piątek, 31 lipca 2015

Powrót z 'długiej podróży'...

Witajcie Kochani!

Brykusiowo pozostawało uśpione przez długie trzy tygodnie...
Wygląda jednak na to, że przerwa skończona, a ja mogę powrócić do moich normalnych aktywności :-)

A co się działo, gdy Brykusiowo "spało"?
Ano baaardzo wiele :)

Przetrwałam, a nie było to łatwe, najdłuższą od wielu lat 'kanikułę'...
W Avignon skończył się teatralny festiwal...
A do nas zawitali moi najukochańsi, jedyni, fantastyczni i niepowtarzalni, najlepsi na świecie, wręcz fenomenalni RODZICE!
Ponadto wypróbowałam na własnej skórze francuską służbę zdrowia, zarówno państwową jak i prywatną... (nie martwcie się nic!!!, wszystko u nas w jak najlepszym porządku! Czasem tak bywa, że się człowiek hospitalizuje :-P)
Ale przede wszystkim w Brykusiowej krainie pojawił się nowy "lokator", dzięki któremu "nasz świat" zyskał zupełnie nowy wymiar :-)

Wszystkie wyżej wymienione wydarzenia będę Wam w najbliższym czasie przybliżać w formie retrospekcji :-) Jednak zaznaczam, że upały część mózgu stopiły mi chyba bezpowrotnie! więc mogę mieć pewne trudności! :P

Ostatni post pojawił się 10 lipca...
Po tym dniu moja miarka upału się totalnie przebrała!
Nie byłam w stanie zrobić już kompletnie nic!

* Pisanie na komputerze = zalanie się potem...

* Uzupełnianie płynów = natychmiastowa ich utrata całą powierzchnią ciała (w życiu czegoś takiego nie doświadczyłam - podnoszę szklankę do ust i jestem już cała zlana potem!)

* Próby schłodzenia się pod prysznicem = "czy ja już się wytarłam?! czy już się spociłam...?"

* Drzemka pośniadaniowa, przedobiednia i poobiednia (upał sprawiał, że ciągle byłam senna) = ulga - na 5-10 minut, bo zbliżało mnie to do wieczora gdy było trochę "chłodniej" (35 a nie 38 st.C) - oraz udręka, bo budziłam się jeszcze bardziej mokra (czy to w ogóle jest możliwe?!)

* Nocny 'wypoczynek' = spanie przy otwartym na oścież oknie, z całym hałasem świata zewnętrznego i modlitwą na ustach o choć jeden podmuch wiatru! (była nawet próba moczenia nakrycia zimną wodą by chłodziło w nocy...okazało się jednak, że u nas nie ma zimnej wody! Tak, tak! Jest niby niebieski kurek, jednak nawet po spuszczeniu wody przez 10 minut z kranu nadal leje się zupa o temperaturze pokojowej! O studenckim chłodzeniu napojów w zlewie nie może być więc mowy... A do moczenia nóg dla ochłody, cóż: woda z lodem...zamiast lód do drinka - lód do nóg :P )

* Posiłki = nic konkretnego! Praktycznie 3 x dziennie śniadanie, bo o jedzeniu na ciepło nie mogło być mowy! A jeśli już nawet to jedynie "gotowce" typu pizza, a więc podgrzewanie atmosfery w domu piekarnikiem... Konsumpcja zaś przed wiatrakiem, bo spożywanie czegokolwiek stanowiło dla organizmu nieludzki wysiłek okupiony kałużą potu wokół konsumującego!

I tak to wyglądały moje dni podczas kanikuły...
Zwykle trwa jakieś 2 tygodnie - tak przynajmniej mówili "tubylcy'...
W tym roku jednak lato nie oszczędzało nikogo, a cała Europa objęta była falą upałów, to czemu Avignon miałoby to ominąć?! Tym sposobem moje niekończące się wakacje prawie na Lazurowym Wybrzeżu, za to na pewno w słonecznej Prowansji zamieniły się w koszmarny upalny koszmar! :P
Leżałam jak kłoda, przeklikując strony z serialami online i przeklinając tę wspaniałą Francję, Prowansję i zakichane, upalne Avignon! 
Ten gorąc naprawdę mieszał w głowie i odbierał zmysły!

Jak jednak widzicie, nie rozpuściłam się... no może poza kilkoma szarymi komórkami :P i przetrwałam najgorsze...
Chcecie wiedzieć jak to możliwe? i co mnie uratowało? 
Jak skończyła się kanikuła w Avignon dla Brykusiów? :-)

Zapraszam niebawem na kolejne wspomnienia z ostatnich tygodni !!!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz