piątek, 23 stycznia 2015

Cała naprzód ku nowej przygodzie...

I zaczęła się przygoda życia!

4 stycznia o 5.40 ruszyliśmy w podróż!

Trasa, jako że autostradą, przebiegła nam spokojnie acz monotonnie...
Starałam się jak mogłam urozmaicać ją Panu Mężowi - Kierowcy, ale skutki były dość mizerne...

albo zasypiałam...

albo, jako, że moją domeną było dbanie o prowiant (zdaje się, że bardziej o mój :P), pod wpływem spożytych płynów, wywoływałam postoje (moim zdaniem to jest jakieś urozmaicenie, ale Małżonek nie piał z zachwytu) mniej więcej w tym stylu :)

albo śpiewałam, co również nie spotykało się z szalonym entuzjazmem  (zawsze, gdy to robię, mam przed oczami tą scenę, choć oczywiście jestem przekonana, że mi idzie o wiele lepiej :) )

Po 1300 km "wycieczki" odpoczęliśmy troszkę :)
Przemiło spędziliśmy czas z wieloletnimi przyjaciółmi moich rodziców (wujkiem i ciocią, co świadczy w sposób oczywisty o stopniu zażyłości :) ) oraz ich synem. Ciocia przygotowała pyszną kolację, trochę pobiesiadowaliśmy, a po nocy, która minęła potwornie szybko i pierwszym śniadanku z najprawdziwszą la baguette ruszyliśmy w dalszą drogę.

Reszta trasy upłynęła nam podobnie, z tą różnicą, że wiodła ona  Autostradą Słońca...
...czyli jechaliśmy cały czas na południe... 
...można tu parafrazować powiedzonko "biednemu zawsze wiatr w oczy"...tyle, że w naszym przypadku lepsze byłoby np."emigrującym Brykusiom zawsze słońce w oczy" :D

No i nie bylibyśmy Polakami, żebyśmy na to nie narzekali...
Choć nie widzieliśmy słońca taaaak długo, to już po godzince takiej jazdy mieliśmy dosyć mrużenia oczu, okularów i przekładania daszków samochodowych z lewej na prawo i na odwrót!
Taka to już maruderska natura :P

W końcu GPS wygłosił "Twoje miejsce docelowe znajduje się po lewej stronie" !

Przybyliśmy do celu!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz