Pamiętacie lalkę, którą wygrałam w facebookowym konkursie? O tym, jak Tusia trafiła do nas za sprawą wielkanocnego konkursu na blogu mamawdomu.pl możecie przeczytać tutaj.
Lala przeleżała w szafie swoje...
Jak wcześniej pisałam, jej kolekcjonerski charakter nie pozwalał kompletnie na to, by bawiła się nią niespełna roczna dziewczynka. Postanowiłam jednak wrócić ją do żywych, bo zabawka zdobiąca regał to nie zabawka.
Z pomocą pyzkowej mamy chrzestnej zabrałyśmy się za renowację całkiem nowej lalki, by powstało... CUDO!
Z dawnej Tusi pozostało jedynie ciałko i podkoszulek :)
Najniebezpieczniejszym elementem lalki były włosy: sztuczne, ale jakby prawdziwe, wypadające, jak to prawdziwe, przy każdym ruchu lalką ;( Pozbyłyśmy się więc czapki wraz z włosami, by przyozdobić tusiową łepetynkę blond loczkami z włóczki, które splotłyśmy w eleganckie i schludne warkocze, by je ujarzmić ;) Włóczkowych zabawek Pyzka ma wiele dzięki ukochanej cioci i wiem, że tego typu materiały są dla dzieciarni zupełnie niegroźne.
Biały golfik i rajstopki wydziergałam dla naszej nowej koleżanki ze starej harcerskiej rozkompletowanej getry (nie uwierzycie ile cudów i dziwów mieszczą mamine szuflady!). Granatowe buciki i czapka to przeróbka zbyt ciasnego golfu przy siostrzanym sweterku, a czerwona spódniczka to oczywiście dzieło dziergającej cioci Eli :D
Tusia w nowej odsłonie dołączyła do Adrianki, Zosi, Helenki, Oli i Jacka...
Nie jest może najukochańszą z lal, a wszystko to za sprawą Mikołaja, który to wywołał dość dużą konkurencję o atencję Pyzki (w krótkim czasie dołączyły do naszego domowego przedszkola Iwonka, Krysia z katarem, Dominika oraz "dzidziuś"), ale na pewno jest bezpieczna!
Tusia po naszych "poprawkach" wygląda tak:
I jeszcze Tusia przed remontem:
Voila! :D
Super się prezentuje! I grunt, że bezpieczna. W końcu co to za atrakcja oglądać lalkę, a nie móc się nią pobawić :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńOtóż to: lalki są po to by się nimi bawić!