piątek, 28 października 2016

Deszcz a samodzielność

Siedzenie w domu jesienną porą w deszczowe dni nie ma wielu zalet. Żeby nie zwariować szukam jednak zawsze jakichś pozytywów :)
Co może być dobrego w tym, że nie wystawiamy nosa za drzwi, z małymi przerwami, od blisko 3 tygodni?! 
A no na przykład to, że mamy więcej czasu na przytulanie się, kokoszenie w łóżku, czytanie bajek pod kocykiem i inne zajęcia, które sprawiają, że Pyzka z małej "śruby" zmieniła się w całuśną, słodką przylepę :) To urocze! Także to jak wykorzystuje naszą słabość do jej czarujących zachowań...
Kiedy planuje zrobić coś zabronionego przychodzi wcześniej dać buziaka! W myśl zasady, że przekupiona całusami mama nie będzie się gniewać, a może nawet pozwoli rozrabiać ;D 
Dzięki dniom spędzanym w domu odkryłyśmy też talent malarski Pyzki! Okazuje się, że kredki straciły swe walory smakowe i nasza latorośl chętnie wykorzystuje je teraz zgodnie z przeznaczeniem. 
Pobyt w domu to też doskonały czas na odkrycie na nowo umiejętności samodzielnej zabawy, którą niestety Pyzka zatraciła nieco podczas licznych wizyt naszych zacnych gości oraz w czasie wakacji w Polsce. W ruch idą zatem wszelkie sortery, klocki, piłki, ale też lale, którymi troskliwie się opiekujemy. Pyzka szczególnie upodobała sobie ich karmienie, a one, na szczęście, po ich uroczej mamie :), mają nieposkromiony apetyt. 
Nie bez przyczyny najciekawszą formą zabawy z lalkami i pluszakami stało się ich karmienie. Korzystając z aresztu domowego i stałego rytmu dnia, nie zaburzonego żadnymi posiłkami w plenerze, zaczęłam jeszcze intensywniej niż dotychczas trenować pyzową samodzielność w czasie jedzenia. Zaczynając od jogurtu, który "chętnie trzyma się łyżki", pozwoliłam Pyzce na dowolność w poczynaniach z łyżką. Ku mojemu zdziwieniu nie trzeba było jej przebierać po skończonym podwieczorku! Zachęcona tym spektakularnym sukcesem kontynuowałam taktykę posiłków na dwie łyżki. I tak, dziś mogę się pochwalić, że nasza córka samodzielnie się najada! Oczywiście asystuję jej przy każdym posiłku i pilnuję (staram się), by jedzenie pozostawało mniej więcej w naczyniu, a kiedy je zupę staram się nakarmić ją rzadkim zanim wybierze wszystkie kartofelki :) Idzie jej tak wybitnie, że nawet burakowej nie boję się serwować :P
Ofiarą nowej przyjaźni z łyżką stało się chwilowo gryzienie, bo skoro Pyzka potrafi trzymać łyżkę i sprytnie operuje nią w kierunku otworu gębowego to gryzienie jabłka jest kompletnie bez sensu, ale wierzę, że kiedy przestanie to być takim "łał" wróci do "normy".

 
  
  

Nie mogę się nadziwić kiedy to dziecko tak mi wyrosło?!
Dopiero tu przyjechaliśmy, a ja turlałam się z brzuchem...
Dopiero trzymałam kilkudniowego smyka w objęciach...
A siedzi przede mną taka pannica!

4 komentarze:

  1. teraz czas będzie leciał jeszcze szybciej... przedszkole, szkoła itp itd...

    OdpowiedzUsuń
  2. skąd ja to znam :-) wszystko "siama" , jedzonko sama zje ( poprzednie niejadki musiałam karmić), pije od roku ze szklanki lub z butelki jak dorosły ( nie wie co to butelka ze smoczkiem lub bidonik), a teraz mamy okres że sama chce się ubierać. Kartek już mi brakuje bo tylko długopisem pisze. I tylko to jedno pytanie przez cały dzień " a cio to ? ".Zupełne przeciwieństwo pozostałej dwójki :-) . Buziaczki dla Pyzki :-) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zosia-samosia normalnie ;P
      Dziękujemy i również pozdrawiamy całą rodzinkę!

      Usuń