Miałam nadzieję zachować ciągłość w pisaniu bloga, ale jak zwykle życie pokrzyżowało mi plany. Powrót do domu po wakacjach był trudniejszy niż myślałam, a ogarnięcie wszystkich spraw i przywrócenie porządku dnia codziennego zajęło mi więcej czasu niż planowałam. Ot, problemy organizacyjne... Teraz jednak zabieram się za nadrobienie zaległości! Szczególnie, że stale przybywa mi pomysłów, a lista zaplanowanych tytułów na blogu zbliża się niebezpiecznie do nieskończoności ;P
Od jakiegoś czasu raczę Was wspominkami z naszych turystycznych wypadów.Trochę już tego było, a jeszcze wiele przed Wami :P
Nie napisałam Wam jednak skąd nagle u nas taki zapał do zwiedzania...
Oczywiście, pobyt tutaj wystarczająco mobilizuje nas, by odwiedzać nowe miejsca - takiej okazji aż grzech nie wykorzystać! Czasem mam wrażenie, że mieszkanie tu to jak najdłuższe wakacje w naszym życiu. teraz jednak, gdy i nasi bliscy z Polski mają wakacje połączyliśmy siły i ruszyliśmy razem na podbój Prowansji i okolic :D
Sezon wakacyjny 2016 w drugiej połowie maja otworzyli moi Rodzice. Przejechaliśmy razem setki kilometrów. Odwiedziliśmy w tym czasie w sumie 10 miasteczek, w tym po raz pierwszy Saint Tropez, Port Grimaud, Niceę, Monako(!!!) czy Cannes, spędzając tam razem mini-wakacje na Lazurowym Wybrzeżu. Nie było końca piosenkom, wierszykom tańcom i innym wygłupom z ich ukochaną wnuczką... Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy i po blisko dwóch radosnych tygodniach razem, pożegnaliśmy się, by przygotować się na kolejne turnusy :D
Kolejną grupą odwiedzających nas gości z Polski była rodzinka od strony Pana Męża. Tempo zwiedzania było szalone, a kanikuła nie odpuszczała ani na chwilę. Na Brykusiowym liczniku zanotowałam 14 lokalizacji, nie licząc miejsc, gdzie nasi turyści udali się bez nas (Pyzka musiała czasem odpocząć od natłoku wrażeń, a ja podładować akumulatorki świeżymi kabanosikami - mniam!), ale mogłam pomylić się w obliczeniach... To od nich dowiedzieliśmy się o istnieniu przepięknego opactwa Abbaye de Senanque, to z nimi odwiedziliśmy Aigues Mortes. W końcu, to przy okazji ich pobytu u nas, ruszyliśmy w najdłuższą dotąd trasę turystyczną, by zobaczyć osławione Carcassonne. Było naprawdę intensywnie...
Wyjeżdżając na początku lipca, rodzinka Pana Męża zwolniła miejsce mojej siostrze i cioci, które zawitały do nas w kolejnym tygodniu. Nadal doskwierał nam okropny upał, ale żądza zwiedzania napędzana urodą miejsca była silniejsza :) Mnie napędzały zaś, poza krajobrazami i obietnicami przewodników turystycznych, świeże porcje prawdziwie polskich kalorii :D Dziewczyny przywiozły nawet pączki!!! <3 Choć Pyza jest niecukrowa i niesłodyczowa nie mogłam nie dać jej spróbować takich frykasów ;P Z dziewczynami pierwszy raz obejrzeliśmy zapierający dech w piersiach pokaz "Światło i dźwięk" wyświetlany na moście Pont du Gard (o którym będzie kolejny post ;) ). Ta blisko dwutygodniowa wizyta zakończyła się z dyszką odwiedzonych miejsc na liczniku (np. piękne Gordes), wspomnieniem cudnych wakacji w La Ciotat oraz jakimiś 3 kg na plus dla mnie :( Pysznie!
Ostatni turnus w czasie kanikuły złapała moja serdeczna przyjaciółka Pe. Choć gościła u nas tylko tydzień udało nam się z grubsza nadrobić zaległości w pogawędkach przy winie :) A także, a jakże, poleniuchować na trawie, pozwiedzać co nieco, podsmażyć tyłki na plaży i oczywiście obejrzeć obowiązkowy hit sezonu, czyli spektakl na Pont du Gard! Z Pe odwiedziliśmy dwa, a w zasadzie trzy, dotąd nie opisane przeze mnie na blogu miejsca, a więc jest na co czekać :) O Nimes, Saint Remy de Provence i starożytnym mieście Glanum tuż przy Saint Remy... opowiem Wam już wkrótce.
Zaledwie kilka dni po zakończeniu morderczej kanikuły, tydzień od rozstania z naszym ostatnim gościem ruszyliśmy w ślad za nim, na lotnisko w Marsylii, by udać się na nasz zasłużony wypoczynek...
Spełnienie marzeń?
Nieee... Nic z tych rzeczy :P
Choć, może po części, bo jak się zapewne domyślacie ruszyliśmy do Polski, do domu!
Z wakacjami nie miało to jednak wiele wspólnego, a o tym cośmy robili jak nas tu, w Avignon nie było opowiem Wam może kiedy indziej.
Grunt, że nasze plany się powiodły i choć było blisko obyło się bez ofiar w ludziach!
W Polsce spędziliśmy 5 tygodni, a z tego osobliwego wypoczynku wróciliśmy do Francji w powiększonym składzie :D
Nie, nie kupiliśmy pieska, ani też chomika...
Dorobiliśmy się w prawdzie trzech nowych, uroczych dziewczynek (Ola, Magda i Tania dołączyły do lalkowej kolekcji Pyzki), ale tu nie o nich mowa :)
Do Avignon przyjechali z nami kolejni nasi goście!
A co Wyście pomyśleli?! :P
Urocza para Nowożeńców ze strony Pana Męża zabawiła u nas tydzień. Choć pogoda niezbyt dopisała, bo przez pierwsze trzy dni było raczej deszczowo, a przez kolejne trzy cholernie wietrznie (to chyba jakieś pogodowe fatum przywiezione przez zacnych gości) udało nam się zobaczyć razem z nimi kawałek naszej okolicy i oczywiście zanurzyć stopy w morzu :D Również po tej wizycie zostało nam kilka wspomnień w postaci nowo zwiedzonych miejsc, jak również nowych odkryć w tych już wcześniej zobaczonych. I tak, na blogu pobyt naszych ostatnich gości wspominać będę turystycznie z Le Baux de Provence i La Ciotat w kolejnej (!) odsłonie, w domu zaś, oczywiście, kulinarnie, zajadając się pasztetem i nieśmiertelnymi, zawsze tak samo dobrymi kabanosami :D!
Tyle odwiedzonych miejsc, wspaniałych wspomnień, przegadanych wieczorów, gorących dni wypełnionych aktywnościami do ostatniej minuty...
To był intensywny, świetny czas!
Dziękujemy wszystkim, którzy zechcieli nas odwiedzić!
Za towarzystwo, za smakołyki, za którymi tak tęsknimy, za razem spędzony czas!
Wygląda na to, że to już koniec turnusów wakacyjnych...
Na pewno jednak nie jest to koniec naszego zwiedzania :)
Już za chwileczkę, już za momencik sami ruszymy na kolejne turystyczne wypady :)
Pyzka już szykuje kolejne trasy (w dłoni najprawdziwszy przewodnik :P )
Zapraszam zatem na kolejne relacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz