wtorek, 4 lipca 2017

Jak te dzieci szybko rosną...

5 dni mojego pobytu w szpitalu to 5 dni bolesnej rozłąki z Pyzką.
Dla mnie to cała wieczność, bo nigdy się z nią nie rozstawałam!
Nie było minuty, w której nie myślałabym o niej...
Co robi? Czy już spała? Co zjadła? itd. itd.
Była w najlepszych możliwych rękach, z Tatusiem, "Babusią" i resztą kochającej rodzinki, ale wiadomo, że mama to mama ;)
Chociaż nie dzieliła nas jakaś kosmiczna odległość, a moi bliscy zapewniali jej moc atrakcji i zdawali dokładną relację, prawie minuta po minucie, z każdego dnia, tęskniłam jak szalona.
Mogła oczywiście odwiedzić mnie w szpitalu (bez wchodzenia na oddział), ale bałam się, że taka wizyta zakończyłaby się morzem łez przy rozstaniu... nie wiem czyich byłoby więcej i wolałam tego nie sprawdzać!
Również rozmowy telefoniczne były mocno ograniczone, by nie wzbudzać w Pyzce (czy we mnie?) jeszcze większej tęsknoty. A kiedy już się połączyłyśmy nie mogłam się nadziwić jak dorośle brzmi jej głos w słuchawce! Byłam też w szoku jak dużo gada ta moja niespełna dwulatka. Chociaż spędzałam z nią każdy dzień i byłam absolutnie na bieżąco z jej postępami w kwestii mówienia, które czyniła i nadal czyni w zastraszającym wręcz tempie, to rozmowy z nią wbijały mnie w podłogę! Czy to aby na pewno moja mała córeczka?  

Mama uprzedzała mnie, bym przygotowała się na prawdziwy szok, gdy znów ją zobaczę, ale na coś takiego nie da się chyba przygotować!
Kiedy przyjechała po mnie i Adasia z Panem Mężem i zobaczyłam ją w szpitalnym korytarzu po tych 5 dniach, z trudem przełknęłam stojącą w gardle gulę i zgrywając twardzielkę (Pyzka nie pozwala by ktoś przy niej płakał - monopol na płacz ma ona i ewentualnie dzidziusie, ale dorosłym to po prostu nie przystoi!) wypchnęłam w jej kierunku "mydelniczkę" z Adaśkiem. Nie mogłam uwierzyć, że to dorodne dziewczę stojące przede mną i powtarzające w kółko "Mamusia z Adasiem" to ta sama Pyzka.
Zostawiłam w domu malucha, a wróciłam do panny, która przy Adasiu wygląda mi na przedszkolaka i to całkiem sporego!! Tak, wyrośnięte mam dziecko, to fakt, ale przy noworodku to dopiero robi wrażenie :P
Mówi się, że dzieci szybko rosną, ale żeby w niespełna tydzień takie COŚ?!
Nie do uwierzenia dla kogoś kto tego nie przeżył!!
Jeszcze miesiąc temu niczym bobasa zawijaliśmy ją po kąpieli w ręcznik i całowaliśmy jej czysty nosek i "małe stópki"... Dziś zostały do całowania tylko stópki (po 'małych' też nie ma śladu; ostatnio zapomniałam zabrać do Babci skarpety na zmianę, więc chodziła w "babusiowych" - takie są właśnie 'małe' ;D), bo ledwo dosięgam rozczochranej głowy, gdy leży przede mną na tapczanie i śmieje się, pokazując komplet małych, białych ząbków.

A może to wina uzębienia, a nie rozmiaru Adasia?
...nie zawsze braki w uzębieniu dodają lat ;)
prawie mieszczą się we dwoje :P
 Pyzka nie przepadała za leżeniem na brzuchu... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz