czwartek, 7 grudnia 2017

Bo my jesteśmy takie mole...

Książkowe oczywiście!
W tej kwestii nic się nie zmienia, a dziecinny pokój przypomina mała bibliotekę ;) 
Pan Mąż średnio się na to zapatruje w związku z domowym budżetem, ale sami na pewno wiecie, że ja przecież kupuję same perełki z promocji :D 
Odmawiam słodyczy i bajek, bez mrugnięcia okiem i wyrzutów sumienia.
Mogę odmówić zakupu zabawki, bo taką już mamy, bo jest niepotrzebna, bo... tu powód zawsze się znajdzie, jeśli nie widzę sensu w jej posiadaniu dla samego "mania". Ale książek nie umiem, nie chcę i nie odmówię! Aż serce rośnie, gdy słyszę to "prezesowskie" "Poczytać mi" :D (czasem zasycha też w gardle albo zwyczajnie padam na twarz i nie chce mi się nic lub zasypiam 'w pół zdania', ale generalnie nie odmawiam czytania!)
Teraz i Adasiek dołączył do czytającego klanu i chociaż on jeszcze sam nie prosi to lubi posłuchać i pooglądać co też siostra wybrała "na tapetę". To właśnie książeczki wspierały nas najmocniej przy inhalacjach w czasie kataru...
Czytamy "Elmer słoń w kratkę", a Adasiek się inhaluje
Nikomu się nie upiekło!
Najlepszy kumpel Pyzki (praktycznie się nie rozstają) również musiał przejść przez tę "traumę" i jemu również tę niewygodę osłodzono czytaniem :)
Pyzka czyta misiowi "Mały króliczek i jego magiczna marchewka"
 Ale nie tylko przy inhalacjach nasz mały kawaler sięga po literaturę. 
Kontrastowe książeczki od Czu-Czu ogląda sam zamiennie ze "składanką" z wierszami Jana Brzechwy "ZOO" :D 
Pełen zachwyt!

Dziś podpatrzyłam go nawet, że zaczął się w czytaniu rozsmakowywać bardziej dosłownie. Pogratulowałam doskonałego wyboru, bo papier elegancki ,grubszy, kredowy, a instrukcja do grającej sówki na pewno już opanowana do perfekcji. Z resztą, sam ją sobie do drzemki włączył, a to o czymś świadczy :)
Pożera strony!

Dzieci zaczytane, a matka z fiołem na punkcie dziecięcych książeczek - to może prowadzić tylko do jednego. Mamy 3 mole książkowe i dziurę w budżecie :P
Postanowiłam więc spróbować rozszerzać nasze czytelnicze horyzonty oszczędniej :) Odwiedziliśmy w tym celu naszą wiejską bibliotekę. Pyzka była czarowana widokiem uginających się od ciężaru książek pólek. Od razu zaczęła swoją mantrę "czytać, czytać, czytać...". Nie robiło jej różnicy, którą pozycję z regału wybiorę, a że w części z literaturą dziecięcą odbywała się lekcja biblioteczna zaczęłyśmy od podróżniczej pozycji "Busem przez świat". Trochę czytania, trochę pięknych zdjęć i zanim się obejrzałyśmy uczniowie opuścili bibliotekę, a my mogłyśmy rozpocząć buszowanie po dziecięcych książkach. Nim skoczyłam zakładać nam karty Pyzka zdążyła już przejrzeć 3 części serii dla maluchów podrzucone jej przez Panią bibliotekarkę :) Myślałam, że po dystansie jaki pokonałyśmy do biblioteki (30 minut dobrego marszu dla mnie za Pyzką na rowerze biegowym) będzie zmęczona, a co za tym idzie marudna czy nieznośna, a tu taka niespodzianka! W absolutnym skupieniu chłonęła stronę za stroną...
Aż żal było jej przerywać!
Wypożyczyłyśmy kilka książek, w tym m.in. Tupcia Chrupcia o spaniu - słodziutki ten myszek, ale ze spaniem nam nie pomógł (za bardzo lubimy książki na dobranoc... :) Wzięłyśmy też zbiór opowiadań o Bożym Narodzeniu coby się do świąt sposobić oraz 3 audiobooki żeby styranej matce ulżyć, gdy po kolejnej ostatniej książce na dobranoc słyszę "jeszcze ostatnia" :D Dla opornych w zasypianiu dzieci lubiących bajdurzenie po kilka godzin (czyli Pzyka) polecam ks. Jana Twardowskiego "Nowe patyki i patyczki". Kojący głos lektora i przepiękne treści. Cudne, po prostu cudne!!

Inną opcją na ograniczenie zakupu książek jest ich wygrywanie, choć to dyscyplina trochę skomplikowana :) Przede wszystkim trzeba konkurs znaleźć, a one na ulicy nie leżą :P A potem jeszcze pokonać, często liczą lub mocno kreatywną konkurencję. Czasem wystarczy łut szczęścia w losowaniu, a czasem trzeba trochę ruszyć głową i liczyć na docenienie naszych wypocin :) 
No i udało mi się! :D 
W konkursie zorganizowanym przy okazji recenzji książki do nauki liter po angielsku "ABC animal - book to look" na blogu Mania Mamy udało mi się wygrać właśnie tę książkę :) ! O samej książce pięknie napisała Mama Mani, a ja mogę dodać tylko, że nauka literek z takimi pomocami to sama przyjemność. Całą rodziną zapoznawaliśmy się z nową pozycją w naszej biblioteczce i każdy nauczył się czegoś nowego :)

 

Staram się nigdy nie odmawiać prośbom na czytanie, ale powiem Wam, że Dziadek to dopiero nie ma łatwego życia... Rano czy wieczór, po polsku czy po angielsku (a na naukę jak wiadomo nigdy nie jest za późno), w okularach czy bez, o Maszy czy kucykach Pony (tak, mamy i takie "perełki", których czytanie to dla nas prawdziwa zmora, a na tych wszystkich "rainbowdashach" regularnie łamiemy sobie języki) - Dziadek nie odmawia nigdy, bo przecież wnukom się tego nie robi !
I tak właśnie przypomniał sobie literki i dowiedział się jak jest "meduza" po angielsku" :D

2 komentarze:

  1. To dziadek jest twardy, bo ja jak wracam z pracy, to słyszę od swojej mamy "Czytaj jej te angielskie książki, bo mnie męczy i męczy" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak, daje radę :P
    Chociaż z kucykami próbuje zawsze pertraktować ("A może o szpitalu poczytamy? " :) )

    OdpowiedzUsuń