...czyli relaks w maminym wydaniu ;)
Z tytułu posiadania małego ssaka w domu póki co nie mogę pozwolić sobie na jakieś szalenie długie "wagary" od mamusiowania, ale umiem cieszyć się małymi rzeczami :P
Z resztą, ten ssak już nie taki mały - w nocy i 6 godzin pośpi, tyle że wtedy tak popularne wśród mam punkty szopingowe jak sklep z bożą krówką czy inne 'pepka' są zamknięte, więc gdzie tu wagarować?! :)
Jak zatem relaksuje się (nie taka) młoda matka?
Dziś część pierwsza :)
Tradycyjnie już, niedługo po porodzie, wybrałam się do fryzjerki, by wyciąć to, co i tak wypadnie... Moja lista życzeń na fotelu nigdy nie jest zbyt długa: "mają dać się związać" i tyle :) Urodziłam się w tzw. kitce i tak zapewne umrę. Mogłabym więc śmiało samodzielnie skracać włosy przed domowym lustrem zaraz po związaniu ich w węzeł. Kiedyś z resztą prawie tak się to odbywało, albo jeszcze gorzej...
Pe, moja siostro przyszywana, czy pamiętasz jeszcze Twoje fryzjerskie wyczyny na mej głowie (tak, wiem, sama chciałam...) w szkolnej toalecie w czasie przerwy? Dzięki mojej wiecznej fryzurze nie było widać niedociągnięć ;) Całe szczęście wybrałaś jednak inny zawód :*
...Mogłabym, ale tego nie zrobię. Czemu? Bo nie mogłam odmówić sobie tej chwili 'relaksu'. Godzina w małym saloniku fryzjerskim była dla mnie jak dzień w SPA :D Choć przez konieczność karmienia Adaśka spóźniłam się blisko pół godziny (bo ja mówię "wychodzimy", a on mi na to "MLEKAAAAłłłAAAAłłłAAAAA") i zaprzepaściłam tym samym szansę na sensowną fryzurę na wesele, to na długo zapamiętam ten moment, gdy rozparta w fotelu WPATRUJĘ SIĘ W SUFIT, NIC NIE ROBIĘ, a Pani fryzjerka masuje moją, spuchniętą od nadmiaru wrażeń ostatnich dni, głowę.
Miła odmiana... Najczęściej myję głowę w asyście Pyzki, która tak pracowicie mi pomaga, że na koniec cała jest zwykle do przebrania ;] No i zapomniałabym dodać, że w warunkach domowych procesowi temu towarzyszy zwykle akompaniament pozytywki od karuzelki przy adaśkowym łóżeczku, którą z mokrą łepetyną latam nakręcać w tak zwanym międzyczasie :P Wyobrażacie to sobie?! Tak, ja też jestem po tym wszystkim do przebrania :)
Chociaż spotkanie u fryzjera było krótsze niż przewidywałam, a odbyło się już półtora miesiąca temu, to nadal, gdy po mej głowie biegają tłuściutkie paluszki Pyzki umazane szamponem, z rozmarzeniem wspominam chwile spędzone na fryzjerskim fotelu.
Niestety nieprędko znów spotkam się z jakimś stylistą fryzur...
Od porodu minęło ponad 3 miesiące i praktycznie z kalendarzem w ręku po 90 dniach to czego nie wycięła mi Pani Edytka zaczęło wypadać samo ;( Nie ma więc za wiele materiału, by poszaleć i wybrać się znów do fryzjera. Muszę poszukać innych "rozrywek"...
Z tytułu posiadania małego ssaka w domu póki co nie mogę pozwolić sobie na jakieś szalenie długie "wagary" od mamusiowania, ale umiem cieszyć się małymi rzeczami :P
Z resztą, ten ssak już nie taki mały - w nocy i 6 godzin pośpi, tyle że wtedy tak popularne wśród mam punkty szopingowe jak sklep z bożą krówką czy inne 'pepka' są zamknięte, więc gdzie tu wagarować?! :)
Jak zatem relaksuje się (nie taka) młoda matka?
Dziś część pierwsza :)
Tradycyjnie już, niedługo po porodzie, wybrałam się do fryzjerki, by wyciąć to, co i tak wypadnie... Moja lista życzeń na fotelu nigdy nie jest zbyt długa: "mają dać się związać" i tyle :) Urodziłam się w tzw. kitce i tak zapewne umrę. Mogłabym więc śmiało samodzielnie skracać włosy przed domowym lustrem zaraz po związaniu ich w węzeł. Kiedyś z resztą prawie tak się to odbywało, albo jeszcze gorzej...
Pe, moja siostro przyszywana, czy pamiętasz jeszcze Twoje fryzjerskie wyczyny na mej głowie (tak, wiem, sama chciałam...) w szkolnej toalecie w czasie przerwy? Dzięki mojej wiecznej fryzurze nie było widać niedociągnięć ;) Całe szczęście wybrałaś jednak inny zawód :*
...Mogłabym, ale tego nie zrobię. Czemu? Bo nie mogłam odmówić sobie tej chwili 'relaksu'. Godzina w małym saloniku fryzjerskim była dla mnie jak dzień w SPA :D Choć przez konieczność karmienia Adaśka spóźniłam się blisko pół godziny (bo ja mówię "wychodzimy", a on mi na to "MLEKAAAAłłłAAAAłłłAAAAA") i zaprzepaściłam tym samym szansę na sensowną fryzurę na wesele, to na długo zapamiętam ten moment, gdy rozparta w fotelu WPATRUJĘ SIĘ W SUFIT, NIC NIE ROBIĘ, a Pani fryzjerka masuje moją, spuchniętą od nadmiaru wrażeń ostatnich dni, głowę.
Miła odmiana... Najczęściej myję głowę w asyście Pyzki, która tak pracowicie mi pomaga, że na koniec cała jest zwykle do przebrania ;] No i zapomniałabym dodać, że w warunkach domowych procesowi temu towarzyszy zwykle akompaniament pozytywki od karuzelki przy adaśkowym łóżeczku, którą z mokrą łepetyną latam nakręcać w tak zwanym międzyczasie :P Wyobrażacie to sobie?! Tak, ja też jestem po tym wszystkim do przebrania :)
Chociaż spotkanie u fryzjera było krótsze niż przewidywałam, a odbyło się już półtora miesiąca temu, to nadal, gdy po mej głowie biegają tłuściutkie paluszki Pyzki umazane szamponem, z rozmarzeniem wspominam chwile spędzone na fryzjerskim fotelu.
Niestety nieprędko znów spotkam się z jakimś stylistą fryzur...
Od porodu minęło ponad 3 miesiące i praktycznie z kalendarzem w ręku po 90 dniach to czego nie wycięła mi Pani Edytka zaczęło wypadać samo ;( Nie ma więc za wiele materiału, by poszaleć i wybrać się znów do fryzjera. Muszę poszukać innych "rozrywek"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz