piątek, 30 stycznia 2015

Nadal kulinarnie!

Jako, że głównym i jedynym (póki co) zadaniem moim we Francji jest bycie Panią Domu, wiele czasu poświęcam klimatom kulinarnym.

Dlaczego gotowanie+zakupowanie pochłania mi tak wiele czasu i energii?
Otóż, jest kilka powodów.

1.
Nasza kuchnia to 2 małe palniki elektryczne i 1 komora zlewu, no i okap, który wciąga mi włosy gdy próbuję nachylić się nad garnkiem, żeby zamieszać/doprawić/spróbować. Z tego też powodu muszę precyzyjnie przemyśliwać wszystkie plany, przepisy, ruchy na każdym etapie gotowania, tak, żeby starczyło mi miejsca, garnków, rąk etc.

2.
Nasza kuchnia to też jednocześnie salon, w którym stoją 2 szafy. Dlatego też składniki emitujące aromaty (a jest ich większość) muszą być dokładnie przemyślane, No, chyba że akurat mąż wyrazi chęć ubrania się w sweter wyperfumowany przesmażaną cebulką :) Niezbyt często miewa na to ochotę. Podobnie z resztą z aromatem rybki (stąd opisane już wcześniej poszukiwania ryby na mieście). Oczywiście, jest okap, ale na pewno nie wciąga wszystkiego, bo część jego mocy ssącej zajmuje się moimi włosami... Tego, że okap nie wciąga wszystkiego jestem też pewnaz drugiego powodu. Mianowicie: notorycznie czuję, co najmniej w przedpokoju, co gotują (lub palą, jak ostatnio - mleko!!!) nasi sąsiedzi. Skoro ja to wiem, to oni też wiedzą co ja gotuję, a jeśli tak, to moje ubrania w tych szafach wiedzą to jeszcze lepiej!

3.
W najbliższej okolicy mamy sklepy, które można podzielić na:
a) małe spożywczaki z dziwnymi produktami,które bardziej przypominają sklepy dedykowane dla: hindusów, turków, arabów, etc. (dla polaków nie znalazłam),
b) warzywniaki, w których cena kilograma jabłek to już prawie tyle, co kilo mięsa (trzeba przyznać,   że dobrych jabłek),
c) mini markety, typu carrefour expres, gdzie ceny wszystkiego są z kosmosu, jak również lokalizacja produktów (mąki szukałam chyba 20 minut)
d) piekarnie, no ale z ich produktów wiele się nie ugotuje (za to bagietki baaardzo pyszne)
e) Les Halles, o których już Wam wcześniej pisałam, gdzie jest mega drogo, choć produkty wyglądają naprawdę nieźle, świeżo i pysznie...
Z wyżej wymienionych powodów przemyśliwuję listy zakupów i spaceruję do marketów typu Inter Marche, Lidl, E.Leclerc i co tam jeszcze jest w zasięgu moich stóp (każdy max. 3 km od domu w jedną stronę - to jest zasięg moich stóp). Jako, że przejście z siatką pełną zakupów 3 km, często tutaj w dość porządnym wietrze, nie jest sprawą zupełnie prostą i przyjemną, spacery te uskuteczniam prawie codziennie (dziś np. kupiłam chleb tostowy, pomidorki, serek, oliwki, orzeszki, chipsy, ale ciii...zjem zanim ktoś się zorientuje, że kupiłam :P, i pół kilo kaszy i na końcówce ledwo ciągnęłam za sobą nogi...a gdy rozpakowywałam zakupy okazało się, że koniec ketchupu, jajek itd.). Taki spacer tam i z powrotem plus zrobienie zakupów to prawie 2 godziny!

4.
Gotuję dla Rodziny :) Czyli muszę mieć na uwadze kulinarne preferencje jej członków, a nie jest to proste... Gdybym gotowała zgodnie z moimi upodobaniami, jedlibyśmy pierożki, naleśniczki, kluski różnej maści. wszystko w wydaniu raczej bezmięsnym... Gdyby o naszej diecie decydował mój mąż na każdy obiad byłby kotlet z grubej słoniny, kopa ziemniaków, koniecznie bez surówki/sałatki! A gdy na to wszystko spojrzy lekarz czy dietetyk to powie, że moje preferencje prowadzą do anemii, a mojego męża do bajpasów! Muszę więc tak kombinować, żeby było i mięso i warzywa, a czasem nawet jakaś zupa (ostatnio nawet mi się dostało, nie zgadniecie za co? :P Wkroiłam do zupy wszystkie warzywa...czyli... przemyciłam marchewkę w pomidorowej! No i Pan mąż musiał zjeść :) Zgroza! Marchew w zupie! :))

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz