środa, 2 grudnia 2015

Ostatnie wspomnienia wyjazdowe

Wielkimi krokami zbliża się już nasz kolejny wyjazd w rodzinne strony...
Tymczasem nie opowiedziałam Wam jeszcze wszystkiego z naszego październikowo-listopadowego pobytu.

A działo się wiele!!
Dziś skrót wyjazdu, trochę liczb i statystyk w zdecydowanie bałaganiarskim zestawieniu :P
Czyli dokładnie tak, jak ten czas wyglądał!
Totalny rozgardiasz!!!
To było 17 niezwykle intensywnych dni!
***
Przeprowadzaliśmy się z nocowaniem 6 razy!
***
Byliśmy na 1 ślubie i "większej połowie" wesela :P (z ciężkim sercem zostawiliśmy Pyzę w dobrych rękach na wieczorny spoczynek i towarzyszyliśmy szczęśliwym Młodym aż do oczepin! Byłam twarda i nie zadzwoniłam ani razu!!! Ale na telefon zerkałam co 30 sekund :P)
***
Odwiedziliśmy rodzinne groby - w sumie 5 cmentarzy...
***
W końcu udaliśmy się do naszych fryzjerów :P (nie chcecie wiedzieć jak strzygą w Avignon. Pan Mąż spróbował i po tym ja się już nie odważyłam heh... Na szczęście, jak mówi Mama: "włosy nie papier, odrosną!" i już śladu nie ma po tym niefortunnym strzyżeniu...) O ile Panu Mężowi to spotkanie nie zajęło zbyt wiele czasu, to u mnie, po roku od ostatniej wizyty  (!!!!!!!!!!!!!!!!) było trochę więcej roboty... co najmniej jak u Kieślowskiego - trzy kolory...
***
Nie licząc wyżej wymienionych, gościliśmy w 12 miejscach, spotykając tam niezliczone ilości naszych bliskich i przyjaciół!  
Przez tychże byliśmy odwiedzani także w domach naszych rodziców, czyli tzw. "u nas" - mieliśmy przyjemność odbyć w sumie 9 takich odwiedzin :D
Wszyscy chcieli zobaczyć Pyzę... trochę też pewnie nas  :P
Wymieniliśmy tysiące uścisków i jeszcze więcej całusów...
Milion pięćset sto dziewięćset razy usłyszeliśmy, że nasza Pyza jest cudna :D i o dwa więcej, że piękna, a o 3 mniej, że grzeczna :)
Połowę z tego stanowiły głosy 'podobna do mamy', a drugą połowę 'podobna do taty' :P
Przy okazji spotkań naplotkowaliśmy się aż do opuchlizny języka...
Śmiechom i "chichom" także nie było końca - brzuchy bolały, a na twarzy pojawiło się kilka nowych, 'oduśmiechowych' zmarszczek.
Wszystkim zainteresowanym (a pewnie nie czytającym mojego bloga :P) opowiedzieliśmy jak nam się tu żyje. Kwadrylion razy tłumaczyliśmy przy tym, dlaczego, mimo takiej, a nie innej relacji z naszego tu życia, nie chcemy tu zostać na zawsze...
Tym co bloga czytają uzupełniliśmy wiedzę o fragment 'tego nie znajdziesz na blogu'...i również tłumaczyliśmy, że jednak do Polski wrócimy... (Hmmm...a może oni wszyscy nas wcale nie chcą i dlatego tak wypytują?! ).
 ***
Powiększyliśmy nasz bagaż o jakieś 20 kilo... tu raz jeszcze ogromne podziękowania wszystkim Babciom, Ciociom i Wujkom ... bo ok. 18,5 kg tego dodatkowego bagażu stanowiły piękne podarki dla Pyzki od tychże :)
Nie wiem jak to możliwe, ale jednocześnie skompresowaliśmy nasze tobołki o 2 sztuki !! Szok!
***
Pokonaliśmy jakieś sto trylionów kilometrów w drodze do/z/na wszelkie możliwe spotkania :)
W tym miejscu wypada podziękować za szoferowanie, odbieranie nas, zawożenie oraz wypożyczenie środków lokomocji... O ile wożenie nas kłopotliwe chyba mocno nie było, o tyle już wypożyczenie auta to niemała przygoda :P ...bo albo nie było pasa do przypięcia fotelika, albo był za krótki, albo, gdy się w końcu znalazł to okazało się, że przedni fotel się nie blokuje tylko jeździ po całym aucie uderzając od czasu do czasu w fotelik (auć!!!)... albo ostatecznie, po zlikwidowaniu wszelkich przeciwności zapalała się kontrolka 'dolej paliwa' (nie ma to jak pożyczać auta od studenta :P). Niemniej jednak jesteśmy mega wdzięczni, że mieliśmy czym się przemieszczać i polecamy się oczywiście na przyszłość!
***
Za sprawą zmiany czasu zyskaliśmy dodatkową godzinkę w Polsce :)
Straciliśmy jednak dzięki temu kilka godzin snu oraz świętego spokoju :( (Nigdy bardzo jakoś ta zmiana czasu mi nie przeszkadzała...aż do teraz kiedy mamy dziecko! Co to za pomysł z przestawianiem zegarka?! Jak wytłumaczyć to 14-tygodniowemu niemowlakowi?! wariactwo jakieś!)
*** 

I można by tak jeszcze długo opowiadać...
Szalone i nieco wykańczające niespełna 3 tygodnie, które minęły jak jeden dzień!
Wspaniale jest móc spotkać się z najbliższymi choć na te kilka dni!

Dziękujemy wszystkim za te cudowne chwile, serdeczne przyjęcia, miłe odwiedziny, ciepłe słowa, piękne podarki, pomoc, troskę, wyrozumiałość...
Wszystkich tych, z którymi nie udało nam się spotkać przepraszamy! Niestety doba nie chce się rozciągnąć :( Obiecujemy, że postaramy się nadrobić zaległości przy kolejnym pobycie!


Szczęśliwie się złożyło, że nasz świąteczny przyjazd to nie tylko mgliste marzenie, że można było już podczas tej wizyty konkretnie umieścić go w czasie i przestrzeni :)
Tym sposobem z opcji 'jak przyjedziecie na święta to...' zrobiło się 'za X tygodni...' i dużo łatwiej było to sobie wyobrazić, coś zaplanować, ale też spakować się i wyjechać, bo wiemy, że niebawem znów się widzimy :D
Pan Mąż to już nawet zaczął ze mnie żartować, znając moje upodobanie do pakowania i obmyślania bagażu, że dzień odlotu coraz bliżej a tu walizki jeszcze nie spakowane!
Tiaaa... baaardzo śmieszne!!!
Ubawiłam się :P
 Tymczasem zmykam...
...w końcu ktoś te manatki musi ogarnąć! :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz