkim nam, drogie Panie :)
Spełnienia marzeń ! ! !

I jeszcze tulipanki na oknie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz