Mieszkamy tu już ponad półtora roku i coraz lepiej się dogadujemy. Mam tu na myśli, że otoczenie przyzwyczaiło się już, że Pan Mąż poza "bonjour" nie wypowiada się w żabojadzkim języku. Co się zaś tyczy mnie, ja, proszę drogich Państwa, doskonalę mój troglodycki frangielski i bez żenady stosuję go wszem i wobec... To jednak, że Pan Mąż nie wypowiada się po francusku nie znaczy wcale, że nic nie rozumie. Czasem potrafi mnie absolutnie zaskoczyć...
I o tym właśnie jest ten wpis :P
Jakiś czas temu na drzwiach naszej klatki schodowej zawisło ogłoszenie:
Jak wszystkie karteluszki, którymi obklejają nam drzwi, przeczytałam wszystko dokładnie. Nawet zrozumiałam, a przynajmniej na tyle, by wiedzieć, że póki co, nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia.
W razie gdy pojawiają się tego typu wiadomości dla lokatorów zwykle to ja komunikuję Panu Mężowi ich treść :) Jakież więc było moje zdziwienie, gdy już od progu Pan Mąż powitał mnie "newsem dnia":
- Widziałaś kartkę? Ale numer! Powiem Ci, w szoku jestem! Na parkingu tygrys zjadł kota!
- Jak to na parkingu?!
- No normalnie chyba, na bramie kartka wisi...
- Weź nie żartuj... Tygrys na parkingu...?
- No przecież napisane jest "tigre"... teraz pewnie z tą kartką tygrysa szukają.
- A widziałeś tu kiedyś na ulicy tygrysa?
- No nieeeee... nie widziałem. Masz rację, to bez sensu! Nie zrozumiałem do końca. Teraz już kumam!
- Tak?
- No tak, skoro kartka wisi na bramie... widziałaś co jest napisane?
- No taaaaaak...
- No właśnie! Ktoś tigrą przejechał kota!
Biedny "przejechany" kot!
Mam nadzieję, że przeczytał to ogłoszenie ktoś jeszcze, poza Panem Mężem i mną i Nina wróciła do właścicielki nietknięta przez żadnego 'tigrę'...
(Zagubiona Nina, mały kot w ciemno i jasnoszare paski z białym brzuchem. Jeśli go znajdziesz, proszę o kontakt... Dziękuję)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz