czwartek, 1 września 2016

Drepczemy po trawie...

Mała odskocznia od zwiedzania :P

Dziś fotorelacja z treningu spacerowego :) ...bo przecież nie będę do końca życia tego wózka pchała :P Czas najwyższy trochę odetchnąć! Poza tym sezon wakacyjny w pełni, a ja nie mogę zjeść lodów, bo obie ręce stale zajęte... Choć może to i lepiej, bo od pchania wózka tyłek chyba trochę się kurczy, a od lodów wręcz przeciwnie :P
Tak czy siak postanowiłam pohasać trochę z Pyzką po zielonej trawce :)

Jak wiecie z wcześniejszego piknikowego wpisu mimo usilnych starań nie udało mi się do tej pory namówić córki na bliższe kontakty z trawką... Zejść z kocyka na nią nie chciała, a przy innej okazji, gdy próbowałam choć kwiatek dać jej do rączki jej mina wyrażała absolutną niechęć do kontaktu z przyrodą :P

Żartowaliśmy nawet z Panem Mężem, że wielka szkoda, że nie mamy tu ogródka... Taką mieliśmy wizję: trawa, trawa, wszędzie trawa, a po środku mały kocyk, na nim Pyzka i... spokój :) Skoro jednak nie jest to możliwe do zrealizowania zdecydowałam zaznajomić ją z tym przepięknym, pachnącym, zielonym dywanem. 
Jako, iż ostatnio nasza latorośl wykazuje coraz większe zainteresowanie pozycją pionową, ba! rzekłabym nawet, że takową preferuje, postanowiłam wykorzystać ten zapał. Inna sprawa, że pęd Pyzki do chodzenia również mnie do tego zmusza. Nie, wcale nie po to by jej pilnować, tylko po to by trzymać ją za rękę. To absolutnie ostrożny egzemplarz dziecka. Doszłyśmy już do etapu, gdy trzyma Jacka (szmacianą lalkę) za rękę, a Jacek "trzyma" mnie :) W takiej konfiguracji można spacerować, ale "bez trzymanki" to już nie!  Nic nie przyspieszam, niczego nie poganiam, bo póki jest "na czterech" jeszcze mogę ją dogonić, więc po co to zmieniać :) Skoro jednak wiesza mi się na nodze, komunikując gotowość do chodzenia, muszę odpowiadać na jej zaczepki...

W drodze do Villeneuve lèz Avignon urządziłyśmy sobie mały piknik na wyspie i tak właśnie powstała urocza sesja "Pierwsze kroki Pyzki na trawie" :D
Przesłodki to widok, a do tego te "okoliczności przyrody"... Nie każdy ma okazję na "pierwszy raz" w tak przyjemnym miejscu :)
 
 


 
 

Uwielbiam patrzeć na te jej spacery...
Jeszcze tak pokracznie stawia stópki, co chwila wygina się, by ewentualne "zające" łapać na tyłek :) Cudne jest to, że kosztuje ją to wiele wysiłku, a mimo to tak mocno się stara i wcale nie ma dosyć. No i ten najśmieszniejszy ze śmiesznych element pomagający utrzymać równowagę, czyli wywieszony na brodę język :D 
Sama radość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz