wtorek, 11 lipca 2017

Najlepsza siostra

Przygotowania do powitania na świcie Adasia trwały od momentu, gdy zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreseczki. Oczywiście mam na myśli przygotowanie Pyzki na młodsze rodzeństwo... 
Od samego początku słyszała o dzidziusiu w brzuchu i wylewnie okazywała swoje uczucia, całując go i przytulając. Przynosiła mi swoje zabawki i układała je z namaszczeniem, koniecznie na gołym, jeszcze wtedy niedużym, "baloniku". Jak się później okazało tymi samymi uczuciami darzyła też "inne dzidziusie"....
Które? 
Na przykład "dzidziusia Taty" (hehehehehehehe). 
Nie, nie dlatego, że Tatuś zaopatrzony jest w pewną warstwę adiabatyczną w okolicy pępka, ale z tytułu posiadania pępka właśnie! :D 
Nasza córka była przekonana, że "dzidziuś" to pępek i dlatego właśnie upierała się zawsze bym, w razie potrzeby czułości z "braciszkiem", obnażała swój brzuch, bo chciała w ów pępek trafić, czy to całusem czy misiem, którym w danej chwili planowała się podzielić. 
Nim na dobre spuchłam udało nam się jednak wytłumaczyć Pyzce, że dzidziusia ma tylko mama :)

Jak już kiedyś wspominałam, zaopatrzyłam nas w odpowiednie lektury, które z uporem maniaka czytałam naszej kochanej latorośli w nadziei, że cośkolwiek zrozumie ;) Wyszło znakomicie! Myślę, że to dzięki nim mój brzuch był regularnie obsypywany zabawkami i buziakami. Doskonale rozumiała też moje trudne położenie, szczególnie w końcówce ciąży, bo zawczasu mocno skupiałam się na obrazkach, gdzie mamusia odpoczywała :) Tym sposobem mogłam polegiwać sobie u niej na tapczaniku nawet do dwóch godzin po pobudce podczas gdy ona grzecznie układała puzzle czy "czytała" książeczki :D
Wszystko poszło pięknie i ładnie...
Przygotowałyśmy, jak nasza bohaterka - Zuzia, kącik dla dzidziusia, zabawki, łóżeczko. Nawet przewijanie na lalkach potrenowałyśmy! Z powodzeniem oswoiłyśmy temat "Moje, Twoje" i choć czasem musiałyśmy dokonać inwentaryzacji zabawek czy ubranek, to zawsze wyciągając i rozwijając kolejną parę skarpet Pyzka powtarzała "to Adasia" :D
Nie udało mi się jedynie "pokazać" Pyzce jak braciszek się rusza. Choć w książeczkach pięknie to zilustrowano u nas nie było tak "różowo". Za każdym razem, gdy mówiłam, że Adaś kopie Pyzka kierowała w stronę brzucha swoje stopy... Absolutnie nie w złej wierze!! Jest  to w miarę logiczne, jakby się nad tym zastanowić :) Skoro on daje znać nogą, to czemu odpowiedź miałaby być inna?! Czegóż więcej mogłabym wymagać od wtedy półtorarocznego dziecka? :P Darowałam sobie po prostu rozważania na temat ruchów brzucha...
Zdążą się na pewno nie raz pokopać "na żywo" :P

***
Mimo wylewności Pyzki w stosunku do brata podczas ciąży byłam pełna obaw jak nasza kochana jedynaczka, oczko w głowie rodziców, poradzi sobie w nowej roli kiedy nadejdzie już czas tej próby...
Przedłużający się pobyt w szpitalu dodatkowo mnie zestresował. W końcu, w książeczkach, mama z wielkim brzuchem wychodzi z domu uśmiechnięta ( ! ! ) od ucha do ucha, by na następnej stronie wrócić z jeszcze szerszym uśmiechem (tu już uzasadnionym) i bobasem pod pachą. A w "naszej bajce" od uśmiechu do uśmiechu było 'tyyyle stron'... Na szczęście rodzinka nie próżnowała i wkładała Pyzce do głowy co dnia, że pojechałam do szpitala wyjąć z brzucha dzidziusia.

Gdy Pyzka zobaczyła w końcu Adasia uśmiech nie schodził z jej twarzy.
W zasadzie jeszcze czekając w korytarzu widziałam jak przestępuje z nogi na nogę pełna zniecierpliwienia...
Rozpłynęłam się na ten widok :D
Nie powiem, kamień spadł mi z serca przy tym pierwszym ich spotkaniu - w końcu nadal istniało ryzyko, że nie wszystko dobrze ogarnęła swym dziecięcym rozumkiem i może jednak wcale nie chcieć dzidziusia...
Głaskała jego małą rączkę i koniecznie chciała dać mu buziaka <3
Starsza siostra przeszkolona przez "Babusię" wyrecytowała mi ponadto w szpitalnym korytarzu, przy pierwszym spotkaniu z braciszkiem, że dzidziuś "małe rączki ma, małe nóżki ma i małe pupsko ma" ;D (jak głosi rodzinna legenda :P dokładnie takim tekstem przywitałam ponoć moją siostrę Zuzannę, a młodsza byłam wówczas od Pyzki o 4 miesiące). 

***
W domu, gdy już wypakowaliśmy Adasia z fotelika Pyzka nie odstępowała go na krok. 
"Asia głaszcze", "Asia buziaka", "Asia patrzy"...


Teraz, choć emocje już nieco opadły, nadal jest żywo zainteresowana bratem i biega po domu z podstawką do sedesu, by móc zaglądać na przewijak lub do łóżeczka. Pyzka pomaga mi, podając czy odnosząc pieluszki lub "pilnując" braciszka.


Oczywiście, znając jej zamiłowanie do książek, łatwo zgadnąć, że nie stroni od umilania bratu czasu lekturami.


Chętnie włącza mu grające zabawki (ależ się z tgo "cieszę"!! :P) czy dokłada kolejnych misiów, by umilić mu łóżeczkową nudę. Wiadomo, nie spuszczam jej z oka, a jednak co rusz znajduję w łóżeczku jakieś podarunki od siostrzyczki :D Na szczęście są to zwykle pluszowe czy inne tekstylne elementy, a nie, jak to miało miejsce w przypadku moim i mojej Zuzanki, drewniane klocki... Na szczęście!!, bo brak jej oczywiście wyczucia, a więc to co nazywa 'dawaniem' ("masz, masz Adasiu") w gruncie rzeczy jest rzutem zza głowy wprost na buzię, głowę, czy też, przy pomyślniejszym wietrze, brzuszek Adasia. Stąd zapewne zdezorientowany wzrok naszego bobasa, gdy widzi przed sobą siostrzyczkę....


Tak, Adaś niestety nie do końca podziela entuzjazm towarzyszący Pyzce jeśli chodzi o rodzeństwo... Zapewne ma to związek także z "wesołym miasteczkiem" jakie siostra funduje mu w ramach jego bujaczkowych pobytów, co wygląda mniej więcej tak:
- Asia buja - narracja Pyzki o niej samej :D
- Łeeeeeee eeeeeaaaaa aaaAAAaaaaa aaŁłł łłęeaaaaaee eeeeeeeee
- Asia nie bujaj braciszka (zrozpaczeni rodzice na zmianę lub w duecie)
Jego przerażona, jak nam się wydaje, mina na widok siostry może mieć też związek z podobnym co w przypadku bujaczka-leżaczka schematem postępowania z wózkiem - "Asia buja", a Adaś taki jest wybujany, że omal nie stoi na własnych nogach, bo wózeczek tylko na tylnych kółkach opiera się o podłoże.
Także okazywanie czułości to trudna szkoła życia dla nowego członka rodziny. Potrzeba całowania dzidziusia jest tak silna, że regularnie, z miłości oczywiście, ku mej nieukrywanej rozpaczy, budzi go tymi soczystymi buziakami z kolejnych drzemek. Przytrzymuje go wtedy oczywiście za główkę lub kładzie rączkę na brzuszku i nigdy nie wiem jak bardzo mocno go tuli ;(


To tylko "pół biedy"...
Gorzej, gdy próbuje pocałować rączkę Adasia, której nie sięga ustami, bo wówczas ciągnie ją do siebie. Póki co udało mi się jednak upilnować ich na tyle, że Adaśko nadal ma wszystkie kończyny :P  I raczej tak już pozostanie, bo właśnie nauczyłam Pyzulę 'przekazywać buziaki paluszkiem'. Jak to się robi? Całuje się własny paluszek, koniecznie głośno cmokając, a następnie dotyka się paluszkiem np. rączki braciszka i znów głośny "CMOK" (Pyzka jest zachwycona nową formą całowania, ja spokojniejsza, Adaś na pewno również :D).

Pyzka to najlepsza siostra na świecie! :D
Jest słodka, kochana i troskliwa (choć może z powyższego opisu nie wynika to tak "wprost" ;P)
Stale powtarza "Kocham Cię Adasiu", gdy braciszek płacze pociesza go "nie płacz Adasiu, nie płacz", a czasem dodaje też tradycyjne "kupimy Ci chechłacz" podłapane od Babusi :D.


Powtarza wszystko co wpadnie jej w ucho, więc ostatnio można też od niej usłyszeć "cicho Krzykaczu" (to cytat ze mnie :P) lub "Księciuniu" (a to też szkoła 'Babusi').
Najbardziej uśmiałam się jednak kiedy w środku nocy, gdy wstałam do Adasia, usłyszałam "nie płacz Adasiu, nie płacz". Byłam pewna, że nockę mamy z głowy... Okazało się jednak, że nasza Pyzka pociesza braciszka już "automatycznie" - gdy usłyszy jego kwękanie gada do niego przez sen :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz