czwartek, 15 czerwca 2017

Remontowe kwiatki Epizod VII: Sprzęty

W tym temacie również jest spore pole do popisu :D
Przy remoncie było, oj było co wybierać, a jak wiecie na rynku firm jest mnóstwo, więc trzeba było się poważnie przyłożyć!
Klasy energooszczędności, zużycie wody, wymiary, okres gwarancji - wszystko ma znaczenie!
Na koniec jeszcze musi się podobać i mieścić się w budżecie.
Wybór nie był łatwy!
Udało się?!
Prawie... :P

Skoro to wpis "kwiatkowy" to o udanych zakupach nie będzie ;] Muszę za to "zareklamować" koniecznie firmę Samsung, na której piekarnik się zdecydowaliśmy... Otóż, w piekarniku był od nowości problem z drzwiczkami. Jakieś 5 cm przed ich całkowitym domknięciem następował specyficzny "przeskok" na zawiasach. Niby nie przeszkadzało to w użytkowaniu, (w sensie drzwiczki otwierały się i zamykały) pytanie tylko: jak długo? 
Zgłosiłam sprawę do producenta od razu, jednak Pan na infolinii stwierdził, że znają problem i że nikt do mnie nie przyjedzie, bo sama mogę to naprawić w 3 minuty. Dodał też, że bez problemu załatwi to dziecko ze śrubokrętem, na co mu odpowiedziałam, że moja córka jeszcze się nie bawi takowym, zatem zapraszam do mnie serwis, bo ja się tego nie tykam... Rozkręcę, zepsuję i z gwarancją na sprzęt mogę się pożegnać. To akurat każde dziecko wie, że samodzielne naprawy skutkują wygaśnięciem gwarancji! Niestety, ponowna próba kontaktu i zaproszenia serwisu do domu skończyła się analogiczną sugestią pracownika firmy Samsung. Po telefonicznym wyjaśnieniu "drukowanymi literami", że sama nie zamierzam tego naprawiać, Pan z infolinii łaskawie wpisał mnie na listę serwisową, zaznaczając jednocześnie, że ekipa sprawdzi czy sprzęt oraz jego elementy składowe mają wady fabryczne. Jeśli wszystko jest sprawne i będzie to, jak powiedział, "jedynie kwestia regulacji" (czyt. zdjąć i zamontować drzwiczki ponownie) to mogą mi to zaproponować na MÓJ KOSZT. Zadzwoniłam zatem do serwisu i zapytałam ile ewentualnie kosztów miałabym ponieść... Uwaga: regulacja drzwiczek, którą wykonują m.in. dzieci ze śrubokrętem to koszt 160 zł ! ! ! Od tamtego dnia trenujemy z Pyzką obsługę śrubokręta... Niech bierze za regulację stówkę, a i tak będzie zarobiona :D
'Podziękowałam' firmie Samsung. Anulowałam reklamację i ponownie, dzięki sugestii pracownika infolinii sklepowej, złożyłam ją przez sklep, w którym zakupiłam feralny sprzęt.
Sklep zdecydowanie stanął na wysokości zadania, zgłosił sprawę do serwisu (tego samego, do którego zwraca się Samsung, gdy dzwoni się do nich bezpośrednio!!) i już po tygodniu gościłam u siebie przemiłego Pana, który jednym ruchem ręki naprawił usterkę. Wygląda na to, że Panowie przy montażu niechcący wypięli mi drzwiczki i stąd zaistniały problem. Nie musiałam jednak tego wiedzieć, a kupując sprzęt z gwarancją płacę także za tego typu "szkolenie", czyż nie? Zupełnie przy okazji wywiązała się z Panem serwisantem i moją siostrą rozmowa, dzięki której, "na gratisie", uprzejmy specjalista poprawił mi kabelki w lodówce, ratując tym samym wyświetlacz przed ewentualnym zepsuciem w przyszłości :)
Wszystko dobrze się skończyło, jednak niesmak po kontaktach z firmą na "S" pozostał...

Czajnik elektryczny to kolejny "udany" zakup :) Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale nie wyprzedzajmy faktów...
Spontanicznie nabyliśmy go w Lidlu, bo stary przeciekał przy nalewaniu. Nówka okazała się odjazdowo-discopolowa... Przezroczysta obudowa pozwalała obserwować gotującą się wodę, co na początku napawało mnie trochę przerażeniem... Przyzwyczaiłam się jednak do tej atrakcji :) Drugim "bonusem" urządzenia było podświetlenie rodem z Las Vegas (stąd przydomek 'discopolowy' :) ). Włączony czajnik podświetlał się od dołu na niebiesko-fioletowy kolor :D  
Niestety, gdy już przywykliśmy do jego "uroku", a było to zaledwie miesiąc czy półtora po jego zakupie, padła sprężynka domykająca klapkę. Tym sposobem woda mogła gotować się całymi godzinami... Doraźnie stosowaliśmy otwieracz do czosnku jako niezawodny "zamek" do czajnika, jednak na dłuższą metę groziło to poważnymi uszkodzeniami blatu, bo wrząca woda powodowała drgania sprzętu tak silne, że otwieracz spadał waląc z impetem w tenże. Reklamacja feralnego sprzętu przebiegła jednak zdecydowanie sprawniej aniżeli ma to miejsce w przypadku piekarnika. Obsłudze sklepu sprzęt ten był już wcześniej znany z podobnych usterek, więc bez zbędnych ceregieli zwrócono nam gotóweczkę od ręki ;)
Do domu wróciliśmy bez żalu, bo czajnik do nowej kuchni (z lawendą <3, a jakże! ) był już opłacony... Pozostało mi więc tylko wyczekiwać kuriera. Gdy zakup dotarł od razu spakowałam turystyczny sprzęcik mieszczący ledwo szklankę wody i odpaliłam kuchenkę, by testować, wyparzać i udomawiać mój nowy nabytek.
I tu kolejna "kwiatkowa" niespodzianka...
Bardzo cieszyłam się na ten zakup, żywiąc nadzieję, że nie będę musiała marnować prądu na kilkukrotne włączanie czajnika (poprzedni sprzęt nie informował o zakończeniu działalności). Nowe naczynie ma gwizdek, a zatem powinnam słyszeć, gdy woda się zagotuje... Powinnam, a jednak nie słyszę i nie wynika to wcale z ewentualnej (choć nic mi o tym nie wiadomo) wady słuchu. Klapka od czajnika z niewiadomych przyczyn od nowości się jakby nie domyka, o dosłownie 1-2 mm, które wystarczają, by na gwizdanie się nie doczekać. Nadal muszę więc stać nad kuchnią w oczekiwaniu na wrzątek lub liczyć się z tym, że za prąd zapłacę jak za zboże, a połowa wody z czajnika nawilży powietrze w naszym domu...
Uroczo :)

Mam nadzieję, że to jedyne "atrakcje" i przeprawy jakie spotkają nas ze sprzętami w nowym domu ;)
Trzymajcie kciuki, by Pyzka nie musiała naprawiać mi piekarnika ;P 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz