czwartek, 16 listopada 2017

"Nie liż brata", czyli rzecz o braterskiej miłości

Za kilka dni nasz Adasiek skończy 6 miesięcy!
Nie było tu o nim zbyt wiele na blogu, no chyba, że w kontekście Pyzki, ale cóż poradzić! Taki los małego brzdąca, co to tylko wygrzewa matę, zapełnia pieluchy i radośnie gaworzy (bo po co wspominać o chwilach, gdy drze swoją słodką buzię, że mało szyby nie pękną :P). Z dnia na dzień sytuacja ulega zmianie, bo Księciunio nasz zaczyna być bardziej "widoczną" aniżeli tylko słyszalną częścią naszej wesołej familii. Dziś będzie więc o tym jak młodego "przybywa" w naszym życiu i jak rozwija się braterska miłość między naszymi pociechami.

Myślałam, że dłuższe obcowanie Pyzki z bratem sprawi, że dzidziuś jej "spowszednieje" i będzie miała stosunek raczej "olewczy".
Jakże się pomyliłam!
Nasza córka nadal nie odstępuje brata na krok. I wszystko chce tak jak on :) Nadal pcha się na matę... Choć Panisko trochę nam już podrosło i ledwo sam się mieści, to Pyzka zawsze przepchnie go na tyle, by jakoś się tam dopasować :)
  

Zdarzyło mi się nawet zastać ją razem z braciszkiem w gondoli!
Zawał serca murowany...
Myślałam, że skoro śpi to nie jest w żaden sposób atrakcyjny, już to w sumie przerabialiśmy, ale znów życie mnie zaskoczyło!
Usłyszałam tylko "O! obudził się!" i już wiedziałam, że sam z siebie tego nie uczynił. Tym bardziej, że nie płakał. Nie, nie jest normą, że płacze po przebudzeniu. Normą jest za to przestrach w oczach na widok siostry co odbiera głos ;P Gdy dopadłam do gondoli stojącej na podłodze miłosny uścisk był już gotowy. Nie mam pojęcia jak przeszło metrowa, 18-sto kilogramowa panna mieści się razem z Adaśkiem (też nie chucherko...) w tej mydelniczce, ale faktem jest, że się mieści i nikt przy tym nie ucierpiał, prócz moich zszarganych nerwów, rzecz jasna!

Nasza starsza latorośl bardzo chce pomagać! Kiedy widzi ślinotok młodego pędzi do łóżeczka po pieluchę wołając "ulał". Kiedy tłumaczyłam, że braciszek leży na brzuszku, bo chce się nauczyć turlać włączała mu aktywizujące zabaweczki, a gdy to nie wystarczało "pomagała" mu się obrócić. Nauczyła się też jedynej piosenki (chyba najgłupszej jaką znam), która to koi najlepiej adaśkowe nerwy i śpiewa mu ją kiedy ten zaczyna płakać. Oczywiście robi to na tyle głośno by przekrzyczeć braciszka - ten duet to prawdziwy balsam dla mych uszu <3
Naprawdę słodki widok!
Są jednak również takie obrazki, które mrożą krew w żyłach... Tu cytat z Babusi: "weź go, weź ją, bo mu zaraz... To nie na moje nerwy" :D
Z najstraszniejszych strachów to na pewno przewrócony wózek, z żywą zawartością rzecz jasna. Tak, tak, zaliczyliśmy to z Adaśkiem! 
Niestety, moja córka dobiegła pierwsza, gdy śpiący dzidziuś zgubił smoka i zaczął się o niego dopominać. Pyza ze wszystkich swych sił starała się braciszka bujaniem uspokoić i udało jej się wózek wykopyrtnąć.
Serce mi stanęło!
A syn?
Syn się nawet nie obudził!
Nadal oczy miał zamknięte i kwękał 'łeeeełeeełee' ("dajcie smoczek"), dokładnie tak, jak wcześniej. Mieliśmy dużo szczęścia, bo torba od wózka (większa niż bagaż podręczny w samolotach), zamortyzowała upadek naszej karety oraz zapobiegła wypadnięciu dziecka.
(teraz już wiecie, czemu gondola stoi na ziemi i umożliwia to tym samym Pyzce dosiądnięcie się w czasie wypoczynku )
Tak, moja wina! 
Nie dopilnowałam! 
Gdybym chociaż jedno dziecko przykleiła do siebie (dosłownie) na stałe można było tego uniknąć. Prawda jest taka, że "nie przewidzisz". Smażyłam naleśniki, Pyzka bawiła się ciastoliną tak, że świata poza nią nie widziała, a Adasiek spał w wózeczku na drugim końcu pokoju. Okazało się jednak, że wpatrzona w ciastolinę siostra słyszy i "czuwa". 
Zdarzają jej się próby podnoszenia dzidziusia, soczyste buziaki (stąd tytułowe "nie liż brata") i wkładanie gryzaków w poprzek i na siłę, bo "Adaś chce gryzaka; masz, masz".

 

Bywa i tak, że próbuje mu "oddać", bo "Adaś mnie pokopał". I tak, tłumaczę, że oddawać nie wolno, a on wcale nie chciał kopnąć, tylko tak macha nóżkami, bo próbuje się przemieścić. Wtedy troskliwa siostra znów pomaga mu zmienić pozycję i takie wariatkowo mamy w kółko.
Brzmi dramatycznie?
Może dla tych co nie mają dzieci bądź też rodziców jedynaków :P
Przy niedużej różnicy wieku między dziećmi takie sytuacje są nie do uniknięcia. 
Powiem więcej. Wcale nie próbuję na siłę ich unikać.
Muszą nauczyć się razem żyć, towarzyszyć sobie na co dzień, bawić się razem czy też (w razie wzajemnej niechęci) obok siebie i dzielić się zabawkami, rodzicami...
Czasem relację między naszymi dzieciakami określam jako "pozwalam Pyzce się nad nim poznęcać". Trochę na wyrost, ale z pewnością czasem Adasiek odczuwa to właśnie tak. Od początku nie chciałam jednak by był 'nietykalny', leżący gdzieś w odseparowanym, bezpiecznym miejscu. Tak, dzidziuś jest mały, delikatny i nie jest zabawką, ale jest też członkiem rodziny i bierze czynny udział w jej życiu na tyle na ile czynny potrafi być. Jeśli to oznacza darcie buziaka podczas czytania książeczek to tak właśnie jest!
 
A z drugiej strony, kiedy potrzeba towarzystwa dla Oli czy Dominiki (dzidziusie Pyzki), czy też kiedy ukochany miś jest śpiący, ale nie chce być sam Adasiek dzielnie dotrzymuje towarzystwa, pożycza grzechotki i tarmosi za ucho.
Najważniejsze jednak, że są razem, jak rodzeństwo!
Już od pierwszych chwil budują więź, która musi im wystarczyć na całe życie, a nasza rola w tym jest taka, by im to umożliwić, nie zaś stawiać między nimi bariery.

 
Stąd m.in. mój pomysł, by od początku mieszkali razem. 
Same plusy, poza tym, że czasem budzą się wzajemnie, ale i w tym temacie zachowany jest odpowiedni balans i nikt nie ma forów! Adasiek czasem narusza nocny sen Pyzki, a ta odwdzięcza mu się pobudkami skoro świt :) 
Istna sielanka, szczególnie dla mnie, bo jak to u matek bywa - mnie dotyczą wszystkie te pobudki :P 
I tak to, punktualnie o 6, każdego dnia zaczynamy kolejny niewyspany, acz przepełniony miłością dzień w naszym brykusiowym wariatkowie :) 
"O! Obudził się! 
Mamooo, uśmiecha się! 
Chcesz smoczka, chcesz?
Masz, masz..."
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz