Z nadzieją, że prócz mojego męża mam jeszcze choć jednego czytelnika, który podbija liczbę odwiedzin na blogu :P (dziękuję wszystkim odwiedzającym!!!) przed wyjazdem dodałam na stronkę moje ostatnie wykony...
A teraz niestety jest już po urlopie...jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy :(
...tym sposobem niebawem pojawią się kolejne rękodzielnicze wpisy...dziś tymczasem, jak w tytule pamiętniki z wakacji :P
Długo czekaliśmy na urlop...gdy wszyscy wkoło wypoczywali, wracali do pracy uśmiechnięci, opaleni i ze wspaniałymi wspomnieniami, my ciągle wypatrywaliśmy naszych upragnionych wakacji...
A gdy w końcu nadeszły ... skończyły się tak szybko :(
W tym roku nasz wybór padł na Sycylię, a dokładniej jej zachodnią część...
Po praz pierwszy zdecydowaliśmy się samodzielnie wszystko ogarnąć, bez pośredników, biur podróży, nędznych pilotów, marnych rezydentów i wycieczek fakultatywnych...
Ma to oczywiście swoje plusy i minusy, jednak w naszych obliczeniach bilans zdecydowanie wszedł na duży + :)
Oczywiście duża w tym zasługa tanich linii lotniczych i prywatnych kwater...nie myślcie sobie... nic z tych rzeczy jak I klasa, darmowe drinki, all inclusive, cukierki na poduszce, basen itp.
Jednym słowem bez ekstrawagancji, choć apartamencik, w którym spędziliśmy wyborne 12 dni urlopu był zacny, jak na mój gust 4 **** na luzie, a piątą gwiazdkę z pewnością przyzna mój małżonek, za pełną wdzięku i urody gospodynię przybytku La Nassa - Maricę... :P
Trochę pozwiedzaliśmy, poplażowaliśmy i zdecydowanie dużo pospacerowaliśmy...
Trapani po tych niespełna 2 tygodniach nie miało już przed nami żadnych tajemnic...
...a wszystko dzięki:
a) naszemu tempu spacerowemu...myślę, że jeszcze może dwa turnusy i zdecydujemy się na maraton w chodziarstwie...taaaak, takie właśnie mamy tempo spacerowania....iście rekreacyjne...
b) Włochom i ich optymistycznemu podejściu do odległości... kto by się tam przejmował skalą mapy....w zasadzie to żadna skala, z pewnością ktoś przypadkowo narysował kreskę....może akurat tłumaczył komuś konstrukcję anteny, drabiny etc., a inny ktoś przedrukował to sto razy i tak powstała mapa ze skalą z d***, znaczy się bez sensu....
c) równie optymistycznemu podejściu Włochów do dokładności tychże map z marną delikatnie mówiąc skalą... w zasadzie, równie dobrze można by rozdawać turystom przedrukowane obrazki dzieci z pierwszej czy drugiej klasy, które wygrały konkurs na rysunek w kategorii "kreską malowane..."
Choć to co zastaliśmy zdecydowanie różniło się od naszych wyobrażeń jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, gdyż dzięki podróżowaniu na własną rękę, zobaczyliśmy ten kawałek świata takim, jaki jest naprawdę, a nie wyskakując z wycieczkowego autokaru tylko przy najpiękniejszych zabytkach...
Były więc i wrażenia piękne, ale też chwilami całkiem obleśne, choć oczywiście na tle pięknych krajobrazów, ciepłej wody, gdy w Polsce już październik (nawet latem Bałtyk nie miał wiele do zaoferowania.....byłam, na własnej skórze poczułam...brrr!) i pysznego jedzenia (tu sto wykrzykników!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! bo ja kocham jeść!!! i to moja największa pasja!!! :P) to co niefajne trochę się zacierało...
Przez te kilkanaście dni zdążyliśmy już oswoić się z tym leniwym miastem, przyzwyczaić do wszystkich, na pierwszy rzut oka zdawałoby się, dziwactw, wypracować własne ścieżki, skróty, ulubione miejsca, wybrać "naszą" piekarnię i "nasz" warzywniak...
A teraz, ubrani w opaleniznę ewidentnie wskazującą na pobyt w ciepłym, słonecznym kraju, powoli wygrzebujemy się z urlopowego lenistwa i wracamy do codziennych spraw i obowiązków....
Pamiątek zwykle nie kupujemy, bo żaden przedmiot zbierający kurz i tak nie przywróci nam już tamtych dni...
...zamiast pieczątki w paszporcie, których nikt już nie wstawia, kolejny magnes przypieczętowuje koniec sycylijskich wakacji...
...to co zostało nam z tej podróży to...
... tęsknota....
...za słońcem!!!
...za krystalicznie czystą wodą...
...za słońcem :P....
...za totalnie przyjacielsko nastawionymi ludźmi, żyjącymi, zdaje się, bez pośpiechu...
...za odkrywaniem, poznawaniem tego co nieznane...
...za pysznościami kuchni włoskiej, bo te wakacje utwierdziły mnie w przekonaniu, że to jedyna słuszna droga kulinarna dla mnie...
....i wspomnienia...
...komunikacyjnych, spacerowych i każdych innych naszych małych, wycieczkowych przygód...
...piasku pod stopami, soli na skórze i promieni słońca na twarzy....
...smaku naszych ukochanych deserów, spożywanych prawie już rytualnie, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci, bo co do tego, że mogą tak pysznie smakować tylko Tam, nie mam wątpliwości...
...wszystkich tych miejsc, które swą urodą czy atmosferą wywołują tęsknotę....
...oraz...
...znajomość kilku nowych, włoskich słówek, spośród których najważniejsze z ważnych osobiście dla mnie słówko genovesi... choć mój małżonek zdecydowanie uważa, że lepiej ogarnęłam na Sycylii języki hiszpański, gdyż z uporem maniaka powtarzałam ciągle por favor :D
...i kilka fotografii, które pozwolą nam wrócić do tamtych beztroskich chwil w ponure, deszczowe, jesienne dni...
Chill out . . .
Buon giorno Trapani . . .
Nasza pocztówka . . . Citta di Trapani widziane z Erice (Góra Świętego Juliana) . . .
Zachód słońca w Trapani (fot. by Pan Mąż :) ) . . .
Zamyślony kapelusznik :P . . . Segesta . . .
Coś dla Pana Męża . . . Castello di Venere (Erice) . . .
Erice . . . mała ojczyzna moich najUkochańszych na świecie GENOVESI ! ! !
Co ja pacze ?! Flamingi czy Flemingi ? :D . . . na pewno Saliny i na pewno one są różowe, bo woda tam jest różowa . . .
Skutki wielogodzinnego marszu w niesłabnącym upale ? - głupawka z Pan Mąż . . .
Raj (Cala Rosa / Favignana). . .
Panini gelato, czyli nasz codzienny rytuał -> lody w bułce -> obiad idealny! (oczywiście na zdjęciu już finiszuję posiłek . . . porcje wieloosobowe :P)
Wakacje all inclusive, czyli dzień ostatni . . . na bogato :P
Arrivederci Trapani :(
lody w bułce - LOVE:)
OdpowiedzUsuńNajpyszniejsze! Nie rozumiem czemu nigdy nie dostałam kanapki z lodami do szkoły!!! tyle lat straconych!
Usuńps. po tych wakacjach wiele mam takich miłości :P