środa, 18 marca 2015

Sposób na deszcz

Niedziela przywitała nas deszczem :(
Wielka szkoda...planów spacerowych miałam co niemiara!
Żeby tego było mało, wstałam oczywiście o godzinie siódmej, więc ponury dzień już od początku zdawał się nie mieć końca! Na szczęście w planach był chociaż pracochłonny obiad:P
Jednak, jak to się mówi: "inteligentni ludzie się ie nudzą" :)
Matko! Jakaż ja jestem skromna!
No ale cóż poradzę? Ja się nie nudzę! 
Wręcz przeciwnie!!! 
Ciągle jakaś zarobiona jestem! 
Ciągle w niedoczasie!
Ciągle gdzieś biegnę!
No i wymyśliłam sobie zajęcie na niedzielny poranek, coby nie budzić Pana Męża, a po cichutku "zająć się sobą".
Oczywiście były to zajęcia twórcze, które pochłonęły mnie tak, że 3 godziny później nadal byłam zarobiona po łokcie...
I 5 godzin później też :)
Tym sposobem śniadanie jedliśmy w południe :P
Ale co tam! Najważniejsze, że mimo podłej pogody dobrze się bawiłam sama ze sobą...
Pan Mąż również ukontentowany był takim obrotem spraw, gdyż niedziela to dzień meczowy, więc nikt nie truł mu nad głową, że znów mecz...
Siedział w swoim centrum dowodzenia i tylko nieśmiało pytał co jakiś czas czy może coś nie zjemy albo czy dużo tu jeszcze planuję dekoracji :D
Co to za pytanie?!
Tyle ile się tu zmieści!
Ile będę miała weny żeby zrobić!
Odpowiedź brzmi więc: DUŻO! :P
(Czy ja się pytam czy dużo jeszcze planuje w życiu meczy obejrzeć?!)

Ciekawi, co mnie tak pochłonęło w ten niedzielny poranek?
Otóż: resztki firanek :D
Nie ma to jak zakupić coś najtaniej w świecie i wykorzystać do ostatniego okruszka!
Zakupione firanki były wielgaśne... prawie 3 na 3 metry! Kto to widział takie okno?!
Postanowiłam jednak nie obcinać ich z szerokości, tylko mocno przymarszczyć. Ładnie to wygląda i bardziej zasłania okno, szczególnie gdy materiał to gładki tiul...
Z długości jednak obcięłam całkiem spore kawałki i to one właśnie posłużyły mi za wypełniacz czasu. A dzięki temu, że wszystko poszło zgodnie z planem teraz stanowią kolejny element dekoracyjny naszej sypialni :)
Już wcześniej planowałam to zrobić!
POMPONY
Plan był na papierowe, takie z bibuły. I pierwszy pompon był właśnie z papieru.
Nie pokażę Wam go niestety, bo wytarłam nim rozlaną wodę i wyrzuciłam go do śmieci...
Jednym słowem: nie był zbyt udany :P
Pomyślałam: "pierwsze koty za płoty". 
Już miałam szukać kolejnej inspiracji w internecie na pompon papierowy (z nadzieją, że może gdzieś jest lepsza instrukcja...) gdy w oczy rzucił mi się napis : POMPON TIULOWY
Olśnienie :D
Przecież mam tiul!

Oczywiście instrukcja z internetu nijak się miała do mojej rzeczywistości. No bo tak:
1. Tiul na rolce : phiii....mogę sobie co najwyżej zrolować!
2. Konkretnej szerokości...błehehehe, jak sobie wytnę tak będę mieć...przecież to resztki z firanek!
3. ...i długości... oczy-wiście!!! mam co mam - 280 cm na jeden kawałek! I tak musi być!
4. Satynowe wstążki...No, bardzo śmieszne... zapomniałam spakować je z domu! To mnie wkurza najbardziej!!! Mam resztkę białej i różowej nitki i to musi wystarczyć!
5. Baza z tektury... tiaaa... Przecież tektura to bardzo cenny towar!!! Dbam nawet o pudełka po museli...nie zmarnuję ich na bazę!!! Może nada się lekko pofalowane pudełko po pizzy? (Właśnie! w końcu jest piekarnik! Była więc i pizza "jak Pan Bóg przykazał").

Mimo, że nie zastosowałam się do żadnego z punktów internetowej instrukcji efekt mojej pracy mnie osobiście podoba się wystarczająco, by nie wytrzeć pomponami wody, a udekorować nimi pokój :) 

Cały czas pracuję nad koncepcją lepszego ich rozmieszczenia i zaczepienia. Na razie jednak jest jak jest, do zdjęcia wystarczyło. Z braku dziur w ścianach musiałam zadowolić się tym jednym jedynym gwoździem :) więc wiszą jak wiszą.

Sypialnię mamy w szarym kolorze, a białe pomponiki fajnie ją rozjaśniają i dodają delikatności.

Nie są idealne, ale takie moje :) 
Kojarzą mi się trochę z bukietem kwiatów zerwanym przez dziecko na łące :) (lub inną nie do końca idealnie wykonaną czynnością, jednak taką, do której wykonawca włożył całe serce.Choć kwiatki w większości nie mają łodyżek, a w momencie wręczania z zaciśniętej piąstki aż leją się roślinne soki jest tysiąc razy piękniejszy niż największy i najdroższy bukiet z najlepszej w mieście kwiaciarni!

I nawet nie zauważyłam kiedy przestało padać :)
 



1 komentarz:

  1. Nie wiedziałam, że tak można wykożystać firanki:D

    PS.Sandra

    OdpowiedzUsuń