wtorek, 13 lutego 2018

Po sąsiedzku mini pasieka, a u nas...

Dziś będzie (niechlubny) dowód na to, że nasze starsze dziecko wie co to słodycze ;P
Teraz, po świętach, mogę powiedzieć, że nawet za dobrze. Ale zanim rozsmakowała się w smakołykach, które podarował jej Mikołaj bywało, że zajadałyśmy się jajkami z niespodzianką. 
Jak wiadomo dla każdego dziecka zawartość żółtego pojemniczka wewnątrz ważniejsza jest niż te kilkanaście gramów czekolady, ostatnio zwanej też "kocieladą" :D
Jajka zawsze kupujemy w parach. Jeśli zakupów dokonuje Pan Mąż to jajka są zakupowym prezentem dla mnie i córki i odwrotnie ;) Tym sposobem jeśli już "jajkujemy" to właśnie mnie stale rośnie tyłek, bo jak wiadomo siedzę z dziećmi w domu i rzadziej bywam w sklepach. Druga strona tego medalu to podwójna zabawka, co Pyzkę niezmiernie cieszy. I tak np. pierwsze pojazdy z napędem, którymi jest zafascynowana i potrafi bawić się nimi pół dnia w wyścigi są właśnie z tych jajeczek. Lubię jajka-niespodzianki także za to, że żółte pojemniczki można wykorzystać na tysiąc sposobów.  
Do tej pory plastikowe jajeczka były naszymi jajkami lub ziemniakami podczas zabawy w kuchnię oraz sklep. Świetnie wbijało się z nich jajecznicę, a i obieranie do zupy szło mi całkiem sprawnie, dużo lepiej niż prawdziwe "kofatelki", których skrobać nie cierpię! 

Kiedy w ręce wpadła mi książka "Opowiem Ci Mamo, skąd się bierze miód", a w niej pomysł na wykonanie domowego domku dla pszczółek, wiedziałam od razu, że to będzie nasza kolejna zabawa z papierem. Dłuuugie zimowe wieczory to idealny czas na klejenie, wycinanie, malowanie czy inne plastyczne uzewnętrznianie się.
Pyzka jest zakochana w nożyczkach, więc ochoczo zabrała się do działania i cięła wszystko co wpadło jej w ręce. Niestety, nie miałyśmy zalecanych w instrukcji rolek po papierze toaletowym i nie chciało mi się czekać, aż uzbieramy odpowiednią ich ilość. Miałam jednak w moim papierniczym pudle bez dna żółty papier, który wydał mi się idealny do tej pracy. Z pasków poskładałyśmy sześciokąty, a następnie posklejałyśmy je dwustronną taśmą. Całość umieściłyśmy w pudełku i dokleiłyśmy do jego boków. Domek był gotowy. Pozostało tylko zadbać o lokatorów. Żółtym jajeczkom z kinderków domalowałyśmy uśmiechy i oczka, a na grzbietach nakleiłyśmy paski z taśmy izolacyjnej (można je też namalować). Plastikowa szybka ze starego pudełka po czymś-tam posłużyła do wykonania skrzydełek. I tak, w 5 minut, nasze sklepowe jajka i ziemniaki zmieniły się w cały rój pszczółek zamieszkujących żółty domek. 


Taka własnoręcznie wykonana zabawka cieszy nie mniej niż sklepowe cuda w oryginalnych pudełkach z księżniczkami... 
Pszczółki dostały swoje imiona, polatały, pobzyczały, żeby nie powiedzieć pobzykały :P i pocieszyły nasze oczy. Poza odgrywaniem scenek z owadami i klasycznych "dzień dobry Pani sąsiadko pszczółko, jak się Pani dziś miewa?" zabawa ulem to także okazja do rozmowy o tym, że to bardzo pożyteczne stworzonka, że dają miód, zapylają kwiaty itp. itd. 



Kilka pszczółek w naszym domku nadal pozostaje bez pasków bo nie starczyło nam już czasu by je okleić. Uznałyśmy je więc za dzieci, którym jeszcze paski nie "urosły" ;P Na pewno wrócimy jednak do ula, by go dokończyć i porozprawiać o życiu pszczół, kiedy nadejdzie ich sezon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz