środa, 29 listopada 2017

Świątecznie się zrobiło

Blog ucichł, bo zajęły mnie bez reszty przygotowania do świąt! Teraz jednak ukończyłam już moje mega zamówienie i mogę pochwalić się efektem pracy :)
Udziergałam 50 bombek!
W niespełna 3 tygodnie i to bez weekendów! Wszak rękodzielnik też człowiek :P
Duuuuużo bombek, duuużo pracy :)
 Na 50 kul zużyłam 300 metrów wstążki, 3/4 kilograma szpilek (!) i mniej więcej pół kręgosłupa :P Ale co tam! Dzieciaki mnie ostatnio nie rozpieszczały, a robienie karczochów zawsze dobrze mnie relaksowało. Poza tymi momentami, gdy myślałam, że nie zdążę oddać zamówienia na czas.
Niby wszystko miałam dograne - pociechy śpią, a ja upinam wstążki. Jednak na przestrzeni tych 3 tygodni Pyzka kilka razy, ku mej rozpaczy, odmówiła drzemki. Także Adasiek kilka razy zdecydował się nie spać w południe. Oczywiście brat z siostrą rozjechali się w tych alternatywnych pomysłach na spędzenie popołudnia, a zatem zamiast wspólnie zmitrężyć mi 3 dni roboty wymieniali się w tym spaniu doprowadzając mnie do szewskiej pasji!
O ile z Pyzką bombkowanie jest niemożliwe, to synek jest jeszcze na tyle mały, że wzajemnie sobie nie przeszkadzaliśmy ;P

Tak, wiem, rozsypałam szpilki "obok" dziecka....
  Jednak kiedy spali robota szła znacznie sprawniej.
Prawie...
Bo zdarzyło się też tak, że zasiadając do pracy przy zachowaniu absolutnej ciszy, ziemi praktycznie nie dotykając, by dzieci nie obudzić i wyszarpać jak najwięcej czasu na bombki wywróciłam do góry nogami całe pudełko wstążek pociętych na 5 cm kawałki. 
Czarna rozpacz!
Rumoru może wiele z tego nie było, bo satyna ciężka nie jest, ale mój stłumiony w ostatniej chwili krzyk rozpaczy omal nie obudził moich małych rozbójników. I tak, tego wieczoru, zamiast machnąć przed snem ze 3 bombeczki niczym kopciuszek zbierałam z podłogi rozsypane wstążeczki, segregując je i układając jedną przy drugiej (i zaklinając przy tym siarczyście). Bagatelka, jakieś 200 m wstążki w 5 cm kawałkach...
Tak wyglądają moje wstążeczki przygotowane do upinania, gdy już wyzbieram je z podłogi
Przy okazji dostępne kolory do wglądu ;)

Zakończenie zamówienia było nie mniej emocjonujące jak realizacja :P
"Jak nie urok to sraczka" - znacie to?
Zamówiłam kule i okazały się być chłamem! 
Tak, tak, wbrew pozorom nie każda styropianowa kulka się nada. I wychodzi na to, że ja już na zawsze pozostanę wierna tym kulom z Paper Concept. A te z internetów, choć były szybciej u mnie w domu, zostaną mi do zabawy z Pyzką i naszych wspólnych prac plastycznych.

Złe kulki to takie z "dużym ziarnem" - szpilki wchodzą wtedy zbyt lekko i słabo się trzymają :(
Zrobimy z nich z Pyzką bałwanki świąteczne :D
Ze szpilkami rzecz ma się podobnie. Wypróbowanie nowego dostawcy zakończyło się wyrzuceniem w sumie ze 2 paczuszek, bo były one zupełnie tępe :( 
Na deser jeszcze stojaki, również zamówione z sieci. 
By mieć pewność, że dotrą na czas, w niedzielę, na tydzień przed terminem rozliczenia, zamówiłam je wraz z przesyłką kurierską. Kiedy w czwartek popołudniu nadal nie otrzymałam paczki nieco się zniecierpliwiłam... Z firmą nijak nie mogłam się skontaktować, więc zasypałam ich mailami z każdej dostępnej strony kontaktowej. Szczęśliwie oddzwonili do mnie w ciągu godziny, by poinformować mnie, że moja przesyłka wyjechała właśnie dziś. Sukces?! Pytam się więc w miarę spokojnie, a naprawdę wymagało to ode mnie dużego opanowania,czy tak właśnie ich zdaniem wygląda przesyłka kurierska realizowana w 2 dni robocze, na co w odpowiedzi usłyszałam, że przepraszają, ale są w szczycie sezonu.
Serio?!?!?!?!
A ja w jakim jestem szczycie?!
Czy jak dostarczę te bombki na Wielkanoc i przeproszę, bo "szczyt sezonu" to aby na pewno zadziała? Mam nadzieję, że ich Mikołaj też wykręci się szczytem sezonu!
Co za bzdura!!
Szczęśliwie kurier dowiózł stojaki w piątek koło południa i rzutem na taśmę zakończyłam z sukcesem całe przedsięwzięcie :)
Uffffff...

Moje cudeńka na stojakach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz