środa, 21 czerwca 2017

Rodzinka 2+2

Doczekaliśmy się w końcu  :)

Dziś w nocy minęło 3 tygodnie od tej wiekopomnej chwili...

Po długich dziewięciu miesiącach (zdecydowanie dłuższych niż za pierwszym razem :P) 31 maja 2017 roku o godzinie 0:45 powitaliśmy na świecie Adasia   <3




Tak, nazwaliśmy go Adam, a urodziłam go 31.05 i jak mówią niektórzy - podwójnie "złamaliśmy" mu życie (bo ponoć z czterech możliwych prezentów dostanie tylko dwa: jeden prezent urodzinowo-dniodzieckowy, a drugi, też wspólny, imieninowo-bożonarodzeniowy)... Ja tam jednak uważam, absolutnie skromnie, że wygrał los na loterii, bo ma super rodzinkę, a o prezenty nie musi się martwić... Pyzka potwierdzi, że mamusia umie znaleźć więcej okazji i nie pozwoli by był "pokrzywdzony" :P 

Kawaler słusznego wzrostu (58 cm) i średniej wagi (3580 g) przyszedł na świat w warszawskim Szpitalu Praskim.
Tak, 3580 g to "waga średnia"... Takie sprostowanie, gdyby komuś się wydawało, że to "duży chłopak". Otóż duży to był nasz koleżka z sali - Andrzejek. Kruszynka 5600 g, tegoroczny rekordzista praskiej porodówki! Na jego tle nasz synek wypadał jak "pokurcz" podczas naszego pobytu w szpitalu. 

Oczywiście, tak jak przewidywałam, wszystko było dokładnie odwrotnie niż bym sobie mogła zaplanować czy zamarzyć... z tym jednym wyjątkiem, że syn jest absolutnie idealny :D Najważniejsze jednak, że wszystko dobrze się skończyło, a nowy członek naszej rodziny z kompletem punktów dołączył do brykusiowej drużyny.
Całe szczęście nie było żadnej "niespodzianki", że adaś jest "Adasią"...
Tym sposobem siły się wyrównały :)
Dwie babeczki vs. dwóch chłopaków <3


Teraz uczymy się życia na nowo.
Wszystko co znane i pewne skończyło się bezpowrotnie...
Wpłynęliśmy na zupełnie nieznane nam wody i póki co dryfujemy po nich jak poniosą fale. Wierzę jednak gorąco, że z każdym dniem jesteśmy bliżej tak upragnionego lądu o nazwie "stabilizacja".
Choć przy dwójce dzieci pragnienie jakiegośkolwiek porządku rzeczy zdaje się być nierealnym marzeniem mam jednak nadzieję, że wkrótce wypracujemy nasz nowy rytm, a do planu dnia czy chociaż tygodnia wrócą takie punkty jak "chwila na bloga" czy "chwila we dwoje" przy czym nie mam tu na myśli tych momentów, gdy jedno z dwojga, czyli ja, tkwi mocnej w objęciach Morfeusza aniżeli Pana Męża ;)
Tymczasem staram się jak mogę, by nie zwariować i cieszyć się każdą minutą tego radosnego chaosu, który towarzyszy zapewne każdej powiększającej się rodzince w pierwszych dniach życia nowego członka rodziny. Momentami frustracja i bezsilność przysłaniają mi w prawdzie "blaski" macierzyństwa, ale z każdym dniem jest coraz lepiej...
A dokładniej "lepiej nie mówić" :P
Chociaż, chociaż...
... widzę już "światełko w tunelu" - dziś pierwszy raz od dwóch tygodni dzieci ucinają sobie drzemkę w tym samym czasie <3

Kiedy tylko to wspólne spanie, które dziś celebruję jak święto, stanie się naszą codziennością wrócę tu by opowiedzieć Wam jak nam się żyje w nowym składzie :D
A może nawet coś papierowego wyczaruję...
Kto wie?! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz