1) Szok temperaturowy
Z niewyjaśnionych przyczyn słoneczna i ciepła Prowansja jeszcze przed końcem września zmieniła się w krainę chłodem i deszczem ziejącą :( Na szczęście deszczu było tylko kilka dni, za to chłód już chyba na dobre się zadomowił... Ciągle tylko mistral i mistral :( Nadal jest słonecznie, ale zaledwie dwadzieścia kilka stopni...
To nie ziąb, powiecie?
Może i tak, ale jak to mówią "do dobrego to się człowiek szybko przyzwyczaja". Niestety, święta prawda! Może 38 stopni to lekka przesada, ale do tych 27 moglibyśmy dobić - nie pogniewałabym się :) A tak, od kilku ładnych dni, moją odzież codzienną stanowią, m.in. grube, wełniane skarpety od Cioci Kazi. Jest to absolutny "must have" zarówno na dzień, jak i na noc. Tak, tak! To niezwykle elegancki dodatek to ciepłej piżamy, przy czym jej bluzka musi być wpuszczona w spodnie, by nie wiało po nerach i już obraz seksownej młodej żony mamy gotowy :D
Myślę, że po takim opisie każdy z Was już sobie teraz może wyobrazić jak jest zimno...
(Z prognozy na najbliższe 3 dni: czwartek: 20 (!!!! gdzie moja czapka?!?!?!?!) st.C, a do tego deszcz :(, piątek: 23 st.C, sobota: 23 st.C )
2) Szok zakupowy czy też kalendarzowy...
Ani chybi te niskie temperatury przywodzą tubylcom na myśl zbliżające się Święta Bożego Narodzenia. Tak obstawiam, bo innego wytłumaczenia na to nie widzę...
Zdjęcie wykonane 26 września !!!!
To i tak jeszcze nic...
W sobotę, 1 października na "szopingu" zakupiłam sobie moje ulubione, świąteczne włoskie ciasto drożdżowe w tym samym sklepie, z którego pochodzi fotka.
Od pierwszego października to już nie jedna wystawka, tylko cały regał plus dodatkowe palety z bożonarodzeniowymi specjałami...
Trochę się zdziwiłam. Trochę - to mało powiedziane!
Aleeee... Z drugiej strony, skoro jest tak zimno, prawie jak w święta, to czemu nie wypić sobie grzanego winka i nie zagryźć pajdą świątecznego ciasta? Jako, że jest rano wino wymieniam na kakao i śniadanie idealne gotowe! Może jednak rozpoczynanie handlu świątecznymi specjałami tak wcześnie ma sens?! :P
Co do pierwszych świątecznych produktów napotkanych w sklepie, czyli kalendarzy adwentowych, również mam swoją teorię :D Po co ograniczać się do 24 dni wcinania po jednej czekoladce dziennie, skoro można zacząć już we wrześniu i wciągnąć tym sposobem o prawie 3 kalendarze więcej? Do mnie, jako fanki wszelkich słodyczy przemawia taka koncepcja i już pomału przestaję się dziwić takiemu obrotowi spraw :P Jest też druga strona medalu... Osobiście znam osoby odstawiające na czas oczekiwania słodycze całkowicie. I co wtedy?! Wtedy, dzięki temu, że kalendarz adwentowy można kupić już we wrześniu, można nadrobić okres postu, i to z nawiązką :D
Genialne!
3) Szok uprzejmościowy
Był 20 września, chłodny, słoneczny poranek... Pewnie jeden z tych, gdy tubylcom, z powodu chłodu myślami bliżej już do Bożego Narodzenia. Jednocześnie, musiał to być dzień, gdy jeszcze w sklepach nie było świątecznych słodkości. Niedobór cukru we krwi (który jak wiadomo uwalnia endorfiny), a co za tym idzie brak kalorii niezbędnych do ogrzania wychłodzonych ciał sprawiał, że frustracja niektórych musiała znaleźć gdzieś ujście...
Tylko takie wytłumaczenie znajduję dla kuriozalnej sytuacji, której byłam częścią. To pierwszy raz od blisko 20 miesięcy gdy spotkałam się tu z taką, hmmm... głupotą? Chyba lepiej jednak powiedzieć: nieuprzejmością...
Czekałam sobie na autobus, słuchałam jak przysłowiowa "świnia grzmotów" rozmów wokół mnie, bo przez ostatni miesiąc cały francuski, który zdążyłam przyswoić wyleciał mi totalnie z głowy (trochę w myśl zasady, że "organ nieużywany zanika" :P) i snułam plany na najbliższe dni. I uśmiechałam się :D Do Pyzki machającej wesoło z wózka do przechodniów i do siebie... Że świeci słońce (choć wiał też lodowaty wiatr), że ugotuję zupę, że pójdziemy "do dzieci", że w końcu spotkam się z sąsiadką.
I kiedy przyjechał mój autobus nie świadoma zupełnie tego co zaraz miało się wydarzyć wsiadłam (nie bez kłopotu) wraz z Pyzką do pojazdu. Zaraz po tym, jak wgramoliłam się - bez niczyjej pomocy! bo tu niestety nigdy i nikt na pomoc się nie rzuca. Nie, nie wymagam! Trochę tylko się zadziwiam... - do autobusu z wózkiem pełnym Pyzki, jego kierowca (a w zasadzie kierowczni czy też może lepiej pasowało by tu kierowniczka) zaczęła krzyczeć na mnie (tak, KRZYCZEĆ), na cały dokładnie autobus, choć siedziała jakieś 60 cm ode mnie, że UWAGA: "mój wózek jest za duży i nie mogę jeździć z nim autobusem" i że mam kupić drugi wózek do jeżdżenia autobusem! Stałam jak wryta, skasowałam bilet i dłuższą chwilę zastanawiałam się poważnie o co jej chodzi?! Żeby było śmieszniej nie byłam jedyną wózkowiczką w autobusie, a ta druga mama ze wstydu schowała się za chustą... Bo jej wózek też był "za duży". To znaczy się nie był, tj. na nią nikt się nie darł, ale to, że wiozła swoje dziecko w foteliku samochodowym (tak przy okazji: zgroza!! i masakra dla dziecięcego kręgosłupa taki "spacer") nie zmienia faktu, że rozstaw kół i osi był dokładnie taki sam jak w moim pojeździe!! Wariactwo jakieś! Grzecznie zapytałam Pani frustratki czy mam opuścić autobus, na co ona odpowiedziała, że to na następny raz... Żart?!
Ehhh...
Wypadałoby powiedzieć jej tylko, parafrazując popularną reklamę, "zjedz czekolady, bo zaczynasz gwiazdorzyć". Może teraz, gdy Mikołaje zachęcają z każdego kąta w sklepie, by odgryźć ich uśmiechnięte główki, ta Pani skorzystała z zaproszenia. Mam nadzieję, że tak, i że ma dzięki temu więcej cierpliwości, uprzejmości i życzliwości, a przede wszystkim więcej rozumu... Może jej mózg po podaniu odpowiedniej dawki cukru zaczął funkcjonować prawidłowo i nie wkurzy już żadnej innej mamy bezsensownymi komentarzami.
Wypadałoby powiedzieć jej tylko, parafrazując popularną reklamę, "zjedz czekolady, bo zaczynasz gwiazdorzyć". Może teraz, gdy Mikołaje zachęcają z każdego kąta w sklepie, by odgryźć ich uśmiechnięte główki, ta Pani skorzystała z zaproszenia. Mam nadzieję, że tak, i że ma dzięki temu więcej cierpliwości, uprzejmości i życzliwości, a przede wszystkim więcej rozumu... Może jej mózg po podaniu odpowiedniej dawki cukru zaczął funkcjonować prawidłowo i nie wkurzy już żadnej innej mamy bezsensownymi komentarzami.
Tak to potrójnie zszokowała mnie Francja po powrocie z wakacyjnych wojaży...
Mam nadzieję, że świąteczne czekoladki i inne pyszności rozgrzeją wszystkim ciała i serca :) i nie będzie mi już zimno ani nikt mnie nie wkurzy :P No chyba, że sama się wkurzę, bo nie będzie mi już zimno, za to zrobi mi się grubo. Taaak... przy takim planie na rozgrzewanie na pewno zrobi mi się grubo :P Zatem muszę pracować nad sobą, by mnie to nie wkurzyło, bo za bardzo lubię słodkości i to jak poprawiają mi samopoczucie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz