środa, 7 października 2015

Sąsiedzko

Mieszkamy tu już pół roku!
Znamy już sąsiadów i najbliższą okolicę, pana aptekarza i kasjerki w Lidlu...
Mamy już nasze ulubione miejsca zakupowe i spacerowe, a pan straganiarz (zawsze kupuję coś u niego, nawet gdy cena nie jest najlepsza akurat tam, bo to jest "nasz pan" i już!) na sobotnim bazarku zapytał mnie ostatnio zaniepokojony "gdzie jest mąż?" gdy przyszłam sama po warzywa!
Jesteśmy dość oswojeni z tym miejscem, można by rzec nawet, że zadomowieni...

Tymczasem rozpoczął się właśnie nowy rok akademicki, a wraz z nim w naszej rezydencji nastąpiła spora rotacja lokatorów. Mieszkamy blisko uniwersytetu, a "apartamenty" w naszym budynku to głównie małe studia, idealnie dla żaków :) Nie zdziwiły nas więc busy przeprowadzkowe nawiedzające naszą małą i wąską uliczkę przez cały wrzesień. W ten sposób odjechał w siną dal m.in. sąsiad zza ściany w sypialni...

Jednak nie wszyscy sąsiedzi się zmienili!

Na szczęście!
Bo mamy tu naprawdę miłych sąsiadów!
Zawsze są przyjaźnie nastawieni, mili i chętni do pomocy :)
Czasem żartowaliśmy sobie z Panem Mężem, że trochę mało to francuskie...
Zdecydowanie poszczęściło nam się pod tym względem !
Poczynając od Pana Guardiana (Konsjerża czy jak mówimy w Polsce - gospodarza domu), który jest prze-, prze-, przemiłym facetem z uroczym psem! na bardzo rozrywkowym studencie za ścianą kończąc :)

Kiedy tu zamieszkaliśmy rezydencja (czyli na nasze - osiedle) miało problem z nieproszonymi gośćmi w postaci miejscowych handlarzy "środkami niedozwolonymi". Nie wiedzieć czemu upodobali sobie akurat tą małą uliczkę i naszą klatkę... Wsiadają do auta na początku ulicy, jadą do końca (150 m), zawracają i wysiadają... Ciekawe, nieprawdaż?! Wszyscy wiedzą kto to i po co tu siedzi i nikt nic nie może zrobić! To akurat bardzo podobnie jak w PL :P
By się ich pozbyć z naszego terenu najbardziej zaangażowani sąsiedzi postanowili zająć im miejsce! Pomysł bardzo ciekawy!
Zdecydowanie integrujący :)
Mianowicie: wystawiali stoły i krzesła przed klatkę, przynosili własny prowiant (obowiązkowo wino:) ) i biesiadowali... Tak właśnie poznaliśmy najbardziej udzielających się lokatorów :) Zaprosili nas do wspólnej "akcji", a potem także na kolejne tego typu sytuacje czy też zwyczajne spotkania przy grillu...
Taki obrót spraw totalnie nas zaskoczył. Przyzwyczailiśmy się już raczej do tego francuskiego zamkniętego stylu bycia. Tym bardziej było to dziwne, że jednak ciężko się z nami skomunikować i trzeba włożyć w to trochę wysiłku...
Bardzo się jednakowoż na to wszystko ucieszyłam i staraliśmy się nie przepuścić żadnego sąsiedzkiego radnez vous :)! Dzięki tym znajomościom czułam się tu bardziej zadomowiona i zdecydowanie bardziej "zaopiekowana", co było nie bez znaczenia w świetle powiększającego się brzucha i Pana Męża stale w pracy! <Nie wiem czy nasz Guardian odbierał kiedyś poród i na szczęście nie musiałam tego sprawdzać, ale pewne dla mnie było, że prócz mnie tylko on jest praktycznie cały czas na osiedlu, więc w razie czego to u niego szukałabym ratunku! >

Miło jest mieszkać w miejscu, gdzie człowiek czuje się bezpiecznie i gdzie panuje przyjazna atmosfera. Ku naszej uciesze kilku sąsiadów mówi po angielsku, a Ci którzy nie mówią próbują nas choć zrozumieć i zdecydowanie pomagają nam w nauce francuskiego, dzięki temu, że zmuszają nas do jego używania! Tym sposobem nawet bariera językowa nie stanowi problemu!
Ja dukając "kali jeść, kali pić" jestem w stanie się dogadać, a Pan Mąż dzięki terapeutycznym pod tym względem właściwościom procentów spotyka się z sąsiadami gdzieś w połowie drogi między angielskim i francuskim i wszyscy są zadowoleni!

Gdy tylko pojawiła się Aśka (miała może z 10 dni), odbywało się kolejne grillo-biesiadowanie... Wykorzystaliśmy tę okazję, by przedstawić nową lokatorkę i napić się z sąsiadami tradycyjnego pępkowego :-) Tym sposobem nasza Pyzula stała się osiedlową maskotką pieszczotliwie podszczypywaną przez naszych przemiłych sąsiadów przy każdym spacerze... Nie ma dnia żeby ktoś nie zaglądał nam do wózka :P

Jednak na tym nie koniec!
Tym co zrobili nasi sąsiedzi kilka tygodni temu po prostu powalili nas na kolana...
Ogłoszenie na drzwiach, jak zwykle "sąsiedzkie party; zabierz co chcesz - ciasto, przekąski, napoje i obowiązkowo dobry humor; dzień, godzina, miejsce - pod klatką"... Uśmiechnęłam się na to wszystko (w sensie, że już rozumiem co jest napisane :P ), ale  szczerze przyznam, że tego dnia akurat nie planowaliśmy dołączyć do zabawy. Trochę zastanowiło mnie jednak, że przez cały tydzień, choć spotkałam kilku sąsiadów ze "stałego składu imprezowego," nikt nas nie zagadnął, jak to zwykle bywało, w stylu "hej, będziecie w piątek? jest spotkanie...". Gdy nadszedł piątek, a my już szykowaliśmy Małą do kąpieli usłyszeliśmy pukanie do drzwi... Nigdy i nikt tu do nas nie zagląda, więc pewnie gdybym była sama udałabym, że nikogo nie ma w domu. Po chwili usłyszałam jednak "to my" - hehe, bardzo śmieszne, czyli kto?? :P
Przed drzwiami stało dwóch sąsiadów :) Przyszli żeby nas zaprosić na spotkanie i zapytać o której godzinie przyjedziemy! Bardzo miło - pomyśleliśmy, ale czym zasłużyliśmy sobie na takie indywidualne zaproszenie?! W tej sytuacji zaczęłam się zastanawiać, że chyba "coś się święci". W końcu cały tydzień nikt mnie o nic nie zapytywał, a teraz stoją nagle pod naszymi drzwiami...dziwne. Spakowaliśmy więc Pyzę do karety i zeszliśmy na dół...
Co zastaliśmy?!
Transparenty "Welcome Joanna"!!!
Nasi sąsiedzi zorganizowali to spotkanie specjalnie, żeby przywitać Aśkę!
Wspaniała niespodzianka, która mnie wzruszyła i totalnie rozłożyła na łopatki!
To dlatego nie zagadywali mnie cały tydzień!
Nikt nie chciał się wygadać!
Urocze i przemiłe!
:D
<3
Joanna tak smacznie spała, że nawet nie zorientowała się, że już nie jest w łóżku, a w wózku i nie w domu, a całkiem na podwórku... Przyjęliśmy więc w jej imieniu życzenia, prezenty i wszystkie buziaki! :)
Aż zabrakło nam słów!

Miło, że choć jesteśmy trochę jakby na końcu świata, mieszkamy tu stosunkowo krótko i zawsze będziemy tu tylko tymczasowymi zagraniczniakami bez znajomości języka znalazło się kilka bezinteresownie przyjaznych nam osób :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz