Jest szaro, ponuro, deszczowo i całkiem bleee...
Całkiem jak nie tu! Choć podobno właśnie tak wygląda tu jesień, czy też "pora deszczowa", bo przecież wiem, że zimy i śniegu nie będzie :P Ubiegły rok po prostu nas rozpieścił. Na nieszczęście teraz mamy jednak okazję zaznać prawdziwej Prowansji jesienią... Nie jest tragicznie, a pogodne dni przeplatają się z tymi deszczowymi. Niestety, te drugie wyglądają tak, że czasem trudno się połapać czy to jeszcze dzień czy już noc. W końcu tu wszystko jest zero-jedynkowe. Kiedy więc pada, to świata za oknem nie widać... Po ciepłych, wrześniowych dniach, przepełnionych bezchmurnym niebem ta wszechobecna szarość totalnie mnie przytłoczyła :(
Całkiem jak nie tu! Choć podobno właśnie tak wygląda tu jesień, czy też "pora deszczowa", bo przecież wiem, że zimy i śniegu nie będzie :P Ubiegły rok po prostu nas rozpieścił. Na nieszczęście teraz mamy jednak okazję zaznać prawdziwej Prowansji jesienią... Nie jest tragicznie, a pogodne dni przeplatają się z tymi deszczowymi. Niestety, te drugie wyglądają tak, że czasem trudno się połapać czy to jeszcze dzień czy już noc. W końcu tu wszystko jest zero-jedynkowe. Kiedy więc pada, to świata za oknem nie widać... Po ciepłych, wrześniowych dniach, przepełnionych bezchmurnym niebem ta wszechobecna szarość totalnie mnie przytłoczyła :(
I tak, to że ostatnio częstotliwość wpisów drastycznie spadła jest wynikiem nieogarniania przeze mnie rzeczywistości w tej szarości. Rzadko mi się to zdarza, ale tym razem zostałam pokonana.
Ponura jesień kontra ja 1:0
Ponura jesień kontra ja 1:0
Trudno w takich warunkach zmobilizować się choćby do wyjścia z łóżka, a jednak trzeba!
A-hoj przygodo!
Bo Pyzka, jak przystało na 15-miesięczne, zdrowe dziecko, nie ułatwia mi zadania. Oczekuje parku rozrywki w domu przez calutki dzień, nie przyjmując do wiadomości, że pada deszcz i spaceru nie będzie. Przynosi mi parami buty z nadzieją, że w końcu przystanę na jej propozycję:) A kiedy ku jej rozpaczy oznajmiam, że spaceru nie będzie urządza sobie przechadzki po domu. O takie:
Nie pytajcie czemu upodobała sobie buty taty :) Ja mogę się tylko cieszyć, że moje są bezpieczne. Miałam nawet taki pomysł, żeby jednak, jeśli już musi, nosiła po domu moje obuwie, bo w węższych i krótszych butach trudniej stracić ząbki, ale nie dała się namówić na zamianę... Trudno!
Nie ma też wyjść do żłobka, sąsiadki czy innych podwórkowych rozrywek. Mi też nie jest z tym łatwo. Wolałabym połazić za wózkiem czy posiedzieć na placu zabaw niż tańczyć krasnoludki "hopsa-sa" po sto razy.
Zwyczajnie nie mam na to siły!
Nie ma słońca i moje baterie się rozładowały...
Niestety, nie ma "zmiłuj"!
Nie ma słońca i moje baterie się rozładowały...
Niestety, nie ma "zmiłuj"!
Mamy nie biorą wolnego :(
Ehhh...
Październik wyssał ze mnie całą życiową energię...
Jakby uroków jesieni było mało to, najpewniej z przedszkola, przyciągnęłyśmy do domu całą serię zarazków wszelkiej maści. W połączeniu z ząbkowaniem i to nie byle jakim, bo lecimy teraz z czwóreczkami, więc wrażenia w wersji "hard", daje to absolutny armagedon.
Było już wszystko...
Nie wdając się w szczegóły :P coś na kształt grypy żołądkowej, którą radośnie przechodziliśmy jedno po drugim, wszyscy... A kiedy wyszliśmy już na prostą, kiedy mimo, że nadal czułam się jak cień człowieka wróciliśmy do żywych, do żłobka (chyba całe 3 dni!), do rytmu dnia, do normalnego jedzenia, do swoich łóżek (Alleluja!), po krótkiej przerwie dorwało nas typowe choróbsko z bólem gardła, kaszlem i katarem. Żeby nie było nudno tym dobrodziejstwem również zostaliśmy uraczeni solidarnie. Najsłabsze ogniwo skończyło z antybiotykiem, Pan Mąż w salonie po samodzielnie przeprowadzonej kuracji czosnkiem (myślę, że spłoszył wampiry w całym Avignon, jeśli nie w Prowansji...), a matka na kanapie pod kocem ze śpiewem na ustach, bo przecież "Mamy nie biorą wolnego" :(
Czyli typowa jesienna chandra :(
Nie mogę się jednak poddać bez walki. Chociaż ciepły koc i dziergane skarpety wygrywają póki co wszystkie próby wciągnięcia mnie do łóżka kiedy tylko nadarzy się do tego okazja Pyzka dzielnie mobilizuje mnie do zabawy.
Poszerzyłam nasz piosenkowy i taneczny repertuar, bo przecież coś z tym dzieckiem trzeba w domu robić :P Bo jak się nic nie robi, to "małpi rozum" murowany...
Teraz już kryzys zażegnany.
Pyza zdrowa, a Pan Mąż prawie się wywietrzył :)
A ja? Ja czuję się jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł...Czyli typowa jesienna chandra :(
Nie mogę się jednak poddać bez walki. Chociaż ciepły koc i dziergane skarpety wygrywają póki co wszystkie próby wciągnięcia mnie do łóżka kiedy tylko nadarzy się do tego okazja Pyzka dzielnie mobilizuje mnie do zabawy.
Poszerzyłam nasz piosenkowy i taneczny repertuar, bo przecież coś z tym dzieckiem trzeba w domu robić :P Bo jak się nic nie robi, to "małpi rozum" murowany...
I tak siedzimy w domu i czekamy...
Czekamy na słońce...
Czekamy na Tatę, który choć na kilka minut zabiera Pyzkę na parkingowe przechadzki...
W końcu czekamy na "wakacje", a te na szczęście już niedługo !!!
Mam nadzieję, że zbliżający się długi weekend i zaplanowany wypad na Lazurowe Wybrzeże skutecznie podładuje moje zdechłe akumulatorki :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz