środa, 31 stycznia 2018

Nawet nie wiesz jak bardzo ...

...jestem niewyspana :(

Dziś w nocy, 45 minut po północy Adasiek skończył 8 miesięcy! Co wtedy robiłam? Tuliłam go w ramionach. Podobnie jak godzinę wcześniej i godzinę później... Ponoć się z tego wyrasta, ale póki co obserwuję raczej, że jest coraz gorzej niż lepiej :( Przez pierwsze 4 miesiące było całkiem dobrze w nocy. Jedno, dwa karmienia, przerwa nawet 6 godzin - wszystko wskazywało na to, że szybo uporamy się z nocnymi pobudkami. Niestety, od 1 października jest równia pochyła... Doszło już nawet do 4-5 karmień (czy też może lepiej rzecz "przytulań", bo kto go tam zna co on je :P).  A to oznacza, że nie śpię jak człowiek już równo połowę jego krótkiego życia :(
Oczywiście sporo w tym mojej winy, bo gdybym mu rozdartego, słodkiego jego dziubka cycem nie zapychała to pewnie nie miałabym teraz tych worów pod oczami z niewyspania. Wszystko to jednak "gdybanie". Mieszkają razem z Pyzką, więc nie mogę (ani też nie chcę, bo serce krwawi) brać go na przeczekanie, bo zamiast jednego rozdarciucha będę miała dwóch krzykaczy, z których jednego piersią spacyfikować się już nie da i wtedy to dopiero robi się "bal".
A teraz jeszcze, jakby mało mi było atrakcji nocnych oba skrzaty mają katar. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale oboje mają gluty do pasa i aż rzężą w środku :( Inhalujemy się więc, odsysamy, zakraplamy i tak w kółko. Dnie są jeszcze do wytrzymania... Chociaż higiena okołonosowa u niemowlaka co to nosa dmuchać nie potrafi nie należy do najprzyjemniejszych, to jednak  wszystko jest lepsze niż cierpiące z powodu zatkanego nochala dziecko nocą :( I tak, ostatnie dwa dni to apogeum moich nocnych dramatów. Skulona w chińskie "S" na dziecięcym tapczanie, zakryta kocem po uszy z pominięciem wywalonego cyca rzecz jasna, mamrocząc pod nosem coś w stylu "ciiiiii śpijspijśpiiiijjjj" tudzież mrucząc jak stary kocur bujam się niczym bezdomna sierota kołysząc tak to moje zasmarkane młodsze dziecię. Co kilka-kilkanaście minut podejmowałam próbę odłożenia syneczka do jego własnego łóżka, ale za każdym razem wracaliśmy na z góry upatrzoną pozycję, przy czym powrotom tym towarzyszyły nowe salwy płaczu i moje modły, żeby się chociaż Pyzka nie obudziła...
Codziennie kładę się do łóżka (o ile zdążę się położyć) z nadzieją, że to będzie już dziś, że dziś się prześpię, że to się wreszcie skończy, a młody pośpi łaskawie jak człowiek kilka godzin ciągiem...

Choć to nie elegancko zrzucać winę na takiego małego, słodkiego, bezbronnego człowieka, to prawda jest taka, że rzadziej tu zaglądam, bo mój mózg ledwo zipie. Wszystkie komórki mojego ciała co dnia toczą walkę o utrzymanie otwartych powiek. Kiedy tylko ten stan się zmieni, a ja poza funkcjonowaniem na "autopilocie" odnajdę na nowo siłę na cokolwiek innego niż niezbędne minimum wrócę i do bloga :)
Tymczasem trzymajcie za mnie kciuki!
Ja vs. dzieci starcie drugie, czyli koniec drzemki...

*
A poniżej: "mamo, zrobię wam zdjęcie"  
Jak Wam się podoba? 
Bo ja mam pewne wątpliwości:
1. "Wam" to znaczy komu ?
2. No i nie wiem czy aż taka jestem niewyraźna czy jednak to jeszcze Pyzkowy brak doświadczenia w fotografowaniu.... :P
Tak czy siak fota idealnie ilustruje mój stan :D
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz